Normalnie nie paliłem.
Normalnie też nie przyjmuję klientów z takimi historiami.
Nim się obejrzałem, paliłem już trzeciego Camela. Podsunąłem paczkę pod dłoń mężczyzny, który siedział w fotelu, będąc w niego niemal wgniecionym. Nie ruszał się. Nie spojrzał w stronę półpełnej paczki Cameli. Wydawać się mogło, że nawet nie oddychał... a gdy w końcu zaczął, wpadłem w panikę.
Atak paniki?
Tak to wyglądało - oddech mężczyzny przyśpieszył, zaś z oczu nie mogłem wyczytać nic. Nic, prócz strachu, jaki momentalnie go ogarnął. Sam nie byłem lepszy!
Szybko zorientowałem się, że to nie był jego pierwszy raz; gdy chciałem mu pomóc, chociaż, cholera jasna, sam nie wiedziałem, jak, ten pokręcił tylko przecząco głową. Po dobrych dziesięciu minutach oraz kolejnych trzech wypalonych Camelach, Choi uspokoił się.
O ile "uspokoił się" to odpowiednie stwierdzenie.
Niepewnie wstałem z fotela, by po chwili zniknąć za drzwiami. Poszedłem do naszej prowizorycznej kuchni, z której przyniosłem mu szklankę zimnej wody. Od razu ją przyjął i podziękował cicho. Tak cicho, jakby bał się, że ktoś za chwilę go usłyszy i zabije.
- Zdarza się - powiedział. Nie wyglądał przekonująco. Właściwie to wyglądał jak ktoś przed załamaniem nerwowym, jednak nadal próbował zachować pozory silnego biznesmana. Lub bad boya, jak sam się nazywał.
Cholera, był silny. Normalnie, ludzie załamują się, gdy najbliższe osoby odchodzą, zaś Choi pozostał silny - funkcjonował na tyle dobrze, że był w stanie przyjść do mojego biura w nienagannym stanie. I użył słowa "morderstwo", a nie "nieszczęśliwy wypadek" lub "ogromna strata". Z minuty na minutę podziwiałem go coraz bardziej.
Właściwie, to nie wiedziałbym, jak się zachować w takiej sytuacji. Nigdy nie byłem z kimś tak blisko. I nigdy nie byłem w takich kłopotach.
Korzystając z tego, że uspokajał się, popijając wodę, wróciłem na swoje miejsce. Mężczyzna wyciągnął własne papierosy. Także Camele. Uśmiechnąłem się pod nosem. Usiadłszy wygodnie w fotelu, skrzyżowałem ręce na piersi, by pomyśleć o tym wszystkim.
Nie mogłem od razu przyjąć tego zlecenia, nawet jeśli tego chciałem, jak niczego na świecie. Może to głupio zabrzmieć, jednak trzeba pograć trochę niedostępnego, by zyskać w oczach drugiej osoby. Odchrząknąłem cicho, gdy ten gasił swojego papierosa w kryształowej popielniczce. To zabawne, bo dostałem ją od Mingyu, który jest największym przeciwnikiem papierosów, jakiego znam. No, może nie licząc mojej młodszej siostry.
- Ile?
Choi najwyraźniej spodziewał się tego pytania, bo bez wahania wyciągnął kopertę z kieszeni, którą od razu podsunął mi niemalże pod nos. Zerknąłem na nią, siląc się na najbardziej badassowski wyraz twarzy, na jaki mnie stać. Chyba się udało.
Bez pośpiechu otworzyłem ją, a moim oczom ukazała się wypisana na czeku piękna (i co najważniejsze, duża) suma. W dolarach.
- A to tylko zaliczka - mruknął pod nosem. Nie był przejęty tym, że właśnie stracił taką sumę. Właściwie, to jego wyraz twarzy nie wyrażał nic. Przerażało mnie to. Przypominał mnie. Niczym zimny kawał mięsa. Przestałem mu ufać... i momentalnie, cała moja fascynacja mężczyzną przeminęła.
- Gdzie haczyk?
- To kurewsko niebezpieczna robota.
Uniosłem kącik ust ku górze, by za chwilę, jak gdyby nic, roześmiać się. Nie spodziewałem się tego po sobie. Takiej odwagi. A może bezczelności?
- Nie możemy tutaj pracować. Nie chcę, by jakaś mafia wjechała do mojego przytulnego gniazdka. Myślał Pan o tym?
Pokiwał głową. Myślał, oj myślał. Wyglądał na zmyślnego stratega, nawet jeśli jest zapatrzonym w siebie elegancikiem.
- Mam swoich ludzi. Będziecie z nimi współpracować. Bazą będzie mój dom.
- Nie przypominam sobie bym szukał kogoś do pomocy.
Tym razem, to on się roześmiał. Ponownie mnie zaintrygował. Co za facet. Jednak w tym momencie wiedziałem, że przegrałem.
Podpisaliśmy umowę.
to nie reklama Cameli!
mam nadzieje, że robi się ciekawiej, bo mi osobiście przyjemnie się pisało. staram się pisać w miarę regularnie, ale wiecie, jak to jest. wszystkie wyświetlenia i gwiazdki naprawdę mnie cieszą. lobu!
CZYTASZ
Detektyw Yoon 2020
FanfictionDwa lata depresji tylko zaostrzyły apetyt Jeonghana na przygodę.