XXIV

69 12 8
                                    

Rozdział dwudziesty czwarty


Opowieść Mingyu trwała dobre 15 minut - nie oszczędził żadnego ze szczegółów. Opowiedział Jeonghanowi dokładnie, jak każdy go przekreślił. Na szczęście, nie zapomniał dodać najważniejszego.

- To nie tak, że jesteś podejrzany, bo Seungcheol Ci nie ufa. To wszystko przez tego wuja Choi, wiesz, ten polityk-buc. Nie mam pojęcia dlaczego tak się na Ciebie uwziął. Ale skubany jest przekonujący... Nawet Wonwoo mu uwierzył.

Jak można się domyślić, Jeonghan zaniemówił po raz kolejny. Czuł się jak bankrut, który stracił wszystko. Niestety, tym razem w grę nie wchodziły pieniądze.

W jego ocenie, czymś innym było stracić zaufanie ukochanego, którego zna od jakiś czterech miesięcy, a czym innym stracić przyjaciela, z którym spędził cudowne lata.

Chciał płakać, krzyczeć, histeryzować. Nie widział dalszego sensu bytu, nie miał nawet motywacji by stamtąd uciec, by oczyścić się z zarzutów.

Gdzie podział się ten chłodny, nieczuły Jeonghan sprzed czterech miesięcy?

Najpewniej wyszedłby do tamtych zbirów, sprowokowałby ich, dałby się zabić - zrobiłby to, gdyby nie obecność głupkowatego Mingyu. Dryblas, który najbardziej na świecie cenił święty spokój, zapatrzony w swego ukochanego, najlepszego przyjaciela... nie przebiłby ucha bez zgody Wonwoo. A jednak, zaryzykował, postawił wszystko na Jeonghana, i przyjechał po jakiegoś tam detektywika.

Uwierzył mu.

Wiara Mingyu dała mu siłę, by wydostać się z tego piekła.


***


Jeden papieros.

Drugi papieros.

Głęboki wdech, wydech.

Wzajemne nakręcanie się wuja i jego przydupasa.

Nerwowe przekładanie z miejsca na miejsce książek. Taki tik nerwowy Wonwoo.

Pusta paczka po Camelach wylądowała w śmietniku.

Głos gosposi; wołanie pełne zachwytu, płacz szczęścia. To Panicz Joshua przyjechał! Nasz aniołek. Nasza nadzieja.

Książka upuszczona przez Wonwoo. Huk.

Seungcheol otworzył kolejną paczkę papierosów.

Joshua wita się ze zrozpaczonym niedoszłym szwagrem, mówiąc coś o niezdrowych nawykach.

Wonwoo podnosi książkę. Ręce mu drżą.

Wuj mówi coś o łapówkach. Mają zamiar go zabić.

Joshua zaczyna się kłócić.

Wonwoo wybiega z pokoju.

Niedawno zatrudniona sekretarka Seungcheola, Hyelim (pieszczotliwie nazywana Lime) podaje każdemu kawę, gdyż gosposia jest zbyt zajęta pieszczeniem włosów Joshuy.

Seungcheol czuje gniew.

Smutek.

Joshua pyta go o zdanie.

Nie ma zdania. Nic nie wie. Nic nie rozumie. Nie chce wiedzieć. Nie chce rozumieć.

Wuj zaczyna się wydzierać, mówi coś o skurwysyństwie i pieniądzach. Zawsze chodzi o pieniądze.

Gosposia w ogóle nie zwraca uwagi na temat rozmowy. Pyta Joshuę, jak minęła mu podróż.

Seungcheol się poddał. W głowie narodził się plan pt. "Nie zniosę więcej cierpienia". Zaprasza wszystkich na spektakl pod tym tytułem, mówiąc coś o antycznej tragedii, o młodzieńcu, który ma najebane w głowie. Próbują go uspokoić. Wybucha gorzkim płaczem, jednak nie wychodzi. Trwa dalej w zachęcaniu do oglądania jego upadku. Wuj mówi coś o przemijaniu, że zapomni. Nasz bohater, główna rola dramatu, rozbija filiżankę z kawą. Lime biegnie po jego leki, które niedawno wypisał zaprzyjaźniony z rodziną lekarz. Chłopak przez ostatnie miesiące nabawił się nerwicy. Joshua mówi coś o zdrowym rozsądku. Kurwa mać, o czym? Seungcheol oszalał. Przysięgam, postradał zmysły. Wybiegł, innym wyjściem niż Wonwoo, co jest dość istotne. A może nie?

Zresztą, mleko się rozlało. Następna będzie krew.

Co kogo obchodzi, co zrobi. Nic się już nie liczy.


***


- Mingyu, myślisz, że to się uda? Kurwa, ten teren jest chroniony bardziej niż pieprzony Szczyt NATO - burknął Jeonghan, nie będąc, że tak powiem, w sosie. Uważał, że szczęście i genialne pomysły dryblasa już się skończyły. Taki pechowy osobnik nie mógł mieć powodzenia w akcjach przez dłużej niż godzinę. To było bardziej niż niemożliwe. Przeczyło to prawom natury, fizyki i Bóg wie czego jeszcze.

- Daj spokój, Jeonghan. Nie wyglądasz teraz, jak ktoś, kogo pieprzyłby spadkobierca majątku Choi - tu wskazał na starszego, który wyglądał jak siedem nieszczęść; zakrwawiony, z tłustymi włosami, cały w smole. Na dodatek jego ubrania były całkowicie poniszczone, brudniejsze niż jego twarz. A do tego śmierdział. - Udaj, że nie jesteś Jeonghanem. Tak po prostu.  Dam Ci broń. Ja jestem Jeonghanem. Przyjdą, by przesłuchać mnie po raz kolejny. Ciebie wypuszczą, bo mnie wysypałeś. Rozumiesz? Są tam inni ludzie, niż Ci, którzy przesłuchiwali Cię wcześniej. Nie zjarzą się!

Zrozumiał. To miało sens. Jednak nie miał stuprocentowej pewności, że go wypuszczą.

Niektórzy mogliby się zastanawiać, skąd ta zamiana. Otóż... Mingyu nie poradziłby sobie z bronią. Plan był taki: Mingyu (który jest Jeonghanem) wsypuje Jeonghana (granego przez czystego i przystojnego Mingyu), a następnie dostaje pozwolenie na wyjście, co miałoby być nagrodą za cenne informacje. Mingyu grany przez Jeonghana zaś, zamiast wyjść, śledzi strażników, a następnie zabija ich, zanim oni zabiją Jeonghana granego przez Mingyu. Proste, nie?

Mimo że to naprawdę miało sens, wizja ta była dość utopijna.

- Nie mamy nic do stracenia, nie?

- Ty masz - odpowiedział od razu starszy. - Przysięgnij mi, że będziesz ratować siebie w pierwszej kolejności.

Mingyu przytaknął. Chociaż w środku nie wierzył, by takie coś miało miejsce. Zaufał swojemu planowi. Miał dziś dobrą passę, nie?











dajcie mi dużo miłości

Detektyw Yoon 2020Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz