XIV

97 20 3
                                    


Rozdział czternasty 


Jeśli miałbym wybrać najsmutniejszy widok, na jaki przyszło mi patrzeć, to zdecydowanie wybrałbym obraz Mingyu płaczącego nad nieprzytomnym, poranionym od szkła Wonwoo.

Drugim najsmutniejszym widokiem byłby płaczący Seungcheol, którego przystojna twarz była cała w zakrwawionych bandażach. Bolało. Zwłaszcza to, jak wyciągał dłonie w moją stronę, błagając bym uciekał jak najdalej, ostrzegając przed czyhającym na mnie niebezpieczeństwem. 

Trzecim, a zarazem ostatecznym, ciosem w moje serce był Seungcheol, który spokojnie, aż za spokojnie, leży na łóżku szpitalnym i pyta się o jego Jihoonniego. Jego pusty wręcz wzrok jest przerażający. Ręce mężczyzny - również poranione, w bandażach - trzęsą się galaretka. 

Jihooonnie. Nigdy tak nie mówił na swojego niskiego, acz nadzwyczajnie wredne...twardego przyjaciela. To było nadzwyczajne, niezwykłe... w najgorszym możliwym sensie. Za każdym razem, gdy ponawiał to pytanie, moje serce łamało się na coraz to mniejsze kawałki. Nie mogłem patrzeć, jak ten martwi się o niego, samemu ledwo dysząc.

Zaszlochałem. Tak, tak właśnie zachowuje się chłodny człowiek, którego nic nie jest w stanie ruszyć. Chyba miałem o sobie błędne zdanie. 

W tamtej chwili okazało się, że jestem człowiekiem, jak każdy inny. Mam uczucia, lęki. Potrafię przejmować się innymi ludźmi. Źle się oceniłem.

Otarłszy policzek z pojedynczej łzy, która po nim spłynęła, wymusiłem uśmiech. Niewiele myśląc, usiadłem na brzegu łóżka mężczyzny, a następnie ująłem jego dłoń w tę swoją. Była gorąca. Widniało na niej spore zadrapanie, po którym mimowolnie przesunąłem czubkiem kciuka.

- Wszystko z nim dobrze, jest tylko trochę... nieosiągalny. Nie musisz się martwić, Seungcheol - odparłem, jakby nic się nie stało; jakby wcale Jihoon nie walczył o życie, a Wonwoo nie leżał nieprzytomny. Gratuluję, Yoon Jeonghan. 

Niezrozumiałe było dla mnie jedno, a mianowicie: dlaczego to robiłem? Pocieszałem go, nawet jeśli oznaczało to kłamstwo, którego nienawidzę. Gładziłem jego dłoń, patrzyłem ze smutkiem na jego poranioną twarz, bolało mnie serce, gdy płakał... Do tego ta łza.

Chyba nie był dla mnie obojętny. I w tamtym momencie zaczynałem to dostrzegać - nieważne, jak kurewsko trudne to dla mnie było, by przyznać się do uczuć. W końcu, byłem chłodnym człowiekiem, nie?

- Wonwoo także nieco się zranił, ale! Wyjdzie z tego - dodałem bezmyślnie, naprawdę bezmyślnie. W końcu, mogłem nie wspominać o nim, mogłem nie dodawać mu kolejnych powodów do zamartwiania się. Już wtedy wyglądał, jakby miał paść na zawał serca.

Patrzył na mnie bez wyraźniejszych emocji. Nie pytał już o Jihoonniego - bo, w końcu, uzyskał odpowiedź - tylko leżał. Leżał i ściskał moją dłoń. Dopiero po dłużej chwili odchrząknął cicho, by zwrócić na siebie uwagę. Zupełnie, jakbym nie patrzył się na Ciebie cały czas!

- Jeonghan, ja... - zaczął, nieco niepewnie, co było raczej rzadkie dla niego. Z reguły był pewnym siebie człowiekiem, który zawsze wiedział, co powiedzieć. - Uporządkowałem sobie to wszystko. Ja... Już Cię nie potrzebuję.

Cóż, moja mina musiała mu zakomunikować, że źle zrozumiałem jego słowa, ponieważ niemalże od razu poderwał się do siadu, by być bliżej mojej twarzy.

- Nie w tym rzecz! - rzucił, drugą dłoń układając na moje udo, na którym to zacisnął palce. Wyglądał na zdeterminowanego, by coś powiedzieć. Coś ważnego. - Nie mieszaj się w to już, dobrze? Nie chcę byś dla mnie pracował, to nic, tak musiało być, Jeonghan... Ucieknij stąd.

Kiedy wypowiadał ostatnie słowa, przysunął się znacznie, a po chwili wtulił się w moje ramię, trzęsąc się. Trząsł się jak mały, przestraszony szczeniak.

Moje serce, tak... W tamtym momencie pękło. Ale! Miałem inne priorytety. Nie mogłem sobie pozwolić na szloch, na rozczulanie się nad małym, przestraszonym szczeniaczkiem. Nie mogłem.

- Jeśli nie chcesz, bym dla Ciebie pracował - powiedziałem powoli. Bóg, czy ktokolwiek inny, mi świadkiem, że byłem na granicy wytrzymałości, przez co ledwo kontrolowałem swój głos. Nie mógł się łamać. Musiał być pewny. Musiałem być silny. - To nie będę tego robił. Ale, wiedz jedno, Seungcheol.

On, w odpowiedzi, uniósł minimalnie głowę, by spojrzeć mi w oczy. Cholera, był taki przerażony.

- Nie odpuszczę nikomu w tej sprawie. Nie odpuszczę po tym, jak mój człowiek został ranny. Od dziś, jak nie z Tobą, to działam sam.



KONIEC SEZONU PIERWSZEGO











co się wydarzyło, osochodzi, co zamierza Seungcheol, co czuje Seungcheol, czy Jeongcheole jeszcze zrobią make up, co z Wonwoo, co z Jihoonem, CO Z MEANIE??

aha i najwazniejsze kto zabił doyoonaXD

dowiecie się w drugim sezonie

kocham,

sino♥

Detektyw Yoon 2020Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz