PROLOG

875 30 0
                                    

           Dziewczyna o szarych oczach przygryzła wargę. W pełnym skupieniu ostatni raz splotła ze sobą trzy pasma.

— Gumka — odezwała się. Siedząca przed nią osoba, wyciągnęła do tyłu rękę, trzymając między palcami przezroczystą recepturkę. „Fryzjerka" chwyciła ją szybko i związała kosmyk brązowych włosów. — Gotowe. — Uśmiechnęła się promiennie. — Możesz już się ruszać, Pipes.

Piper westchnęła głośno i przeciągnęła się.

— Nareszcie. Mam nadzieję, że opłacało się tyle czekać — mruknęła.

— Zażalenia do Carmen. To ona mnie ci poleciła.

Wspomniana dziewczyna podniosła głowę. Spojrzała na nie ze zmarszczonymi brwiami.

— Co ja? Już skończyłyście? Możemy nareszcie porozmawiać?

— Jasne. Tylko ta „niemiecka perfekcja" Ingi kazała nam trzymać języki za zębami.

Na odpowiedź Indianki leżąca na plecach Carmen parsknęła. Przekręciła się na brzuch i oparła głowę o dłonie. Wszystkie trzy wylegiwały się na brzegu obozowego jeziora. Po całym dniu zajęć jedyne o czym marzyły, to chwila relaksu w kłębach magicznej pary.

Białowłosa Niemka w ciągu chwili otoczyła je gęstą, białą mgłą. Położyła się na trawie i zaciągnęła wilgotnym powietrzem. Po chwili zaczęła rozmowę:

— Masz jakieś nowinki, Pipes?

Indianka przytaknęła.

— Jutro mają przyjechać Percy i Annabeth. Podobno zostaną na cały lipiec.

Ten Percy i ta Annabeth?! — zdziwiła się Inga. Kiedy tylko pojawiła się na obozie, usłyszała te i kilka innych imion. Miała na razie okazję poznać trzy osoby z reszty ich właścicieli: Piper, Nico i Jasona. Z Piper zaprzyjaźniła się w bardzo krótkim czasie – została jej przydzielona jako przedstawicielka Zespołu Zapoznawczego. Zespół, w skrócie ZZ, oprowadzał nowych obozowiczów i pomagał im się zaznajomić z panującymi na Long Island zwyczajami.

— Dokładnie. Jak chcesz, to z chęcią cię z nimi zapoznam.

— Zapoznasz? Ja chcę się pojedynkować! Bogowie! Walczyć na miecze z takimi herosami...

— ...walczenie na miecze z „takimi herosami", nie różni się niczym innym od walczenia z Cyanide — wtrąciła Carmen. — Każdy weekend kończę z siniakami od jej Carycy. Wątpię, by siniaki po walce z nimi były większe czy bardziej fioletowe, panienko.

          Inga wywróciła oczami. Cotygodniowe potyczki Carmen przestały ją interesować już dawno. Zawsze kończą i rozpoczynają się tak samo: miłe powitanie, wyzwanie, robienie sobie siniaków i odpoczynek na arenie. Nuda. Była na tyle początkująca w szermierce, że chciała zasięgnąć rady u kogoś z poza obozu, a nie stałego bywalca areny. Poza tym, Grazia (zwana przez większość Cyanide), nieco ją przerażała. Córka Nike była jednocześnie zbyt spokojna i zbyt zabójcza.

— Na pewno z chęcią z tobą potrenują. Mają na to cały miesiąc — powiedziała Indianka. — Jakie macie plany na jutro? Inga?

— Zaraz po śniadaniu idę na arenę. Trochę się porozciągam. Po obiedzie mam trening z Johnem. Carmen, może się dołączysz...? — spytała zaczepnie.

Hiszpanka zarumieniła się i pokręciła głową.

— Mam wartę na Polu Truskawek, potem patroluję las. Cały dzień spędzam na typowych zajęciach dzieci Demeter. — Skrzywiła się. — Jeżeli w lesie znajdziemy potwora, to do późnej nocy będziemy go tropili. Beznadzieja...

Piper roześmiała się głośno.

— Wolałabym uganianie się za nieuważnym potworem, niż spotkanie ZZ z Chejronem i Panem D. Ciągle narzekają, że jest za mało osób w Zespole, bla bla bla... Tylko plotkowanie z Kat i Sabą mnie trzymają przy życiu. Tak w ogóle, to zostałam wyznaczona do oficjalnego powitania. Mam nadzieję, że nie każą mi się wyuczyć jakiejś dziwnej formułki na pamięć...

           Inga przestała słuchać Piper i Carmen, która przyłączyła się do narzekań córki Afrodyty. Niemka zanurzyła się w marzeniach. Wyobraziła sobie jutrzejszy dzień. Już czuła nerwowy ścisk w żołądku, na myśl o poznaniu herosów-weteranów. Widziała walkę swoją i Percy'ego. Czuła w dłoniach rękojeść miecza i jego ciężar, pot spływający po plecach, słonce rażące ją w oczy. Słyszała głoś przeciwnika: „Inga? Słuchasz mnie..."?

           — Inga! Do cholery! — Ciemnowłosa Hiszpanka pstryknęła zamyśloną dziewczynę w ramię. — Dlaczego ty nigdy nie słuchasz, kiedy powinnaś słuchać?

Inga otworzyła szerzej oczy. Odpowiedziała szybko:

— O czym mówiłaś...?

Carmen wydała z siebie krótkie „pf" i rzuciła kilka niewyraźnych, obco brzmiących słów.

— Czy pamiętasz, jak ostatnio rozmawiałyśmy o Bitwie o Sztandar?

Niemka potaknęła.

— A pamiętasz o naszych planach na nadchodzącą...? — zapytała Carmen. Białowłosa heroska zmarszczyła brwi.

„O czym my..."?

Jej szare oczy rozjaśniło zrozumienie.

— Oszustwo — mruknęła pod nosem. Piper uniosła brew w niemym pytaniu.

— Oszustwo? Jak zamierzacie oszukiwać w Bitwie?

Carmen uśmiechnęła się niebezpiecznie.

— Będziemy walczyć i wygramy na korzyść Ingi. Ustawimy odpowiednie osoby na pozycji kapitanów, wybierzemy składy. Nikt o niczym nie będzie wiedział...

Niemka wstrzymała oddech, podczas gdy Carmen kontynuowała wywód.

„Piper o niczym nie wie. Nie może wiedzieć. To córka bogini miłości"!

           Koncha.

Inga wypuściła powietrze. Uratował ją sygnał oznajmiający, że trzeba się udać do domków.

— Może dokończymy rozmowę jutro? — zaproponowała. Dziewczyny jej przytaknęły. — Dobranoc — rzuciła na odchodne.

— Dobranoc! — Usłyszała na pożegnanie.

          Do domku najczęściej wracała sama, chyba że w spotkaniu towarzyszyła im jeszcze Ida – córka Hekate – wtedy wracały wspólnie.

Czternastka była jednym z budyneczków, który najbardziej jej się podobał.

Cała zbudowana z jasnych, drewnianych desek, z zadaszoną werandką, pomalowaną na kolory tęczy i piórami pegazów w oknach. Już w środku, Inga, zdjęła z siebie ubranie wierzchnie, wzięła świeżą bieliznę i weszła pod prysznic. Ubrana krótkie spodenki i za dużą bluzkę, wyszła na zewnątrz i usiadła na stojącej obok drzwi białej ławie. Patrzyła na wracających z zajęć obozowiczów. Widziała Liv, która ubrana w strój treningowy, biegła w kierunku swojego brata; wypatrzyła Idę i Kathrine trzymające się pod ręce i Jacinta rozmawiającego z Vanithą.

Kilka minut później wszystko ucichło. W domkach pozapalały się światła, gdy na zewnątrz słońce chowało się do morza.

Inga weszła z powrotem do środka i ze spokojem w sercu zasnęła w obozowym łóżku. Czuła, że przyśnią jej się herosi.

___

Witajcie czytelnicy!
Jak pewnie się domyślacie - PROLOG jest początkiem zmian. Krótki (zaledwie 900 słów), ale wprowadza czytelnika w świat Ingi. Zamierzam zrobić wielką korektę w rozdziałach "KiK". Usunąć błędy logiczne, poprawić styl, dawać pauzy (mój ostatni wielki sukces <3) zamiast tych wypierdków ---> "-". Chcę, aby to fanfiction było jak najbliższe oryginałowi, który trzymam w głowie. Chcę się na nim nauczyć pisać - mam w końcu marzenie, by stworzyć kiedyś coś, co będzie tylko i wyłącznie moje.

Trzymajcie za mnie kciuki!

Wasza przepełniona marzeniami,

Mery

Księżniczka i KrólOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz