Rozdział dwudziesty trzeci
Kim Mingyu. Przyjrzymy się jego postaci po raz kolejny. Postura modela - długie nogi, smukłe palce, przystojna twarz, modne ubranie. Mimo męskich rysów twarzy, wiele osób (zwłaszcza w liceum) nazywało go ciotą. Kobiece ruchy, kręcenie biodrami podczas chodzenia, odporność na wszelkie męskie sporty - nie mówiąc już o rekordowej liczbie upadków.
To nie tak, że ludzie popychali go czy podstawiali tzw. haka. Jemu wystarczyło powietrze, które zawiało nie z tej strony, z której obstawiał. A w obstawianiu był słaby. Wszelkie formy ryzyka - czy to w kartach, czy w życiu - traktował jako zło, które można było wyminąć.
Ciężko nie wspomnieć o jego wrodzonym pechu - będąc jedną z trzystu osób na sali, to właśnie on oberwał butelką rzuconą przez pijanego w trzy dupy przewodniczącego szkoły. Brzmi komicznie? Jak całe jego życie. To jedna z wielu anegdotek.
Wonwoo niejednokrotnie wyśmiewał mężczyznę i jego pożal się boże szczęście. Jednak czuł się potrzebny, wiedział, że dryblas zginie bez niego oraz jego pomocnej dłoni. W życiu nie spodziewałby się, że - wbrew jego zdaniu - Mingyu wsiądzie w samochód, by przekroczyć prawie granicę z Północą, a następnie zaryzykować życie dla ich przyjaciela.
Tak właściwie, to nikt by w to nie uwierzył.
***
- Jeonghan?!
Niestety, nikt mu nie odpowiedział. Jedyne, co usłyszał Kim, to kropelki wody, które wypływały z dziurawych rur, spadając prosto na brudną, zimną podłogę. Nie leżały tam same, oczywiście towarzyszyły im pająki oraz przystojny młodzieniec.
Po chwili do ów młodzieńca podbiegł przyjaciel, który - ze łzami w oczach - począł szarpać go, krzyczeć jego imię, robić wszystko, co w żadnym wypadku nie przypominało RKO.
Wbrew pozorom, ta niedelikatna metoda zadziałała; na wpół przytomny mężczyzna, rozsunął powoli powieki, przyglądając się dokładnie, kto śmiał wybudzić go z wiecznego snu. To znaczy, miał taką nadzieję - że już nigdy się nie wybudzi, że już nigdy nie oberwie, że już nigdy nie zatęskni, że miłość i relacje międzyludzkie go nie dotyczą.
- Pieprzony Kim Mingyu i jego wredny chłopak? - wydukał starszy, oblizując popękane, suche wargi. Tak bardzo chciało mu się pić.
- Tylko pieprzony Kim Mingyu - odpowiedział od razu z szerokim, pełnym dumy uśmiechem. Szybko zauważył, czego potrzebuje przyjaciel. Oczywiście, jak przystało na pieprzonego Kima Mingyu, nie miał ze sobą nawet łyżeczki kranówy. Po drodze nie widział nawet żadnej kałuży. Pieprzony sierpień i Kim Mingyu, pomyślał.
Chwilę poprzeklinał siebie w myślach, po czym zaczął obmyślać kolejny genialny plan, a mianowicie: odwrócić uwagę Jeonghana od cierpienia dopóki ten nie zyska na sile. Kiedy to nastąpi, myślał, uciekniemy stąd i wyjaśnimy wszystko z Seungcheolem.
Może i był naiwny, jednak trzeba przyznać mu jedną rzecz - jako jedyny wierzył w niewinność swojego, jakby nie patrzeć, najlepszego przyjaciela. I mimo wrodzonego pecha i głupoty, robił wszystko, by mu pomóc.
- Wiesz ile tu jechałem?! 3 godziny! Czułem się zupełnie jak gwiazda filmowa, którą oczywiście mógłbym być... Wonwoo stchórzył, tylko nie ja! Wiesz co tam się dzieje? Ludzie odchodzą od zmysłów, nikt nie jest bezpieczny, każdy zaś jest podejrzany. Nawet Joshua zamierza do nas wrócić, by pogodzić ludzi! W takiej nerwowej atmosferze nawet Seungcheol nabawił się kilku pryszczy, wygląda zupełnie jak gimna... - monolog młodszego z pewnością trwałby w najlepsze, gdyby nie mina Jeonghana na samo wspomnienie jego ukochanego.
- Mingyu, powiedz mi - tak, ten ton nie wróżył nic dobrego dla Kima. Poważna rozmowa i złe wieści nadchodziły. - Dlaczego tu jestem?
Dryblas, z ciężkim westchnieniem oraz grymasem na przystojnej twarzy, usiadł na brudnej posadzce i zaczął wyjaśniać wszystko, nie zapominając o żadnym bolesnym szczególe.
Jeonghanowi zaś pękło serce.