Ktoś kiedyś powiedział mi, że nadzieja potrafi ratować ludzkie życie....

4.4K 396 106
                                    

I oto pojawia się rozdział 2! Mam nadzieje, że się wam spodoba ;) No ale nie przeciągając dłużej zapraszam do czytania i pozostawienia po sobie śladu :*

POV Sasuke


Byłem właśnie na polu treningowym poza wioską i analizowałem otrzymane informacje. Nikt nigdzie go nie widział, nikt nic o nim nie słyszał i tak w kółko. Już od 4 lat nikt nie ma o nim żadnych informacji. Może ona naprawdę nie żyje... Nie! On żyje! Wiem to! On musi żyć! Przecież nie dałby sie tak łatwo zabić. Nie on. On taki nie jest. Nie jest osobą, która da się tak łatwo zabić. Ma marzenia, przyjaciół i ludzi którzy w niego wierzą. I choć przestali go szukać, to wciąż widać w nich odrobinę wiary, że się odnajdzie. Wszyscy w to wierzą... Ja w to wierzę... Naruto, gdzie Ty do cholerny jesteś... Daj mi chociaż jakiś znak... Nawet najmniejszy... Jeden wystarczy, a obiecuję, że odnajdę Cię choćby nie wiem co...


Z rozmyślań wyrwał mnie huk dochodzący z budynku Hokage. Czyżby znów sie upiła, jak w każdą rocznicę po ogłoszeniu jego śmierci? Hokage-sama to nic nie da...


-Przyprowadźcie go do mnie! Nie obchodzi mnie co w tej chwili robi! Ma tu być natomiast!


Usłyszałem jej donośny krzyk. Wiem, że chodzi jej o mnie. Lepiej już tam pójdę zanim zdemoluje cały gabinet.


Na miejscu zobaczyłem, że drzwi prowadzące do jej gabinetu leżą na podłodze, a sama Hokage płacze. Pewnie znowu wścieka się na mnie, że nie pojawilem się na uroczystym obchodzeniu rocznicy ogłoszenia jego śmierci, odbywajacym sie przy jego grobie. Ale nie może oczekiwać ode mnie, że od tak pogodzę się z tym, że go nie ma. Musi wreszcie zrozumieć, że ja się nie poddam.


-Wzywałaś? - odezwalem się zaraz po przekroczeniu progu i nie dając jej czasu na odpowiedź kontynuowałem -Przecież wiesz, że jestem zajęty. On gdzieś tam jest, czuję to... Wiem, że żyje i znajdę go choćby się świat walił...


Tsunade spojrzała na mnie, a w jej oczach był istny mętlik, jednak nie była ona pijana. Można było wyczytać z niej, że jest przerażona, skołowana, szczęśliwa oraz to, że nie wie czy może wierzyć własnym oczom. Pierwszy raz od 3 lat widziałem w niej takie uczucia. Co mogłoby być tego powodem?


-Ej... Ja tu jestem. Nie olewajcie mnie. Przecież nie możecie w nieskończoność traktować mnie jak ducha. Co się z wami do cholerny stało?


Ten głos... To nie może być... Jest odrobinę inny... Bardziej dojrzały... Ale to dalej głos tego samego 12 letniego, niebieskookiego chłopca. Odwrociłem ostrożnie głowę w stronę, z której dochodził owy dźwięk. Moje oczy napotkały sylwetkę 18 letniego chłopaka o niebieskich jak czyste niebo oczach i złotych jak pole pszenicy włosach. Siedział wygodnie na kanapie ubrany w czarne, luźne spodnie, białą podkoszulkę oraz czarną bluzę, a na czole miał przewidzianą długą pomarańczową przepaskę z naszytym na niej znakiem Konohy. Siedział tak i patrzył się prosto w moje oczy, lekko się uśmiechając.  Czy on siedzi tu cały czas? Nie może być. Przecież bym go wyczuł.


-Naruto... - głos mi sie załamał. Nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem tak przez dłuższą chwilę wgapiając się w niego. Po pewnym czasie słowa same wyszły z moich ust, tak jakby dopiero znalazły wyjście -Szukałem Cię... Cały ten cholernie długi czas Cię szukałem... Nie utraciłem nadzieji... Gdzieś w głębi serca wiedziałem, że wrócisz... I teraz jesteś tu... Siedzisz przede mną, a ja... Ja... Wreszcie mogę Cię znów zobaczyć... - po tym łzy same zaczęły spływać z moich oczu, a obraz przede mną cały się rozmazał pod wpływem cieczy.

Ponieważ jesteś tym, którego potrzebuje świat. SasuNaru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz