Można powiedzieć, że Jackson zachował się jak kompletny dupek, ale to nie zmienia faktu, że było mi z tego powodu po prostu przykro. Też był moim przyjacielem i bolało mnie, że wszystko się powoli rozwalało. Nie byliśmy już taką zgraną paczką, jak kiedyś. Rozumiałam, że wygnanie Dinah go zabolało, ale nie jego jedynego. I mimo, że chciałam mu wybaczyć, bo miałam dość utraty osób, na których mi zależy, nie mogłam tego zrobić. Duma i rozsądek mi nie pozwalały. Nie mogłam biegać za kimś, kto nie był chętny, aby naprawić to, co zostało stracone.
Wcześniej byliśmy jak rodzina. Dzisiaj mogliśmy się, co najwyżej nazwać kolegami. Każdy z nas był inny, ale wcale nie chodzi o to, żeby znaleźć ludzi takich samych jak my. Żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Ethan lubił się bawić i żartować nawet w nieodpowiednich sytuacjach. Jackson był zarozumiały i czasem chamski. Ben wolał książki od ludzi. Dinah była dla nas jak starsza siostra, zawsze przywoływała nas do porządku i utrzymywała w grupie. Nic dziwnego, że bez niej ta grupa praktycznie nie istniała. W każdym razie każde z nas było inne, ale mimo tego zawsze mogliśmy na siebie liczyć. W końcu łączył nas sekret. A sekrety zbliżają do siebie ludzi.
Chyba, że w związku. W związku sekrety wcale nie są dobre.
Lauren była przy mnie do czasu, gdy się uspokoiłam. Gdy z powrotem powróciły mi wszystkie zmysły i zaczęłam myśleć logicznie, od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Spojrzałam na nią, gdy zaczęła się ode mnie powoli oddalać. Nie chciałam się zbliżać, bałam się, że znów ją przeraziłam. Ale tym razem nie chodziło o to.
- Ile jeszcze tajemnic masz przede mną? – brzmiała na zrezygnowaną i zdenerwowaną.
Potrzebowałam chwili, aby zrozumieć, o co chodzi. Może jednak nie do końca wróciłam do siebie, po moim wcześniejszym ataku. Przez chwilę byłam w stanie jedynie patrzeć na nią wielkimi oczami, podczas gdy ona zaczęła chodzić w kółko, co jakiś czas przeczesując ręką włosy. Nie patrzyła w moją stronę.
- Ile razy będziemy przez to przechodzić? Jak mam ci ufać, Camila? Daje ci szansę, a ty ciągle mnie zawodzisz – spojrzała na mnie wyzywająco, czekając na moją odpowiedź.
- Nie rozumiem.
- Oczywiście, że nie rozumiesz, bo nie dotyczy to twojego życia, co? Nie pomyślałaś, że powinnaś była mi o tym powiedzieć? W ogóle żadne z was nie pomyślało, że to powinna być moja decyzja. Jakbym nie była człowiekiem, tylko jakimś przedmiotem, o którego użyciu już zadecydowaliście.
Obserwowałam w milczeniu jej ruchy, starając się przyswoić informacje, które mi przekazywała. Co jakiś czas patrzyła na mnie wyczekująco, oczekując ode mnie reakcji. A ja jedynie zastanawiałam się, jak znów zniszczyłam coś, co nawet się nie zaczęło. Dodatkowo byłam zbyt zmęczona, aby zareagować w sposób, jaki ode mnie oczekiwała. Jakikolwiek by on nie był. Ona natomiast najwidoczniej widziała moje zmieszanie, co denerwowało ją jeszcze bardziej.
- Zachowajmy się w końcu jak dorośli, Camila! Porozmawiajmy o tym, bez kłamstw. Nie chcę więcej brać udziału w waszych chorych gierkach.
- Jakich gierkach? Przecież jestem z tobą szczera cały czas.
- Tak? – zapytała z rozbawieniem, chociaż jasne było, że w naszej sytuacji nie było nic śmiesznego – A co z tym, co Jackson powiedział? Mam stać się taka jak wy? Co to ma niby oznaczać?
Nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. A Lauren robiła się coraz bardziej wściekła.
- Nikt nie pomyślał, że nie chcę być taka jak wy?!
To zabolało, a przecież wiedziałam, że nie była na to gotowa. I że wciąż ma prawo nie zaakceptować takiego życia i ode mnie odejść. Tak, jak wspomniała. Ona była człowiekiem, miała jeszcze wybór. I nie byłam pewna, czy właśnie go nie podjęła. Jeszcze raz na mnie spojrzała z gniewem, odwróciła się i odeszła.W pierwszej minucie do mojego oszołomionego mózgu nie dotarło jeszcze, co się wydarzyło, a gdy tak się stało i wstałam, żeby za nią pobiec, usłyszałam za sobą obcy głos.
- Ma dziewczyna temperament. I oczywiście rację. Współczuję.
