Rozdział 2

1.3K 156 13
                                    


Miłość. Wiele osób uważa, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Ale jak mam nazwać to co się przed chwilą wydarzyło? Spojrzałam na nią i wiedziałam, że w tej chwili wpadłam po uszy. Mogłabym klęczeć przed nią na kolanach. Trzymała mnie jak psa na smyczy. Z wilkołakami tak to jest. Nie wiem czy to zdrowa miłość, może nie, ale nie potrafimy inaczej kochać. W przypadkach jeden na sto zdarza się, że wilkołak nie zakochuje się w osobie, która jest mu przeznaczona, ale nadal jest z nią, ponieważ nieobecność tej osoby w jego życiu jest dla niego fizycznie i psychicznie bolesna. I najczęściej powodem jest to, że jest zakochany już w kimś innym. Jednak ja nie byłam i patrząc na nią wiedziałam, że nie będę tym wyjątkiem. Oczywiście mogła się okazać jeszcze potworem, z okropnym charakterem. Ale czy te piękne zielone oczy mogły skrywać coś nieczystego? Szczerze w to wątpiłam.

- Wszystko w porządku? – głos dziewczyny – cudowny jak ona cała – wyrwał mnie z mojego transu.
Nawet nie zauważyłam, że stałam od kilku minut i się na nią gapiłam, prawdopodobnie jedynie ją strasząc. Jednak byłam oszołomiona i nie wiedziałam co zrobić. Byłam jak w transie i nie mogłam się ruszyć. Dopiero ona mogła z powrotem sprowadzić mnie na Ziemię.
- Słucham? – czułam suchość w ustach i nawet dla mnie mój głos wydawał się obcy.
Nie wspominając, że doskonale ją słyszałam. Przełknęłam ślinę, starając się nawilżyć gardło.
- Twoje oczy zmieniły dziwnie kolor. Miałam wrażenie jakby zaświeciły się na złoto – wytłumaczyła.
Mimowolnie otworzyłam szczerzej oczy. Faktycznie. Oczy wilkołaka zmieniają kolor, kiedy pierwszy raz stanie twarzą w twarz ze swoją bratnią duszą. Tylko na sekundę, ale najwyraźniej dla niej było to wystarczająco.
- To pewnie przez światło – wskazałam na okno w końcu jadalni.
Nie było możliwości, aby światło wywarło na mnie taki efekt. Ona jednak mi uwierzyła, a jeżeli nie, to nie dała po sobie tego poznać. Uśmiechnęła się lekko i zaczęła z powrotem odwracać w stronę stołu z jedzeniem. Nie chciałam jeszcze, aby sobie poszła. Musiałam ją poznać.
- Jesteś tutaj nowa, prawda? – w chwili, kiedy to pytanie opuściło moje usta, miałam ochotę walnąć się w twarz. Głupie pytanie.
- Tak, a ty jesteś Camila, zgadza się?
- Skąd wiesz? – spytałam zaskoczona. Dziewczyna zaśmiała się cicho, to był prawdopodobnie najsłodszy dźwięk jaki usłyszałam w życiu.
- Nauczyciel się tak do ciebie zwrócił na pierwszych zajęciach.
Faktycznie. Pierwsza lekcja. Zajęcia. Zapach. To była ona.
- Często się spóźniasz? – spytała, zmieniając temat.
- Nie tak często. To pierwszy raz w tym roku szkolnym.
Dziewczyna znów się zaśmiała, co sprawiło jedynie, że byłam jeszcze bardziej zadowolona z mojej odpowiedzi. Mogłabym słuchać jej śmiechu cały dzień. Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
- Pewnie dlatego, że to tak naprawdę pierwszy dzień w tym roku szkolnym.
- A ty jak masz na imię? – spytałam, w momencie w którym uświadomiłam sobie, że to pytanie nie zostało jeszcze zadane, a ja nie wiedziałam tak naprawdę nic o tej dziewczynie.
- Lauren – uśmiechnęła się, a mój wzrok mimowolnie powędrował na jej usta, ale zabrałam go szybko, modląc się, aby tego nie zauważyła.
- Miło mi cię poznać, Lauren – odwzajemniłam uśmiech, rozkoszując się brzmieniem tego imienia wydobywającego się z moich ust – Może chcesz się do nas dosiąść? – spytałam prawdopodobnie po raz pierwszy w moim życiu.
Wcześniej nikt nie miał takiego przywileju. Ale wiadomo, że wiele się zmieniło od tego czasu. Wskazałam na moje stado, siedzące przy stole i obserwujące nas z zainteresowaniem. Byłam pewna, że słyszeli każde słowo wydobywające się z naszych ust, ale prędzej czy później i tak by się dowiedzieli. Prawdopodobnie od razu wyczuli, że coś się zmieniło w momencie, w którym poczułam to również i ja. Akurat gdy obie spojrzałyśmy w ich stronę, odwrócili głowy, udając, że wcale na nas nie patrzyli. Pokręciłam w duchu głową, a na zewnątrz starałam się udawać, że tego nie zauważyłam. Dziewczyna nie skomentowała tego nijak, ani nie okazała żadnej reakcji. Patrzyła na nich przez ułamek sekundy po czym odwróciła głowę z powrotem w stronę lady z jedzeniem i zabrała swoją tackę.
- Dziękuję za propozycję, ale już umówiłam się z koleżanką – wyjaśniła przepraszająco.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam jej pokazać jak wielki zawód mi sprawiła. Była człowiekiem, nie mogłam jej obwiniać o to, że nie wie iż jesteśmy sobie przeznaczone.
Z drugiej jednak strony czułam zazdrość. Powinna chcieć spędzać czas ze mną, a nie z kimkolwiek innym. Nie tak to działało?
Tym razem to ona wskazała w jakąś stronę, a kiedy podążyłam za jej spojrzeniem dostrzegłam grupkę ludzi, która również na nas patrzyła i odwróciła się w momencie, kiedy ich przyłapałyśmy. Byli zwykłymi śmiertelnikami, naturalnie więc, że nie miałam pojęcia kim dokładnie są. Uśmiechnęłam się lekko w jej stronę, by ukryć wszystkie te uczucia.
- W takim razie mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze.
- Oczywiście. Mamy przecież razem lekcje – odpowiedziała, uśmiechając się.
Chciałam, aby przestała to robić. Jej uśmiech okazał się moją słabością. Ona cała okazała się słabością, a pod jej uśmiechem uginały się moje kolana.
Pozwoliłam jej odejść, głównie dlatego, że nie potrafiłam znaleźć żadnej wymówki, aby ją przy mnie zatrzymać. Patrzyłam jak odchodzi i siada z tamtą grupką, dopiero wtedy ruszyłam do własnej. Tym razem już nie udawali, że nie patrzą. Gapili się na mnie z ciekawością, czekając aż usiądę i zdradzę im co się wydarzyło. Jakby nie wiedzieli.

The mateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz