-Daleko jeszcze?- ręce bolały mnie od lin, a niewygodna pozycja sprawiła że rozbolały mnie plecy.
-Jesteśmy przy strumieniu. Umyjesz się i spierzesz krew. Musisz coś sobą reprezentować.
-No wiesz- uśmiechnęłam się pod nosem- Do damy takie rzeczy mówić?
-W tej chwili niezbyt ją przypominasz. Ubierzesz tą kieckę, te spodnie są zbyt podarte. Alfa nie lubi widzieć ludzi w takim stanie. Nie próbuj uciekać, wtedy tak miło nie będzie.
Westchnęła cicho kiedy rozwiązali liny.
-Streszczaj się- Marco podał mi rzeczy i wskazał strumień.
Nie mając zbytnio wyboru zaczęłam się rozbierać. Widząc wzrok wilkokrwistych, do wody weszłam w koszuli. Zanurkowałam pozbywając się brudu.
Wypłukałam włosy i otarłam twarz.
-Możecie się odwrócić- zapytałam gotowa do wyjścia.
-Jeszcze zwiejesz- podsumował inny facet poprawiając liny na swoim ramieniu.
-Jestem kobietą i niekoniecznie marzy się mi, aby zgraja facetów mnie oglądała. No ludzie, jak mam zwiać w pół minuty?!
-Daj spokój Alex, niech ma chwilę.
W życiu się tak szybko nie ubrałam. Koszulką wytarłam włosy, a z braku czasu założyłam kieckę na mokre ciało. Była biała, na cienkich ramiączkach i sięgała przed udo. Mokry materiał delikatnie prześwitywał, więc zaplotłam ręce na biuście. Świetnie.
-Gotowa- przeczesałam włosy palcami i podeszłam do Marco.
- Zostało nam 15 minut do celu, lepiej żebyś się zachowywała.
Wspominałam, iż nigdy nie podporządkowuję się nikomu?
Faktycznie, już po chwili przed nami wyrósł ogromny budynek z kamienia, porośnięty był mchem i ukryty w koronach drzew. Wyglądał jak odrestaurowany zamek, jednak bił od niego chłód i potęga.
Marco postawił mnie obok siebie i wyprostował dumnie.
-Bądź grzeczną dziewczynką, to może przydzieli Ci dobrego partnera.
Czekaj.
CO?!
-Jak to partnera?!- syknęłam.
-Kochana, banici też mają stado. Samice są potrzebne do rozrodu. Myślałaś że będziesz leżeć i ładnie wyglądać?
No chyba nie.
Nie zwracając uwagi na postawnego basiora wychodzącego z budynku zwiałam. Zanim ktoś zdążył cokolwiek zrobić wdrapałam się na drzewo. Tym razem nie mam butów, no niestety. Piekące stopy nie pomagały w wspinaczce.
-Wracaj tu ty mała..- Marco wyprzedził ogromny, czarny jak noc wilk i skoczył na mnie.
Spadłam na ściółkę, uderzając mocno w ziemię.
Nie byłam dostatecznie wysoko aby uniknąć złapania.
Jednak w tej chwili patrzyłam na srebrne oczy Alfy. Warczał wściekle pochylony nad moją twarzą.
Mimo przerażenia nie mogłam zignorować tego co nastąpiło.
~Nasz mate!- zdziwiona wilczyca zamilkła kiedy ponownie warknął i zaczęła cicho skomleć.
Zamknęłam oczy i odwróciłam twarz. Zamiast sierści poczułam ciepło ramion, które podniosły mnie z ziemi i przerzuciły przez ramię.
-Jesteś moja!- warknął głosem alfy a ja skuliłam się.
Wyminął zdziwionych wojowników i wszedł do posiadłości.
Ogromne, zakręcające schody prowadziły na wyższe piętra. Hol, jak i salon i jadalnia były zachowane w surowym wyglądzie, nic nie było tutaj przyjazne.
Otworzył stalowe drzwi i rzucił mnie na łóżko. Sam kopniakiem zamknął powłokę i spojrzał na mnie.
Miał ponad 195 cm wzrostu, lekko opaloną skórę pełną bladych blizn. Twarde mięśnie drgały niespokojnie, kiedy usiłował uspokoić oddech. Czarne jak smoła włosy tworzyły artystyczny nieład. Mocno zarysowaną szczękę pokrywał lekki zarost. Przekrzywiony nos ( prawdopodobnie po złamaniu) i srebrne, niczym płynna rtęć oczy dodawały mu grozy. Na kilometr można było wyczuć od niego Alfę.
~No to nieźle wybrałaś- warknęłam do wilczycy. Ta zaś parsknęła złośliwie.
~Nigdy nie byłaś świętoszką, liczyłaś na spokojnego faceta?
Uśmiechnął się widząc jak tasuję go spojrzeniem.
-Kim ty jesteś?- zapytałam cicho kiedy podchodził do mnie jak do ofiary. Cofnęłam się aż do ściany i czekałam.
- Lucas Sparrow, Alfa banitów, stada dzikich- głęboki głos docierał do moich komórek, wilczyca wyła zadowolona- I twój mate.
Skoczył na mnie.
A mroczną ciszę przebił tylko mój krzyk
~~
Dziękuję za gwiazdki i komentarze, uwielbiam je czytać♥
~Morphium_1305♥
CZYTASZ
Wygnańcy
WerewolfDeszcz moczył moje ciało kiedy stałam przed ogromnym, ciemnym lasem. Łzy przysłaniały widok, a czekająca śmierć tylko potęgowała moje przerażenie. Pozbyli się mnie. Jestem wygnanym wilkiem. Ogromny jeep odjechał z piskiem niszcząc ostatnią nadzieję...