DZIEŃ PIĄTY . rozdział 10

440 37 6
                                    

ROZDZIAŁ X

     - Wie geht es dir[1]?
- Dobrze, miałam męczący dzień - ziewnęła, zakrywając dłonią usta.- Pojeździłam na Muff i Gunie, rozmawiałam z Kat, trenowałam z domkiem Aresa... A twój, panienko?
- Też dużo treningu, w ciągu dnia dwa razy się myłam. Okropny upał, nie sądzisz?
Jej przyjaciółka miała zamglony, marzycielski wzrok.
- Nie sądzisz?
Carmen spojrzała na nią swoimi brązowymi oczami, pomachała głową.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Mhm, ja już wiem o czym ty myślisz, a raczej o kim ty myślisz - wyszczerzyła się.- O Panu Przystojnym.
- Ej! Tylko ja go mogę nazywać Pan Przystojny - oburzyła się.- Podobnie jak tylko ty możesz go nazywać Misty.
Inga zmrużyła oczy.
- Chyba nie jesteś zła o to, że się przyjaźnimy..?
„Byłabym zła gdyby on coś do ciebie czuł".
- Ings, nie jestem zła za to, że traktuje cię jak swoją siostrę, nie wymyślaj głupot - popukała się w czoło.
- To dobrze, inaczej zaczęłabym wątpić w twoją inteligencję.
- Raczej ja w twoją wątpię, panienko - uśmiechnęła się.- Idziemy na kolację?
Niemka potaknęła.
     - Jak to możliwe? Wszyscy chłopcy cię lubią.
Inga spojrzała na nią dziwnie.
- Z konia spadłaś?! Nie cieszę się popularnością - mruknęła.
- Spadłam, jakbyś nie wiedziała, frazeologiczny mistrzu. John cię lubi, Percy cię lubi, Jaci cię lubi, cały domek Hefka cię lubi...
-... Hefajstosowa rodzinka mnie lubi, bo byłam dla nich wyzwaniem. Zbroja, miecz i tak dalej. Nie wymyślaj - dała Carmen kuksańca w bok.- I jeszcze jedno, każdy z tych chłopaków lubi mnie jak siostrę. Ciebie John lubi ponad przeciętnej. A ja? Pan Upiór ma mnie gdzieś - burknęła.
- Nie wiesz co w rzeczywistości o tobie myśli. Wszystko może się zmienić.
- Wszystko prócz tego, że ma chłopaka - wtrąciła.
- A jednak. Zwątpiłam w twoją inteligencję - powiedziała cicho.
     Były tuż przy pawilonie jadalnym. To komiczne, iż mogły rozprawiać o czymkolwiek, a gadały o innych ludziach.
„Życie pośród ludzi jest beznadziejne. Zwierzęta i rośliny są lepsze". „Ugh, gadam jak jakiś ziomek- kowal".
Przyspieszyła kroku i już po chwili rozmawiała z rodzeństwem.

         *          *          *

     Wzięła głęboki oddech. Spokojnym krokiem zbliżyła się do Kathrine i jej rodzeństwa. Była taka piękna...
Długie, gęste włosy zaplotła w ciemnozłoty warkocz. Bystre, szare oczy skupiały się teraz na Annabeth. Na lewym nadgarstku, Kat, miała bransoletkę z czarnej skóry. Charakterystyczny element stanowiła srebrna sowa naszyta na nią. Kiedy tylko jej właścicielka chciała, mogła się zamienić w miecz.
     Gdy Ida powitała się z córką Ateny, ta delikatnie się zarumieniła.
- Ida, przed chwilą umówiłam się z Ann na spacer, nie masz nic przeciwko? Możemy się spotkać później...
- Nie mam, odwiedzę cię jeszcze w Wielkim Domu - uśmiechnęła się delikatnie i odeszła.
„Co mogę teraz zrobić..?".
     - Co tam?- Z impetem usiadła naprzeciwko Ingi.
- Jem. W jakiej sprawie przyszłaś?- Zjadła łyżkę ryżu na mleku. Ida uniosła wysoko brwi.
- Pierogi ruskie, ryż na mleku... Meine Freundin, wiesz co dobre.
Jedząca spojrzała na nią nagląco.
- Nie mam co robić, idziesz zaraz do stajni?
- Mhm - zerknęła na zegarek- za dwadzieścia minut na miejscu - ustaliła, odprawiając tym samym złotowłosą Polkę.

         *          *          *

     Spacerowali obok siebie brzegiem jeziora.
Dziewczyna, swoje długie włosy związała w falującą, kawowymi lokami, kitkę. Dłonie włożyła do kieszeni wiśniowej bluzy. Starała się nie patrzeć na idącego obok chłopaka. Jego ręce luźno płynęły w rytm kroku. Często uśmiechał się do ciemnookiej hiszpanki.
- Co u ciebie?
- Wszystko...dobrze - zmarszczyła brwi.- Nie mam ochoty rozmawiać - przygryzła wargę.- Nie to, że nie lubię twojego towarzystwa, ale...muszę pomyśleć.
     Błądziła wzrokiem po tafli jeziora. Woda układała się w setki różnych kombinacji. Swobodnie zmieniała kształty. Carmen była spokojna dopóki przystojny blondyn nie złapał jej za przedramię i nie pociągnął w dół. Serce mocno jej zabiła, przestraszona spojrzała na niego.                            Roześmiał się dźwięcznie.
- Co? Chyba nie zaczniesz wrzeszczeć „Gwałciciel! Zboczeniec!" jak to zrobiła Inga, nie?
- Zaskoczyłeś mnie, paniczu Johnie - uśmiechnęła się delikatnie.
- Snujemy się bez sensu, ty nad czymś rozprawisz z samą sobą, a ja idę obok starając się nie przeszkadzać-wiesz jakie to trudne? A nie sądzisz, że lepiej byłoby usiąść, pooglądać jezioro podczas zachodu słońca i pogadać?
- Lepiej, niestety mam tyle...
     Syn Hekate nie pozwolił jej dokończyć łapiąc ją za rękę i wolno przyciągając do siebie.
- Carm, jest już późno, nic teraz nie zwojujesz. Jedyne co możesz zrobić, to porozmawiać ze mną o jakichś duperelach.
- Duperelach? Powinieneś pójść na odwyk od Idy, zaraz zaczniesz śpiewać przedwojenne i powojenne piosenki Polskie. A... O jakich duperelach mówisz, paniczu Johnie?
- A... Pięknie wyglądasz - bąknął.- Słońce zachodzi, twoje policzki się różowią, a oczy są prześwietlone i przypominają bursztyn.
     Dziewczyna dokładniej się mu przyjrzała. Zarumieniony, nie spuszczał z niej wzroku. Zbliżył twarz do jej oliwkowego policzka i pocałował go. Odsunął się, wstał i otrzepał spodnie z piasku i trawy. Córka Demeter podniosła się powoli, już miała coś powiedzieć, jednak dźwięk rogu w tym przeszkodził. Przytuliła się do Johna, nabrała powietrza. Pachniał wilgotną ziemią i paczulą...
- Dobranoc - rzekła cicho.
- Dobranoc, Carm - puścił ją i spokojnym krokiem ruszył ku swojemu domkowi.

Księżniczka i KrólOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz