✴1✴

250 39 43
                                        

- Nie- odparłam po raz tysięczny, nie odrywając wzroku od wrzosowo-fioletowych tęczówek rinnegana- Nie dołączę do gromadki bad boy'ów ganiających zmutowane zwierzaczki. Nope. Nie ma takiej opcji.

Pain westchnął tylko, marszcząc jeszcze bardziej cienkie brwi. Nawet nie wysilił się by kontynuować przekonywanie mnie; był świadom, że samymi słowami nic nie zdziała.

- Rozumiem- mruknął spokojnie i dziad zbił mnie z pantałyku.

Przeważnie wygrywałam tego typu pogawędki wkurzając przeciwnika, ale on był nie do zachwiania. Emanował najsilniejszą aurą z jaką się do tej pory spotkałam, ale jakkolwiek potężna by ona nie była, nie mogłam mu ustąpić.

Bycie poszukiwaną kunoichi? Nagły awans do rangi S? Zabijanie? Złodupcenie w za dużej pelerynce? To zdecydowanie nie mój fach.

- Bóg słynie z łaskawości- odezwał się nagle Pain, składając dłonie w piramidkę i przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem- Dam ci czas do namysłu. W prywatnej przestrzeni.

Gdy skończył mówić, drzwi piwniczki skrzypnęły głośno i rozległo się godne lwa mruknięcie:

- Wzywałeś.

- Kakuzu, pokaż jej nasze lochy.- rozkazał lider, i mogłabym przysiąc, że kącik jego ust zadrżał, jakby chciał unieść się w górę, ku kpiącemu uśmieszkowi.

Bezczelna, ruda pała.

Ale czasu na wyklinanie lidera 'Brzasku" nie miałam czasu, bo jakaś niesamowita siła poderwała mnie razem z krzesłem, do którego byłam przywiązana, do góry i rozerwała więzy. Krzesło upadło na ziemię, a wielki, zamaskowany mężczyzna bezceremonialnie przerzucił mnie sobie przez ramię i opuścił pokoik, w którym byłam przesłuchiwana.

Kurwa mać.

Znaczy, nie, że mam coś przeciwko byciu porywaną, czy zamykaną w więzieniu! To przecież moralne i sensowne. Bardzo. Ale te chamy przecież zabrał mi kota!

Biedna Kuroka, pewnie teraz błąkała się po jakimś odludziu, nie wiedząc gdzie się udać...

Time skip

Cela była zimna, wilgotna i ciemna. Jedyne źródło światła dawała mała świeczka, o wątłym, drżącym płomieniu, a za pryczę, robiło mi kilka krótkich desek, przymocowanych do ściany jaskini.

 Nie wiem ile tam siedziałam, ale czas dłużył mi się jak cholera. Na początku próbowałam zwalczyć okrutną nudę spacerując po celi, ale kiedy niechcący nastąpiłam na ludzką czaszkę, rzuciłam się z wrzaskiem na pryczę i nie odważyłam się już nigdy więcej postawić stopy na kamiennej podłodze, więc nie zostało mi nic innego jak bujać się w przód i w tył, jak dziecko z chorobą sierocą.

  Niech szlag trafi to Akatsuki! Nasyłają babo-chłopa żeby rozpirzył mi chatę, kradną bezcennego kota, zamykają mnie na cmentarzu i myślą, że to mnie przekona do dołączenia?! Postawili mnie w sytuacji do dupy i zadowoleni, gamonie w rzycie chędożeni!

 Ale co ja mam niby do gadania; albo dołączyć, albo skończyć jak pan Franklin, porozrzucany po podłodze. Tak, nadałam imię zdeptanemu koleżce. To bądź co bądź mój jedyny towarzysz niedoli, pomińmy fakt, że nieco obleśny.

- Panie Franklinie, pomóż pan- bezradnie siąknęłam nosem do pokruszonej czaszki- Bo ja już nie wiem co robić. Jak dołączę do Akachuji, to stracę wszystko. Jak odmówię, stracę tyle samo plus życie. Da się cokolwiek zaradzić?

Cisza. Dźwięcząca w uszach cisza, której nie sposób było słuchać. Miałam tak skończyć..?

- Dzięki. Już wiem, czego nie mogę zrobić...- warknęłam i bardzo ostrożnie zeskoczyłam na ziemię.

W kilku susach znalazłam się pod drzwiami celi i zaczęłam w nie nawalać z całych sił; rękami, nogami, nawet z biodra musiałam grzmotnąć, zanim usłyszałam zbliżającą się w moim kierunku wiązankę klątw.

- Co ty odwalasz?!

O, babochłop przyszedł. Lepiej być nie mogło.

- Wygraliście! Dołączę do Akatsuki!

Odpowiedziało mi westchnienie ulgi, a sekundę potem zgrzytnął zamek i drzwi się otworzyły. Moim oczom ukazał się ten niewydarzony blondyn, w kapeluszu z frędzlami, zasłaniającymi jego facjatę. Poznałam go po pedalskiej bluzce.
- Bogom niech będą dzięki-sapnął, a kiedy przechyliłam pytająco głowę, zdjął czapkę.

Minęło kilka dobrych chwil, zanim mogłam o własnych siłach wyjść z celi, takim śmiechem się zaniosłam, na widok jego podrapanej buźki. 
  Wciąż chichocząc ruszyłam za naburmuszonym Deidarą ku wyjściu z lochów. Jednak nie mogłam się powstrzymać przed rzuceniem:

- Kuroka to jednak mądry kotek~

____________________

LUDZIE ŚWIAT SIĘ KOŃCZY

Po raz pierwszy w historii zrobiłam tak krótki rozdział.
634 słowa- słodki Jashinie zabij mnie.

No ale macie~
Drugi będzie dłuższy, obiecuję! I będzie więcej Deia. Chociaż w sumie i tak najbardziej obchodzi was kot. Tak, będzie x'D

Piszcie czy dało się czytać i do następnego~ ^^

BOOM! |Deidara x Reader|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz