Lilianna:
Od wczoraj trwają przygotowania do pełni. Lucas wytłumaczył mi obrzędy z tym związane. Co najlepsze, watahy z poza muru nie spędzały wspólnie czasu- po pracy pieprzyli się jak króliki
i tyle. A to nas nazywają zwierzyną.Około 17 samce ruszały na grupowe polowanie z Alfą, samice z Luną zaś szykowały ucztę. Upolowaną zwierzynę przygotowywano przy ognisku i wspólnie spędzano czas. Po zachodzie słońca, dzieci szły spać, a zabawa trwała w najlepsze. Księżyc zaczynał wpływać na stado
i napełniał ich mocą. Wtedy też często rozpoczynały się gonitwy. Sparowane samice lubiły podpuszczać swoich partnerów, a Ci w wesołej pogoni zaganiali je do pokojów. A później wiadomo co się działo.Rano wspólnie sprzątano i szykowano obiad. Wieczorem księżyc wciąż oddziaływał, więc dopiero następnego dnia wracano do codziennych obowiązków.
Nie słyszałam o watasze, która postępowała by w ten sposób. Co napawało mnie radością- kochałam nowe doświadczenia.
-Kochanie, to nie my jesteśmy dzikusami- Lucas, jako główny Alfa nadzorował przygotowania. Starałam się mu pomagać, jednak pełnia robiła swoje. On nie potrafił trzymać rąk przy sobie, ja zaś nie protestowałam za bardzo.
~Zacznij się szykować- pośpieszała mnie wilczyca, kiedy minęło południe. Nie wiem kto jest bardziej podniecony na myśl o dzisiejszym wieczorze- ja, czy ona?
Zgodnie z jej prośbą ruszyłam pod prysznic, gdzie zabrałam się do roboty. Porządnie wyszorowałam ciało i włosy, ogoliłam nogi i nałożyłam balsam. Od jakiejś godziny zaczynam być rozkojarzona i 'samotna', co może oznaczać tylko nadchodzącą noc.
Włosy zostawiłam do wyschnięcia, zaś sama założyłam białą, koronkową bieliznę. Zgodnie
z tradycją, ubrałam białą sukienkę na ramiączkach. Kończyła się przed kolanami, a jej dół był rozkloszowany. Włosy rozpuściłam, a na stopy założyłam baletki.Lucas czekał przed domem, za chwilę mięli wyruszać. Mężczyźni ubrani byli na czarno, kobiety
w białe sukienki. Kiedy tylko go zobaczyłam, moje serce ścisnęło się nieznacznie, a pożądanie zawładnęło dolnymi partiami. On też ledwo się powstrzymywał. Ruszyłam więc do kuchni pomóc w przygotowaniach i jednocześnie odcinając się od przyjemnej chwili. Najpierw obowiązki.~~
Wilki pojawiały się na horyzoncie, prawie każdy miał coś upolowanego. Pomagałam odbierać mięso i szykować je przed podaniem. Wszyscy wesoło rozmawiali, dzieciaki bawiły się na ogromnej polanie, na której odbywała się uczta. Nutka romantyzmu wisiała w powietrzu, jednak nikt się z tym nie krył.
Każdemu dopisywał humor, nikt z nikim nie walczył.
-Pięknie wyglądasz- ręce alfy owinęły się wokół moich bioder, kiedy odeszłam na chwilę na bok.- Pachniesz też cudownie.
No tak gorączka robi swoje.
-Wytrzymasz do wzejścia księżyca- wyplątałam się z jego uścisku i usiadłam na jednej z ławek. Dzieciaki plątały się pod nogami, więc ku uciesze dorosłych wysłałam ich z piłką kawałek dalej. Jako jedyne wydawały się nie przejmować nadchodzącymi wydarzeniami.
Po chwili dołączył do mnie Lucas. Przyciągnął mnie do swojego boku i otoczył ramieniem. Czułam się jakby właśnie tam było moje miejsce. Jakby od zawsze było ono obok ciemnowłosego.
Swobodnie rozmawiałam ze stadem i pomagałam nakładać mięso. Lucas z innymi dokładał drewna i bacznie mnie obserwował. Mimo wspaniałego towarzystwa, napięcie zwiększało się
z każdą minutą.
CZYTASZ
Wygnańcy
WerewolfDeszcz moczył moje ciało kiedy stałam przed ogromnym, ciemnym lasem. Łzy przysłaniały widok, a czekająca śmierć tylko potęgowała moje przerażenie. Pozbyli się mnie. Jestem wygnanym wilkiem. Ogromny jeep odjechał z piskiem niszcząc ostatnią nadzieję...