Rozdział 9

1K 114 14
                                    

Czy tolerancja ma granice? Czy gdzieś istnieje jakaś definicja tego, co można tolerować, a co jest niedopuszczalne? Czy w danych krajach ta definicja jest inna? Czy jest inna w danej kulturze? Czy jest inna u każdego człowieka? Czy w ogóle powinna być? Czy powinniśmy się ograniczać? Podejrzewam, że jakaś istnieje, tylko jeszcze nikt mi jej nie przedstawił. Skoro niektórzy tolerowali moją miłość do ludzkiej dziewczyny, dlaczego inni nie potrafili? Czemu codziennie widziałam jakieś odrzucające spojrzenie u kogoś? Czy ich granice były tak wąskie? Otaczały jedynie daną osobę i jemu podobne? Lubiłam myśleć, że ja nie mam takich granic. Jestem osobą tolerancyjną, toleruję wszystko. Byłam przywódcą, musiałam mieć otwarty umysł. I byłam z tego dumna. Do tego stopnia, że zapomniałam, że jestem również człowiekiem.

- Nie chciałam przeszkodzić, przepraszam. Nie wiedziałam, że to ona..
Słyszałam to już tyle razy i odpowiedziałam za każdym razem „Nic takiego się nie stało", że tym razem nie miałam sił otworzyć ust, które Ally najwidoczniej się nie zamykały. Może faktycznie nie byłam bardzo zadowolona z tego, że przeszkodziła mi w takim momencie i straciłam swoją szansę na najlepszą randkę życia, ale byłam pewna, że ona się i tak wydarzy. Lauren dała mi zielone światło. Starałam się tym pocieszać. To na pewno nie była moja jedyna szansa.
- Jeszcze ona chyba pomyślała, że my coś...
Otworzyłam szerzej oczy.
- Co? Dlaczego tak myślisz?
- Szybko się oddaliła.
Nawet nie przyszło mi to do głowy. Między mną, a Ally nigdy nic się nie wydarzyło i nigdy nie wydarzy, ale teraz, gdy o tym wspomniała, zaczęłam się zastanawiać. Lauren naprawdę szybko stamtąd odeszła, nie dając mi szansy na dłuższą rozmowę z nią. Tym razem zaczęłam się przejmować, że moje światło zgasło zanim zdążyłam z niego skorzystać. Świetnie.
Ally najwidoczniej dostrzegła moje zdenerwowanie, bo szybko dodała.
- Nie przejmuj się tym, ja to naprawię.
- Lepiej nie. Porozmawiam z nią jutro w szkole
- W końcu wracasz? – szybko podchwyciła temat.
- Nie mogę unikać szkoły w nieskończoność. A teraz mam dodatkowo powód.
- Już wpadłaś, co? – uśmiechnęła się lekko.
- Jak to z wilkołakami bywa.
- Jak twój ojciec.
Blondynka nie była najbardziej taktowną osobą na świecie, muszę przyznać. W ciągu sekundy poczułam jak mój humor się zmienia i znów popadam w otchłań, w której nie czekało nic prócz smutku. Z trudem przełknęłam ślinę.
- Przepraszam.
- Tata nigdy mi o tym nie mówił. Nie chciał rozmawiać ze mną o mamie po jej śmierci. Każda wzmianka o niej go bolała.
Na chwile zapadło milczenie. Każda pogrążyła się w swoich własnych wspomnieniach.
- Byli bardzo zakochani – odezwała się w końcu – Twój ojciec był chyba jedynym wilkołakiem, którego znałam, który nie chciał spotkać swojej drugiej połówki. Uważał, że osłabi to jego rolę, jako przywódcy. Bał się, że będzie musiał dbać o dwóch i bał się, że ją straci.
- I stracił – odpowiedziałam gorzko.
- I zyskał nową miłość. Ciebie. I kochał cię całym swoim sercem. Podejrzewam, że bardziej niż kogokolwiek, nawet siebie.
Tym razem to na mojej twarzy zagościł uśmiech, choć nie był najszczęśliwszy. Rozmowa o nim wciąż bolała, ale nie chciałam jej przerywać. Pragnęłam tylu informacji, ile tylko mogłam dostać, nawet jeśli niekoniecznie chciałam je teraz usłyszeć.
- Strasznie się bał. Bał się wziąć cię na ręce, kiedy byłaś mała, żeby nie zrobić ci krzywdy. Bał się, gdy przechodziłaś swoją pierwszą przemianę. Bał się, że jesteś za dobra na świat, w którym żyjesz. Często do mnie dzwonił, gdy nie wiedział jak sobie poradzić. Ostatni raz zadzwonił, jak się dowiedział, że uciekłaś. Przez połowę naszej rozmowy panikował, że pewnie coś ci się już stało. Powiedział mi też, że sobie kogoś znalazłaś. Musiałam go długo przekonywać, żeby za tobą nie biegł, bo pewnie jesteś z nią.
Spojrzałam na nią niepewnie, ale w końcu pokiwałam głową.
- Nie obrzydziło cię to, gdy się dowiedziałaś? – zmieniłam temat.
- Co?
- Że zamiast chłopaka, mam dziewczynę.
- Camila – westchnęła, po czym wstała i usiadła obok mnie, biorąc mnie w ramiona i tuląc mocno – Jesteś prawie jak moja córka. Jak byłaś mała pomagałam twojemu tacie w opiece nad tobą. Widziałam jak dorastasz. I nie, nie obrzydziło mnie to. Byłam szczęśliwa, że moja mała dziewczynka sobie w końcu kogoś znalazła.
- Dziękuję – wtuliłam się w nią mocniej.

The mateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz