XX

53 12 2
                                    


Rozdział dwudziesty


Obudziłem się w piwnicy; zimnej, brudnej, wilgotnej. Pora roku nie robiła większej różnicy - leżąc przez bliżej nieokreślony czas na lodowatej posadzce, na pewno załatwiłem sobie nerki. Z perspektywy rychłej śmierci, niespecjalnie przejmowałem się bolesnym leczeniem tudzież wysokimi kosztami. Właściwie, to nie przejmowałem się niczym. Bolało, krwawiłem - fakt. Ale zawsze mogło być gorzej! 

Przynajmniej zyskałem trochę czasu na ewentualne rozgrzeszenie samego siebie, na przemyśleniu całego życia, jak robią to w filmach, książkach. Na dodatek poznałem wiele nowych stworzeń.

- Cześć, pajączku. Jestem Jeonghan i za chwilę zdechnę - mruknąłem do jednego z wielu bożych stworzeń, których, w normalnych warunkach, nie zaakceptowałbym. Za cholerę. - Ale cóż innego mi zostało. Jakie życie, taka śmierć. 

Nie licząc wszelkiej maści robactwa, byłem tam sam. Jak palec. Reszta towarzystwa zniknęła w czasie, kiedy leżałem nieprzytomny, dzięki temu skurwielowi, który uderzył mnie trochę za mocno. Troszeczkę. Stu procent pewności nie miałem, jakoby reszta wesołej gromadki już była sprzątnięta, ale... kurwa, to była jedyna możliwość. Szczerze wątpiłem, że wypuściliby którekolwiek na zewnątrz. Od razu zaczęliby sypać, jak z pieprzonego rękawa. Excuse me for my language, M'lady, I'm just going to die. 

- Skandal jak ta lala, kurwa jego mać - dodałem, patrząc w ślepia (o ile tak można je nazwać - nie wiem, nigdy nie byłem fanem biologii) kolejnego robaczka. Tym razem to nie był pająk. Zresztą, co za różnica. I tak za chwilę ze mną skończą.

Postanowiłem wstać z posadzki. Myślicie pewnie, że powinienem zrobić to wcześniej, czyż nie? Otóż nie, moi drodzy, będąc związanym to nie jest takie łatwe.

Ten skurwiel chyba złamał mi nogę.

Zresztą, nieważne. I tak za chwilę ze mną skończą.

Zaśmiałem się sam do siebie. Lub do pająków, jak kto woli. To zależy od was - moi mili, moi drodzy - czy chcecie mnie brać za schizofrenika-paranoika lub też nie. Mi osobiście to latało. Wisiało mi to wszystko, począwszy od nieoddanej książki mojej siostry, skończywszy na niedokończonej sprawie, niedokonanej zemście, niewyznanym uczuciu...

Seungcheol.

Nie mogłem go zostawić. To nie tak, że byliśmy słodką, zakochaną parą. Nie byliśmy niczym takim. To było coś innego. 

A przynajmniej tak sobie wmawiałem.

- Ale on mnie kocha - westchnąłem.

W głowie pojawiła mi się wizja z przeszłości, kiedy to najbardziej urocze stworzenie tego parszywego świata, położyło się przy moim boku, tuląc się do przypakowanego (byłem przekonany, że w najbliższym czasie stoczę jakąś walkę na śmierć i życie, dlatego też przygotowywałem się do tego fizycznie... niewiele mi to dało, cóż, sami wiecie) ramienia. Z uśmiechem, z radością małego szczeniaka, złożył buziaka na mym policzku, wpatrując się we mnie jak w najpiękniejszy obraz. A obrazy to on kocha. 

Był mną zafascynowany niemalże tak mocno, jak ja nim.

Zapytałem go, o co chodzi. On zaś, jak gdyby nic, wyznał mi to, co spoczywało w środku jego małego, wrażliwego serduszka.

- Oczywiście musiałem to spierdolić - nawet nie panowałem nad gorzkimi słowami, które wypowiadałem do siebie/pająków/ścian/czego-kurwa-kolwiek. W tamtym momencie, jak na ostatniej spowiedzi, zdałem sobie sprawę, że sam niejednokrotnie go raniłem, sprawiałem, że na słodkim pyszczku pojawiał się grymas. Albo i łzy.

Upadłem. Już nawet nie w przenośni. Po kolejnej nieudanej próbie powstania z siadu (siad sam w sobie był osiągnięciem) do pionu, zsunąłem się po ścianie prosto na tę brudną posadzkę. Zakląłem głośno.

To zabawne, że leżąc na okurzonym betonie, w zagrzybionym pomieszczeniu, uświadomiłem sobie coś, czego nie mogłem w ciepłej, schludnej, kurewsko drogiej sypialni.

Kocham go. Chcę go zobaczyć. Chcę go uratować... Chcę uratować nas wszystkich. 











spięłam dupsko żeby dziś coś dodać, bo do końca tego tygodnia nie ma szans nawet na dłuższego tweeta. zapierdol.

za to mogę wam polecić kilka dobrych książek, które zmotywowały mnie do pisania na nowo. a tak właściwie to dwie.

pierwsza to klasyka: "lolita" nobokova, druga: "zrób mi jakąś krzywdę" żulczyka. te dwie książki są podobnie napisane, obie obijają się o pedofilie (y), ale nadal! mimo wszystko są różne i zdecydowanie są to najlepsze pozycje, z jakimi miałam do czynienia. styl, w jakim są napisane, jest tak... po prostu przeczytajcie. obie są dość krótkie, są pdfy, ogólnodostępne. świetne.

jeśli ktoś je czytał, to może zauważył, że w pewnym momencie zaczęłam sie wzorować na tym stylu. nie udało się, ale!! jestem zadowolona z tego krótkiego rozdziału. niedługo drugi sezonik sie skończy. mogę wam zaspojlerować, że mingyu odegra jakąś znaczącą rolę.

widzieliście nowy post 17 na ig? jak ja nienawidzę gyuhan........matkobosko

dziś comeback suju i 17 przy okazji, ale ci drudzy to serio nieistotni, jak dla mnie. proszę was wszystkich o zobaczenie suju i zostawieniu jakiejś łapki w góre czy coś. jeśli flopną przez antis i/lub koreańczyków, to wychodzę z kpopu, w tym z wattpada, więc wiecie. SPRAWA JEST POWAZNA.

a tak na serio to obejrzyjcie chociaż raz suju, od deski do deski, z głośnością większą niż 50% i takie tam. kochajcie donghae. i wgl wszystkich, bo to legendy są.

dopiero później pospuszczamy się nad seungcheolem.


dobra, bo ten monolog sie robi dłuższy niż rozdział.

jeśli chcecie pobajerować na temat lolity czy suju, to piszcie śmiało w komciach/na tt (@coupscentric). nawet fb moge podać, bo w sumie, czemu nie. 

eldo!!

Detektyw Yoon 2020Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz