Rozdział siedemnasty
- Jeonghan! - głos Seungcheola rozległ się po całym pokoju, a on sam został sparaliżowany przez strach. Nawet nie był w stanie podnieść się z łóżka. Trząsł się.
Z drugiej strony, kto nie przestraszyłby się widoku przyjaciela z rozciętym czołem i porwaną koszulką, kiedy za drzwiami odbywała się strzelanina.
Strzelanina, do której szybko dołączył Jeonghan; wykorzystał nieuwagę obu z mężczyzn, by sięgnąć pod łóżko, gdzie trzymał broń. Działał szybko, miał trzeźwy umysł - to właśnie on był osobą, której nie przeraził widok Mingyu... aż tak.
Dopiero po dłuższej chwili, ranny wziął głęboki wdech, chcąc wyjaśnić sytuację właścicielowi rezydencji, a właściwie, pola bitwy.
Seungcheol jednak - ku swojemu zdziwieniu - zrobił to samo, co jego, cóż, ukochany. Drżącymi dłońmi chwycił dość poręczny i zgrabny pistolet, który idealnie pasował do niego idealnie. Mimo strachu wypisanego na twarzy, wyglądał na groźnego przeciwnika, mimo że na strzelnicy nie był od lat, a sam nigdy nie walczył.
- Nie mogę pozwolić, by Jeonghanowi stała się jakakolwiek krzywda - rzucił w stronę równie przerażonego Mingyu, nim opuścił pokój.
***
Salon w rezydencji Choi od zawsze był dumą Seungcheola - na meble w stylu rokoko wydał fortunę, nie wspominając już o unikatowych obrazach prosto z Francji czy Bawarii. Ręcznie robione dywany nie tylko ozdabiały podłogę, ale także były niesamowicie miękkie, delikatne, pachnące (dzięki ciężkiej pracy gosposi oraz drogim detergentom - takich samych, jakich używała królowa Elżbieta!).
Ulubionym elementem Jeonghana był jednak piękny zestaw filiżanek z porcelany, na których wymalowane były różowe lilie, jasnozielone liście. Oczywiście, nie zabrakło pozłacanych elementów.
Mimo że tak bardzo uwielbiał te naczynia, nigdy nie miał odwagi z nich pić - siedząc na wygodnej sofie, trzymał zazwyczaj kubek z herbatą, przyglądając się im z zachwytem.
Jak wkurwiony był, gdy zobaczył, jak ukochane filiżanki spadają z mahoniowego stolika, który zaraz po tym został rzucony o ścianę.
- Była świeżo malowana - burknął pod nosem, niemalże od razu odbezpieczając broń. Już wcześniej przeanalizował sytuację, więc bez większej niepewności, strzelił w nogę temu skurwielowi, który nie szanował sztuki.
Wracając do sytuacji, w której się znajdował - była słaba. Biegnąc do salonu, gdzie była największa dżungla, spotkał Jihoona, który opowiedział mu pokrótce, do kogo może strzelać, a do kogo nie. Przez nieuwagę ochroniarzy, na imprezę wprosiło się kilku biznesmenów - kurewsko podejrzanych, jak powiedział Jihoon.
- Cóż, widocznie nie przyszli tutaj złożyć życzeń i pograć w minigolfa z innymi szychami - rzucił z małym uśmieszkiem na pozornie słodkiej twarzy. Nie minęło pięć sekund, a zniknął - baw się dobrze, Jeonghan! Zaraz do Ciebie dołączę.
***
Jeonghan nie był jedynym przygotowanym na taką ewentualność. Wuj Seungcheola, Wielki Pan Choi, trzymał pistolet w swojej marynarce, będąc czujnym od początku imprezy. Co był zabawne, ponieważ w jego programie politycznym namawiał do delegalizacji broni oraz nawoływał do zaprzestania wojen, kochania bliźniego - i nie! - nie należał on do religijnej partii.
Usłyszawszy pierwsze strzały, to on był pierwszym, który schował się za filarem w jadalni (która zgrabnie graniczyła z salonem), czekając aż jeden z wrogów zbliży się do lichych (ale pięknych) drzwi, by następnie go zaatakować. Cóż, w młodości planował zrobić karierę w wojsku.
Szybko dołączył do niego wspólnik oraz przyjaciel. Oboje naradzali się, mając nadzieję, że Seungcheol jest gdzieś poza budynkiem.
- To on jest celem, nie ja. Nie może się tutaj pokazać.
- Teraz możemy być pewni, że to nasi przeciwnicy, prawda?
Jednak polityk pokręcił przecząco głową, zachowując kamienną twarz. Szczerze zwątpił, że to miało jakikolwiek związek z jego karierą.
***
Mingyu - opatrzony, poskładany i opatrzony przez Jihoona - postanowił odnaleźć Seungcheola. Wraz z niższym mężczyzną, szybko odczytali prawdziwe zamiary ich wrogów, przez co musieli działać szybko, zdecydowanie. Największym problemem było to, jak zagrożony przejmował się Jeonghanem, któremu de facto nic nie miało się stać - w końcu, to nie on był celem.
Wkrótce dołączył do nich Wonwoo, który - jak nigdy! - nie potrafił zachować zimnej krwi. Po swoim wypadku, naprawdę nie miał ochoty zagłębiać się w tę sprawę. Bał się o siebie i swojego (już) narzeczonego. Jego pomysłem było zadzwonić na policję, co oczywiście było jakimś tam wyjściem, ale...
- Nie mamy pewności, że Jeonghan kogoś nie zapierdolił - wyjaśnił krótko i zwięźle Jihoon. Chcąc-nie-chcąc pozostała dwójka się z nim zgodziła. Policja mogłaby wpakować ich przyjaciela do aresztu na dłuższy czas.
O wyroku nie było mowy, bo przecież mieli pieniądze.
THE WAIT IS OVER!!
CZYTASZ
Detektyw Yoon 2020
FanfictionDwa lata depresji tylko zaostrzyły apetyt Jeonghana na przygodę.