Odwróciłam się gwałtowanie, gotowa do ataku. Jednak dziewczyna, która siedziała na drzewie nie sprawiała wrażenia, jakby zamierzała walczyć. Miała krótkie ciemne włosy, niezwykle niebieskie oczy i szczupłe ciało. Była ubrana w czarne obcisłe spodnie, czarną przylegającą do ciała koszulkę, czarną skórzaną kurtkę i czarne buty na wysokim obcasie. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami i sprawiała wrażenie odprężonej, choć jakaś część mnie była przekonana, że sprowokowana nie zawahałaby się nad atakiem. Wyglądała, jakby rządziła tym miejscem. Była piękna.
- Kim jesteś i co tutaj robisz? To moja ziemia.
- W tym tempie nie na długo.
Zeskoczyła z drzewa i wylądowała obok mnie z gracją, która mogła być jedynie wyćwiczona. Następnie obdarowała mnie swoim uśmiechem. Nawet on był idealny.
- Sekrety to potężna broń. Mają siłę niszczenia, nie uważasz?
Spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- O czym ty do mnie mówisz? I kim jesteś?
- To już mój sekret - uśmiechnęła się - Ale mam do zdradzenia również inny. Samuel nie jest twoim przyjacielem. Traktuje cię, jak dziecko niezdolne do obrony i rządzenia stadem. Obserwuje skrycie, co się dzieje i zamierza wkroczyć, kiedy uzna, że wygraną ma w ręce. Nie pomaga ci w poszukiwaniu tego wilka, ani łowców. Udaje, wiedząc, że ma twoje zaufanie i może do ciebie w każdej chwili dotrzeć. Wiedząc, że jesteś słaba i masz ludzką mate, która nie jest zdolna do samoobrony.
Moje serce zaczęło walić. To niemożliwe, powtarzałam sobie. Nie teraz, nie w całym tym zamieszaniu. Nie potrzebowałam kolejnych problemów do kompletu. Najwidoczniej moje rozterki i niedowierzanie musiało być widoczne na mojej twarzy, bo dziewczyna uśmiechnęła się do mnie z rozbawieniem.
- Czemu miałabym ci uwierzyć? - zapytałam wreszcie.
Zaczęła się przeze mnie przedzierać złość. Dlaczego wszyscy są przeciwko mnie? Czy naprawdę nikt nie potrafił zaakceptować mnie jako przywódcy?
- Ponieważ z łatwością mogłabym cię teraz zaatakować i zabić. A jednak stoisz bezpiecznie.
Na jej słowa zawarczałam. Jeszcze ona zamierza mi grozić? Na moją reakcję uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Jednak jedynie na chwilę. W następnej sekundzie jej twarz złagodniała, a słowa stały się spokojniejsze i smutniejsze.
- Ponieważ nawet po śmierci zamierzam dochować lojalności Sinuhe. Obiecałam pomóc jej rodzinie, gdy będzie to konieczne. I zamierzam dotrzymać obietnicy.
Spojrzałam jej w oczy, a im dłużej patrzyłam, tym bardziej się uspokajałam i jej wierzyłam. Ani na sekundę nie odwróciła ode mnie wzroku.
- Znałaś moją matkę - stwierdziłam, jakby to nie było oczywiste.
- Była moją najlepszą przyjaciółką.
- Niemożliwe. Ojciec nigdy nie wspominał, żeby mama miała przyjaciółkę wampirzycę.
Na jej twarzy po raz kolejny zagościł szeroki uśmiech.
- Już myślałam, że emocje przyćmiły ci zmysły.
- Przyćmiły na tyle, żebyś mogła mnie zaskoczyć swoją obecnością - przyznałam niechętnie. Uleganie wpływom emocji nigdy nie było zaletą wilkołaka. Często zasłaniały nam ważniejsze sprawy.
- Dlatego też tak łatwo byłoby cię zabić.
- Przyszłaś, żeby mnie zastraszać?
- Przyszłam, żeby pokazać ci jak bezbronna jesteś i ci pomóc.
- Skąd przeświadczenie, że ją przyjmę?
- Bo nie masz nikogo innego.
Nie miałam odpowiedzi na te słowa. Skąd ona tyle wie? Czyżby obserwowała nas cały czas? I czy naprawdę powinnam jej zaufać?
- Nie potrzebuję nikogo.
Moje słowa najwidoczniej ją niezwykle rozbawiły, ponieważ zaśmiała się cicho.
- Jesteś wilkiem. To zwierzęta stadne. Ty przede wszystkim potrzebujesz kogoś.
Westchnęłam ciężko. Za kogo ona się uważała? Za jakiegoś eksperta od wilków? Nie wiedziała o mnie nic!
Nie czekając dłużej, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić.
- Dokąd idziesz? - usłyszałam za plecami.
- Do Lauren. Mam dość sekretów na dzisiaj.
- Jakbyś zmieniła zdanie i uznała, że potrzebujesz pomocy, to będę w pobliżu.
Ze zdziwieniem odwróciłam się ponownie w jej stronę, jedynie po to, aby ujrzeć przed sobą jedynie drzewa. Wampiry, pomyślałam.
CZYTASZ
The mate
WerewolfKażdy z nas zasługuje na miłość, zwłaszcza jeżeli miłość ta jest nam zapewniona przez nadnaturalne siły. Będąc wilkołakiem miłość ta jest ci już przypisana. Co jeśli jednak zakochasz się w człowieku, na którego siły te nie oddziałują albo w znacznie...