Rozdział 12

1.2K 131 54
                                    

Odkąd byłam mała, ojciec powtarzał mi, żebym zważała na konsekwencje podejmowanych decyzji. Nienawidziłam, kiedy mi to mówił. Nienawidziłam podejmować decyzji i nienawidziłam mierzyć się z konsekwencjami. Teraz byłam nieco starsza, ale nadal tego nienawidziłam. Może nawet bardziej niż wcześniej. A najgorsze, że nie było nikogo, kto by to za mnie odkręcił. W takich chwilach, jak ta, tęskniłam za tatą najmocniej.

Jedną z konsekwencji po wyrzuceniu Dinah ze stada była złość moich przyjaciół na mnie. Jej brat nawet nie chciał na mnie spojrzeć. Siedział sam w pokoju, a gdy schodził na śniadanie i znajdowałam się przypadkiem w kuchni, zabierał, co potrzebował i wychodził, nie witając się i nie patrząc w moją stronę. Wiedziałam, że myślał o tym, aby ruszyć za nią, ale zdawał sobie również sprawę z tego, jak głupie i niebezpieczne to mogłoby być. I że Dinah na pewno by się na niego wkurzyła. Z kolei pozostała cześć naszej paczki, mimo, że tolerowała moją obecność, nie przepadała za nią tak jak kiedyś. Byli na mnie źli, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Musiałam zrobić to, co zrobiłam i byłam pewna, że oni też to zrozumieją.
Najgorsze w tym wszystkim były jednak moje wyrzuty sumienia. Nieraz siedziałam w pokoju i przyłapywałam się, na zastanawianiu, jak ona sobie radzi. I czy w ogóle radzi. Pozbawiłam ją w końcu dachu nad głową, schronienia, pożywienia i stada. Teraz ona stała się samotnym wilkiem. I najlepszą opcją byłoby w jej przypadku, wyjechanie gdzieś daleko, gdzie nikt nie zna jej historii i może jakieś stado ją przygarnie. Tutaj nie miała na co liczyć. Pobliskie stada o wszystkim wiedziały, a nie mogły przyjąć do siebie członka, któremu nie mogły zaufać.
Wiedziałam też, że nie wyjedzie. Miała tutaj brata i miała swojego mate, który przysporzył jej już tyle kłopotów. Dlatego martwiłam się bardziej.

- Więc jesteś wilkołakiem.
- Teraz każdą naszą rozmowę będziesz od tego zaczynać? – zaśmiałam się.
Aktualnie siedziałam w pokoju Lauren, do którego weszłam przez okno. Zdarzyło mi się to już kilka razy w ciągu ostatnich kilku dni. Po czasie dziewczyna zaczęła się do tego przyzwyczajać, jak i mojej obecności. A ja muszę przyznać, że miło było posiedzieć z kimś komu nie przeszkadzałam. Na początku wciąż bała się, że ją zaatakuję, lecz z każdym dniem czułam i widziałam, jak ten strach w niej zanika.
- Zgaduję, że wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. To wydaje się nierealne. Powiedz mi coś więcej.
Siedziała naprzeciw mnie, nadal utrzymując lekką odległość. Tym razem jednak, gdybym wyciągnęła rękę, byłabym w stanie jej dotknąć. Uznałam to za progres. Była też bardziej otwarta i zaczynała wierzyć, że to co zrobiłam na parkingu tego dnia, było konieczne.
- Co chcesz wiedzieć?
- Możesz zmieniać się kiedy zechcesz?
- Przeważnie.
- To boli?
- Tylko podczas pełni.
- Co się wtedy dzieje?
- No cóż – westchnęłam – Na pewno nasze zmysły są bardziej czułe. Odczuwamy wszystko silniej, niż zazwyczaj, co jest najgorsze, bo jako wilkołaki i tak przeżywamy mocniej. Łatwo nas wtedy zirytować. Wieczorami, gdy księżyc jest w pełni, niezależnie od naszych chęci musimy się zmienić, a wilki w nas przejmują kontrole. Tak jak podczas normalnych dni, jesteśmy głównie ludźmi, tak wtedy jesteśmy w głównej mierze zwierzętami.
Zielonooka patrzyła na mnie przez chwilę, zastanawiając się nad czymś. Dałam jej czas. Nigdzie się i tak nie spieszyłam.
- Mogę cię wtedy zobaczyć?
- Nie.
Odpowiedziałam natychmiast i tonem, który miałam nadzieję, pokazywał, że nie będę z nią dyskutować w tej kwestii.
- Dlaczego?
- Ponieważ może ci się stać krzywda. Ciężko jest się nam wtedy kontrolować. Bezpieczniejsza będziesz w domu. Nie mówię nawet o sobie, bo nigdy nie skrzywdziłabym cię umyślnie. Ale w naszym stadzie jest kilkadziesiąt osób. Nie jestem w stanie kontrolować każdego.
- Nie obroniłabyś mnie? – spytała z lekkim rozżaleniem.
- Nie zrozumiałaś – westchnęłam – Obronię cię zawsze i wszędzie. Ale podczas pełni to trudniejsze.
Zwłaszcza bez znaku, pomyślałam.
- Ale nie niemożliwe.
- Uparta jesteś – zaśmiałam się.
- To dlatego, że tak naprawdę nigdy nie widziałam cię w pełnej formie. To prawda widziałam – zatrzymała się i zastanowiła, z lekkim przerażeniem – trochę. Właściwie to może masz rację. Cofam to, może lepiej jak będę trzymać się z daleka.
Patrzyłam na nią przez chwilę, choć ona nie odwzajemniła mojego spojrzenia, po czym westchnęłam. Znów wraca niedostępna i przerażona Lauren. Niepewnie przysunęłam rękę do jej, leżącej na łóżku. Zostawiłam ją jednak oddaloną w odległości centymetra czy dwóch. Chciałam, żeby wiedziała, że nie zrobię niczego wbrew jej woli.
- Pokażę ci. Tylko nie podczas pełni. Spotkajmy się jutro wieczorem u mnie w domu. Wezmę cię na spacer i pokażę – obiecałam – I nie musisz się bać. Nie skrzywdzę cię.
I znów to jej dogłębne spojrzenie. Nigdy się do końca do niego nie przyzwyczaiłam. Jakby przeszywało cię na wskroś, szukając prawdy w głębi ciebie. Może ona też miała magiczne zdolności, do których się nie przyznawała. Ponieważ po chwili, jakby znalazła odpowiedzieć, odpowiedziała.
- Okej.
Uśmiechnęłam się, a kiedy swoją ręką dotknęła mojej, mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- To czego mi jeszcze nie powiedziałaś? – no i mój uśmiech opadł od razu.
- A co chcesz wiedzieć?
- Może coś więcej o tych łowcach? Mam się bać?
- Niestety. Nie zabiją cię, ale mogą przez ciebie próbować dostać się do mnie. Nie odkryłam jeszcze jakim cudem dowiedzieli się czym jestem. Ale jestem pewna, że ma to coś wspólnego z tym samotnym wilkiem, o którym tata powiedział mi przed śmiercią.
- Kto to samotny wilk? – spytała zaciekawiona.
- Wilk, którego wyrzucono z poprzedniego stada. Są niebezpieczne, bo często zdesperowane. I mogą nas wyczuć. Przez długie życie w puszczy mają jeszcze bardziej wyostrzone zmysły niż my. Dlatego podejrzewam, że gdy ja go nie zauważyłam, on zauważył mnie i mnie wydał. Pewnie zawarł jakiś pakt z łowcami. Nasze życie za życie jego. Dlatego musimy jak najszybciej go znaleźć.
- Mogę jakoś pomóc?
- Nie sądzę. Poza tym – spojrzałam jej w oczy i ścisnęłam mocniej rękę – chcę, żebyś trzymała się z daleka od tego wszystkiego. Wiem, że cię w to wciągnęłam wbrew twojej woli, ale wolałabym, żebym była twoim jedynym źródłem ze światem nadprzyrodzonym. Nie chcę, żebyś wpadła w jakieś kłopoty z mojej winy.
- Postaram się – po chwili dodała – Czyli Dinah teraz też jest takim samotnym wilkiem?
Na samo wspomnienie mojej przyjaciółki poczułam jakby w moim brzuchu coś się poprzewracało. Przełknęłam z trudem ślinę i pokiwałam głową.
- Nie było jej dzisiaj w szkole
I nie jestem pewna czy kiedykolwiek się tam już pojawi. Moją jedyną reakcją wciąż było jedynie kiwnięcie głową.
- Nie martwisz się o nią?
- Możemy o tym nie rozmawiać?
Te słowa wyszły z moich ust nieco ostrzej niż zamierzałam, ale nie mogłam ich cofnąć, a temat ten był dla mnie naprawdę delikatny. W odpowiedzi poczułam jak ręką Lauren wyślizguje się z mojego uścisku. Patrząc w jej oczy znów zobaczyłam zapalającą się iskierkę strachu. Nie mogłam tego wytrzymać.
- Przepraszam. Lepiej będzie jak sobie już pójdę.
Wstałam z łóżka i zaczęłam zakładać buty. Wszystko to czując na sobie palące spojrzenie tych zielonych oczu. Nie odwróciłam się do niej jednak, a ona nie odezwała się ani słowem, tylko patrzyła w milczeniu.
Dlatego ja również w milczeniu wyskoczyłam przez okno i pobiegłam w kierunku lasu.

The mateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz