Rozdział 10

940 102 11
                                    


Ludzie to dziwne istoty, nie uważacie? Złośliwe, bezmyślne, irracjonalne i słabe. Zawsze jednak ich bronimy, nie zastanawialiście się nigdy dlaczego? Jesteśmy lepsi, po co nam oni, skoro tylko przysparzają problemów? Jasne, równe traktowanie, nie różnimy się tak bardzo i inne takie. Ale czy naprawdę tak uważamy? Jeśli jesteśmy tacy równi to, dlaczego w mojej szkole przeważająca ilość osób to wilkołaki? Dlaczego wampiry trzymają się razem i żywią ludzką krwią? Dlaczego elfy nigdy nie wychodzą na powierzchnię, do ludzi?
Dawniej właśnie ludzi uważano za istoty nic niewarte. Nawet my, wilkołaki, atakowaliśmy je bez podstawy, dla zabawy. Nie jest to coś, z czego jesteśmy dumni, ale taka była nasza przeszłość. Pod wpływem pełni i po przemianie, polowaliśmy na nich. Jak na przekąskę. Więcej tego nie robimy. Czasem ciężko jest poskromić zwierzęcy instynkt. Wciąż polujemy na zwierzęta, ale wiemy, że ludzie nie należą do naszych przekąsek. Istnieją wściekłe wilki – z różnych powodów – które rzucają się na co popadnie, ale jest ich niewiele.
Wydaje mi się, że oni również tak uważają. Większość z nich nie ma pojęcia o naszym istnieniu, jednak czują w jakiś sposób zagrożenie. Boją się ciemności, potworów pod łóżkami czy duchów w domu. Wiedzą, że są bezbronni przy siłach nadprzyrodzonych. I garstka ludzi, która o nas wie, poczuła się na tyle zagrożona, by postanowić nas zabić. Chcą nas skrzywdzić, ponieważ boją się, że w innym wypadku skrzywdzimy ich pierwsi, a oni nie będą wiedzieli jak się obronić. Właśnie tak powstali łowcy.

Wiecie co ja myślę? Myślę, że ludzie są ważniejsi, niż wydaje się im czy nam. Tak naprawdę w każdym z nas jest część z człowieka. Bez nich nie byłoby nas. Dlatego jesteśmy winni im ochronę. Przez to i przez to, jak wcześniej ich traktowaliśmy. Uważam, że jednym z powodów, dla których drzemie w nas ta siła, jest aby pomóc. A komu mielibyśmy pomagać, jeśli nie słabszym? Niestety przez to, że byłam po części człowiekiem, posiadłam również ich ludzkie cechy. Jak na przykład irracjonalna złość.

Gdy otworzyłam oczy po raz kolejny, nade mną stała Ally z zatroskanym wyrazem twarzy. Wciąż byłam osłabiona i nie miałam sił, aby się poruszać, ale moje zmysły pracowały doskonale, więc bez problemów wyczułam obecność Dinah. Nie miałam jednak ochoty na nią ani spojrzeć, ani z nią rozmawiać.
- Jak się czujesz? – spytała niska blondynka.
- Jakbym została postrzelona – zaśmiałam się lekko, czego szybko pożałowałam przez ból, który poczułam w żebrach.
- Postaraj się nie wykonywać za wiele ruchów, twoje ciało wciąż jest bardzo osłabione i leczy się wolniej niż powinno, biorąc pod uwagę, że to było srebro.
- Ile byłam nieprzytomna?
- Kilkanaście godzin.
- Świetnie – powiedziałam ironicznie – Lauren się już ze mną więcej nie umówi. Muszę się z nią zobaczyć.
Obie dziewczyny podbiegły do mnie i spojrzały jak na wariatkę, kiedy zaczęłam się podnosić. Bolało jak cholera.
- Co ty robisz?! – oburzyła się Dinah – Prawie co umarłaś.
- A czyja to wina? – warknęłam i spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek, które ścisnęłam ze sobą chwile później pod wpływem bólu. A pomyślałby kto, że wilkołakom jest łatwiej w tej kwestii.
- Nie obwiniaj mnie o to!
Nie powinnam. Wiem, że nie powinnam. Byłam nieostrożna i sama wpakowałam się w niebezpieczeństwo. Dałam się zaskoczyć, co było mało przywódczym ruchem.
- Kiedy to jest twoja wina! - odetchnęłam głęboko, a kiedy odezwałam się ponownie mój głos był niższy i spokojniejszy – Zignorowałaś moje polecenie. Swojego przywódcy.
- Zaskoczyli mnie.
- Więc rozumiem, że następnym razem będziesz lepiej przygotowana i zrobisz, co do ciebie należy? Zabijesz?
Umilkła. Spojrzałam jej w oczy i kącik moich ust uniósł się w górę, mimo, że nie było w tym nic zabawnego.
- Wiedziałam. Pozwoliłabyś mi zginąć.
- Nie – odpowiedziała ściszonym głosem.
- Przyjdzie czas, że będziesz musiała wybrać stronę. Jedno z nas będzie musiało umrzeć. Ja albo on. Zastanów się lepiej, po której stronie stoisz.
- Nie masz prawa tego ode mnie żądać.
- Mam wszelkie prawo. Jestem twoim przywódcą i czas, żebyś zaczęła mnie słuchać – warknęłam – A teraz zejdź mi z oczu, nie chcę na ciebie patrzeć.
Patrzyła na mnie przez chwilę, jakby zastanawiała się czy to naprawdę ja powiedziałam. Jakby czekała, aż wycofam swoje słowa. Gdy jednak nic takiego nie nastąpiło, odwróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając drzwiami.
- Camila...
- Sprowadź Evana. Trzeba podać rysopis tych łowców, żeby każdy wiedział, kogo mamy schwytać.
- Nie uważasz, że...
- Idź!
Wydawało się, że ma ochotę jeszcze coś powiedzieć, ale poddała się i wyszła.
Czułam się okropnie po tym jak je potraktowałam, ale byłam wściekła i zraniona. Dodatkowo czułam, że nikt nie traktuje mnie poważnie, a władza wymyka się spod moich palców. Nie wiedziałam jeszcze czy to dobrze czy źle. Może byłam okropnym Alfą, może zasługiwali na kogoś innego. Ale chciałam dać sobie jeszcze szanse. Może to kolejna głupia ludzka cecha. Szukanie nadziei w beznadziejnych sytuacjach.

The mateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz