DZIEŃ SZÓSTY . rozdział 13

284 16 3
                                    

ROZDZIAŁ 13

Odprowadziła Liv wzrokiem. Jej ciemnozielone włosy kontrastowały z neonowo różowym t- shirtem. Szła pewnym krokiem, lekko kiwając się na boki.
„Prawdziwa Liv... Potrafi chodzić elegancko lub jak dres - jak to nazywa Ida".
Widziała jak zaciskają się jej pięści, gdy John ją powitał swoim olśniewającym uśmiechem. Zamienili kilka słów, po czym zielonowłosa zawołała obozowiczów. Musiała mu w czymś przerwać- mina syna Hekate była bezcenna.
Zawróciła z areny do domku Demeter. W środku nikogo nie było. Zdjęła z wieszaka, powieszonego nad jej łóżkiem, włócznię ze spiżowym grotem i pochwę z dwoma dużymi nożami. Gotowa na trening, truchtem przebiegła odległość z domku do docelowego punktu.
Arena przez wiele lat się zmieniła i powiększyła. Główny plac otaczało kilka mniejszych, w geometrycznych kształtach. Carmen weszła na koło, zajęte już przez jedną osobę.
Grazia.
Czekoladowe, pofalowane włosy związane w kitkę. Rozpuszczone sięgały jej nieco poniżej ramion. Galaktyki piegów pokrywające całe ciało. Czarna bokserka, czarne szorty, czarne buty i skarpety. Jedynym nie-czarnym elementem ubioru, była czarnobiała arafatka. Zawsze owijała nią szyję lub głowę - w zależności od temperatury. Efektu dopełniały duże, głębokie, drewniano-brązowe oczy. Nie za jasne, nie za ciemne.
Razem ze swoją siostrą bliźniaczką - o całe siedem minut starszą - stanowiły nierozłączny duet. Dzielą domek, rodziców, zamiłowanie do broni i oczy. Mają identyczne tęczówki. Czyją córką mogłaby być Cyanide? Szermierka idealna..?
- Hola, Cya! Jak się miewa moja ulubiona zwycięska córeczka?
- Doskonale, Carmel. A ty?
- Równie doskonale. Tak doskonale, że gdybym miała się z tobą pojedynkować - wygrałabym - uśmiechnęła się zadziornie. Cyanide uniosła jedną brew.
- Pokonałabyś mnie? Swoją włócznią?- Wstała i wyciągnęła ze skórzanej pochwy miecz. Po obydwu stronach klingi, między jelcami, miał wyrzeźbione wieńce laurowe. Połyskiwał w promieniach po południowego słońca. Carmen wycelowała w nią grotem włóczni. Podniosła dumnie brodę.
- Moja, ma drzewce ozdobione pnączami roślin.
- Moja, zawsze wygrywa.
Zaatakowała córkę Demeter. Hiszpanka wykorzystywała zasięg broni, zachowując bezpieczny dystans. Gdy Grazia zaczęła się zbliżać, Carmen, porzuciła włócznię i zaatakowała dwoma nożami. Do jej uszu nie dochodziły nawet hałasy z głównej areny. Blokowała wyćwiczone ciosy córki Nike coraz słabiej. Jej obrona się złamała. Klinga miecza zatrzymała się przy brzuchu Hiszpanki.
- Wygrałam - schowała spiżową broń. Spojrzała na zegarek na lewym nadgarstku. - Prawie pół godziny!
Carmen jęknęła.
- Większość tego okrążałyśmy się i markowałyśmy ataki. - Włożyła noże do pochwy i rzuciła włócznię na trawę, graniczącą z piaszczystą areną. - Co słychać u Vanithy?
- Poszła dzisiaj na pegazy. Przez dwa tygodnie nie latała - skrzywiła się. - Robi się wtedy marudna, nic jej nie pasuje, narzeka i zaczyna gadać o niespełnionej miłości. Nic przyjemnego, zapewniam cię.
- Ja już dzisiaj latałam. Muffin została doszczętnie wygłaskana przez Foxy i Emmę, a Saquoia znokautowała Zoykę skrzydłem.
- Wszystko u niej dobrze? Chyba dopiero tydzień jest na Long Island, a już trafiła do infirmerii...- oparła plecy o drzewo rosnące przy piaszczystym kole.
- Podobno odwiedził ją tam Jacinto z Ingą - powiedziała Carmen. Cya uniosła brwi w górę.
- Lepiej nie mówić o tym Nith'cie. Rosjanka będzie miała przesrane do końca życia. Mały Jacinto zawrócił jej w głowie...
- Nic dziwnego, co jak co, ale przystojny to on jest. - Odpięła pochwę i rzuciła ją na włócznię. Gracia spojrzała na nią kątem oka.
- Nie zamierzam się wypowiadać na takie tematy. Bliźniaczka mnie już tym dobija. „Podejść czy nie? Zagadać? Powiedziałam mu cześć... Bogowie ratujcie! Grazio Vivienne Coleman, mówię do ciebie"! I tak ciągle i ciągle i ciągle... Dziewczyna nie boi się wielkiego ogara, a jak widzi chłopaka na horyzoncie to zdycha, namyślając się „podejść? Nie podejść"? Jakby nie mogła usiąść pod drzewem i się zrelaksować. Co ja z tym dzieckiem mam - westchnęła teatralnie.
- Moje dziecko za to jest rude. Pieprzony Panicz Jeff, srogo zapłaci za głupi kawał.
- Jak to się w ogóle stało, że Foxy jest ruda? Co zrobiła Jeff'owi?
- Pokonała go. Użyła swojego sekatora.
- Sekatora?! Ogrodowego sekatora, służącego do przycinania roślin? No pięknie, kolejna super-silna córka Demeter. Jak ona go pokonała za pomocą sekatora?
- Kiedyś jej się jeden zepsuł. Śruba, sprężyna czy inny wihajster puścił i jeden sekator zamienił się w dwa ostrza. Zła, rzuciła go przed siebie. Wbił się w drzewo. Zatem poszła...
- ...do Hefajstosowych żeby to opatentowali. I tak pokonała Jeff'a... Niezłe ziółko z tej Emily - uśmiechnęła się szeroko.
Zamknęła oczy przypominające sęki i skupiła się na otaczających ją dźwiękach. Jednocześnie słuchała szumu liści trącanych wiatrem, metalowych kling zderzających się o siebie, odległych rżeń pegazów, wściekłych krzyków niedaleko...
Gwałtownie się wyprostowała i zmrużyła oczy. Wściekłe krzyki... Ujrzała neonową bluzkę pokrytą ziarenkami piasku. Jej właścicielka otrzepywała szare szorty z pyłu, a wściekłe spojrzenie niebieskozielonych oczu przeczesywało okolicę. Zatrzymało się na zmęczonych intensywną walką heroskach.
- Cya! Carmel! - Zawołała i podbiegła w ich stronę. Carmen uchyliła powiekę.
- Liv, miło mi cię widzieć. Nie powinnaś właśnie bić Johna? - zapytała ziewając. Córka Apollina burknęła w odpowiedzi:
- Bijatyka zaliczona.
Hiszpanka otrzeźwiała i spojrzała groźnie na przyjaciółkę.
- Jeżeli mi go uszkodziłaś, panieneczko... - zniżyła niebezpiecznie głos. Zielonowłosa tylko niedbale machnęła ręką.
- Może mieć małego siniaka, dostał między żebra.
Grazia parsknęła śmiechem.
- Niech zgadnę, zaczął gadać, że haki to sierpowe?
- Że uppercut'y to haki - poprawiła ją. - Pozwoliłam mu pokazywać ciosy na sobie...
- ...zbił cię?! Już ja mu przypieprzę! - Carmen wstała i już miała iść po Johna, nota bene nie wiedząc gdzie akurat przebywa, niestety została zatrzymana przez Liv.
- Markował uderzenia, spokojnie. Nie dałabym się tak łatwo - uśmiechnęła się. - I wstydź się, że tak pomyślałaś, Carmel. Idę się przebrać. -Ruszyła w stronę domku. Całe plecy i tylną część spodenek pokrywały piaszczyste smugi.
Grazia zmarszczyła brązowe brwi i przygryzła wargę.
„Chyba jednak dostała od niego łomot".
- Według mnie, szanowna Carmen Parra, Liv skończyła leżąc na ziemi, a dodając do tego rany na kolanach...
- Kretyn! Usiadł na niej i go zrzuciła! Czyste chamstwo... Żeby na Liv siadać?! Musi być teraz skrajnie wkurzona...
- Skrajnie wkurzona i upokorzona... To zła mieszanka. Potrzebujemy pomocy osoby w miarę opanowanej, miłej i uśmiechniętej.
- Proponuję Ingę.
- Naszego małego, obozowego, mglistego, uroczego strudelka? - uniosła kącik ust rozbawiona.
Carmen uśmiechnęła się promiennie.
- Pora odwiedzić stajnię, Cyanide! Już dawno cię tam nie było... Muff się ucieszy, Laguna, Honey Brownie - stęskniły się za tobą.
- A Grey Wolf mnie ugryzie - skrzywiła się nieznacznie. Ulubiony pegaz Isabelle nie przepadał za Grazią. Może to połączenie arafatki i piegów było takie denerwujące..?
- Przekonamy się na miejscu. Znając życie, Isla zabierze go po treningu nad wodę. - Wzięła Cyę pod rękę i razem skierowały się w stronę stajni pegazów.

Księżniczka i KrólOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz