Uwielbiałam spędzać czas na dworze, kiedy mój brat jeszcze z nami był, to uczył mnie co to znaczy być blisko z przyrodą. Wspólnie wspinaliśmy się po drzewach, robiliśmy kilkudniowe wypady w góry
i kąpaliśmy się w jeziorach. To były dobre czasy, a teraz w obliczu zagrożenia wykorzystam wszystko co pozwoli mi żyć dłużej.Usiadłam na gałęzi. Przede mną otwierał się widok na rozległą dzicz. Zachodzące słońce nadawało klimatu, a pojawiający się księżyc oczarował swoim blaskiem. Wilczyca milczała od czasu wygnania, widocznie nie mogła się z tym pogodzić.
-Jak tam na dole?- zaśmiałam się wesoło- Ktoś tu jest za gruby aby wejść, jaka szkoda. Ranę radzę odkazić, nie chcemy żeby bolało prawda?
Cienkie gałęzie na szczycie nie byłyby w stanie utrzymać żadnego z nich.
-Kiedyś będziesz musiała coś zjeść. Zobaczymy kto wtedy będzie się śmiał.
Zniknął w nocnej gęstwinie, jednak mimo to wiem że mnie obserwuje.
Oni nie odpuszczają.
Drobny plecak, który ze sobą miałam przywiązałam liną do pnia. Westchnęłam cicho.
Nie tego oczekiwałam.
Jeszcze tydzień temu ciotka była względnie miła. Nie prawiła kazań, nie usiłowała wydać za kogoś wysoko postawionego. Nie denerwowała się aż tak bardzo na moją postawę.
A wczoraj stwierdziła, iż mnie i kuzyna łączy coś więcej. Zaśmiałam się pod nosem. Suka.
Nie pozostało mi nic innego, jak czekać i delektować się tym co mi pozostało.
Nasłuchiwałam otoczenia zatracając się w wspomnieniach. W końcu tylko to mi pozostało.
-Rusz się dupku, Alfa wzywa! Nie możemy pozwolić sobie na spóźnienie! Zostaw ją i tak sama nie przeżyje!- psychol który jeszcze godzinę temu chciał mnie na wyłączność nagle odpuścił.
Chwila..
Oni mają Alfę?
Wygnani nigdy nie mięli przywódcy. Widocznie pojawił się ktoś kto jest gorszy niż ta zgraja barbarzyńców. Musi być bardzo silny, skoro udało się mu ich opanować. Banici byli oporni do pokory, nie potrafili się podporządkować. Dlatego trafili do ogrodzonej puszczy. Nikt o zdrowych zmysłach nie wchodził to dobrowolnie. Wygnańcy lubili na nich polować.
Nosili skórzane ubrania, łańcuchy i liny, mimo to nie byli typowymi Bad boyami z tanich romansów. Osobiście nie chciałabym stanąć z nimi twarzą w twarz. Muskularni, z nutką szaleństwa w oczach. Przeważnie pokryci licznymi bliznami.
Kiedy nastała błoga cisza, a ich zapach zniknął całkowicie, zeszłam na dół.
Myśl Lilia, myśl!
Muszę zorganizować zapasy zanim się pojawią.
Nie zastanawiając się dłużej zmieniłam się w wilka i pognałam przed siebie.
~~
Lucas:
Otworzyłem masywne drzwi wchodząc do Sali narad.
-Alfo- skłonili się niżej postawieni banici.
Uśmiechnęłam się dumnie. Dobrze ich nauczyłem kto tutaj rządzi.
Zasiadłem na główne miejsce i przejechałem wzrokiem po zebranych.
-Co Ci się stało Marco? – parsknąłem widząc przeoraną twarz bety wykrzywioną w niemym bólu- Srebrny nóż? Czyżby nowy wygnaniec? Dobrze wiesz, że trzeba ich przyprowadzać i werbować. W obliczu wojny każda para łap się przyda.
-Lalunia go poharatała- zaśmiał się Alex, jego pomocnik w polowaniach. Uniosłem zdziwiony brwi.-
A później wykiwała i wlazła na drzewo. Szczwana wilczyca, wyżej postawiona. Potrafi maskować zapach, jednak co to dla nas.-Jedyne co po sobie zostawiła to kawałek bandażu- podał mi go a ja w skupieniu zaciągnąłem się zapachem.
~To niemożliwe- mój wilk zawył.
-Macie ją wytropić i przyprowadzić. Kolejna kobieta przyda się do stada, i tak mamy ich niewiele.- zachowałem kamienną twarz i otworzyłem teczkę- Nikt nie ma prawa jej tknąć, poza ewentualnym związaniem żeby nie uciekła. Rozumiemy się? Z chęcią przeprowadzę na niej eksperyment..
Warknąłem głośniej, a wilki skuliły się.
-Jak sobie życzysz Alfo.
Niedługo kotek wróci do domu..
~~
Lilianna:
Cholera by to wzięła.
Przez własną nieuwagę dałam złapać się w pułapkę. Ja rozumiem, nie każdy jest tak niezdarny jak ja.
ALE DO CHOLERY PUŁAPKA NA NIEDŹWIEDZIE?!
Wiszę około 4 metry nad ziemią, głowią w dół i rozmyślam nad własnym losem. Krew spływa mi do głowy i ogranicza racjonalne myślenie. Jednak nie mogę liczyć na ułaskawienie, nie w takich okolicznościach.
Sięgnęłam po nóż i zaczęłam przecinać linę.
Nie jest to mądre posunięcie, jednak wszystko jest lepsze od zgrai wilkokrwistych, napalonych samców. Do tego nie wiadomo co jeszcze mają w głowach. Nie podnieca mnie fakt konania w torturach.
Po chwili na horyzoncie pojawił się mój poprzedni znajomy, wraz z dziwnymi linami i grupą zmiennych. Zaczęłam coraz szybciej ciąć linę, kiedy się tu pojawią będzie po mnie.
-Laleczko- wybuchał śmiechem widząc w jakim stanie jestem.- Problem?
-Nie wcale, świetnie sobie radzę- cięłam coraz szybciej.
-Masz być przetransportowana w całości- Machnął głową w stronę z której przyszli.-Spadniesz.
-Możliwe, jednak będzie to ciekawsze niż zejście po dobro- lina pękła a ja z piskiem spadłam. W ostatniej chwili złapał mnie osiłek.-ci.
-Nie mamy czasu na twoje wygłupy- przytrzymał mnie, kiedy rudowłosy wilkołak związywał mi ręce i nogi liną.
-Ruszamy!- krzyknął do zgrai.
- Czyli nie macie zamiaru mnie zgwałcić, zabić i zakopać pod krzewem? Jeżeli tak to proszę w okolicy tych cholernych jarzyn, niech inni też się o nie potykają.- żachnęłam się gniewnie.
Zaśmiał się serdecznie.
-Laleczko, to że jesteśmy wygnańcami, wcale nie oznacza że gwałcimy i zabijamy co popadnie. Poza tym, ty teraz też jesteś jedną z nas.
-To z przypadku- posmutniałam nagle zaciskając wargi.-Gdzie mnie niesiecie? Jak masz w ogóle na imię?
No cóż, w stresujących sytuacjach dostaję słowotoku. A poza tym warto dowiedzieć się paru rzeczy, ucieczka nie wchodziła w grę. To ich teren, znają go lepiej niż siebie samych.
-Jestem Marco, pierwsza beta. Idziemy do głównego domu, zgodnie z rozkazem Alfy.
- A ten czego ode mnie chce- mruknęłam pod nosem.-Żyjecie tutaj normalnie?
-Można tak powiedzieć- uciął rozmowę, a ja nie przejmując się już nim rozglądałam się wokoło.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
~~
Dedykuję wszystkim, którzy skomentowali ♣
Im więcej ★ i komentarzy, tym szybciej rozdział ♣
Do zaś ★★★
~Morphium_1305♥
CZYTASZ
Wygnańcy
WerewolfDeszcz moczył moje ciało kiedy stałam przed ogromnym, ciemnym lasem. Łzy przysłaniały widok, a czekająca śmierć tylko potęgowała moje przerażenie. Pozbyli się mnie. Jestem wygnanym wilkiem. Ogromny jeep odjechał z piskiem niszcząc ostatnią nadzieję...