10.

104 2 0
                                    

24 grudnia. Wigilia.
Grayson:
Wstałem około 9. Kiedy podnioslem się z łóżko to zdałem Sobie sprawę że dziś Wigilia. I mają przyjechać do nas rodzice około 11. Poszedłem najpierw do łazienki by wziąć kąpiel. Zajęło mi to jakoś 30 minut. Następnie ubrałem się w czarne jeansy i szary sweter z reniferem. Tak, taki świąteczny ja. Miałem lepszy humor niż wczoraj ale nadal bolało mnie to wszystko. Chyba czas wziąć się w garść. I zapomnieć? Yy niee to niemożliwe. Zeszedlem na dół a w kuchni stał, cały uradowany Ethan. Coś pichcil. Bosz jak to on. Był ubrany tak samo jak ja. Ja pierdziele jakie z nas twins. Normalnie zajebiste. Aż uderzylem się z otwartej dłoni w czoło a wysrtaszony Ethan obrócił się w moją stronę. Zilustrowal mnie wzrokiem i wybuchł śmiechem. Smieszek się znalazł.
Ethan:
Byłem tak zdziwiony tym całym naszym zgraniem, że aż nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Zrobiłem mi i Graysonowi śniadanie. A mianowicie jajecznicę. Tak jestem twórczy, ale dziś jest post. Jednak trza myśleć. Zjedliśmy pyszne śniadanko i wraz z bratem wzięliśmy się za ogarnięcia chałupy. Przed praktycznie samym wejściem rodziców zdążyliśmy wszystko pięknie ogarnąć. Jesteśmy tacy cool. Przywitalismy się z mamą i tatą. Nic się nie zmienili wciąż tacy sami. Za to ich kocham. Porozmawialismy trochę i razem zaczęliśmy przygotowywać wszystko do wieczornej kolacji wigilijnej. Tak, taki rodzinny klimat to ja kocham. Było zabawnie,nawet Grayson się śmiał,aż mi było miło na to patrzeć. Nigdy bym nie zamienił tego głupka na nikogo. Zawsze będzie moim ukochanym braciszkiem. Tak około 17, wszyscy usiedlismy do stołu. Dzieląc się najpierw opłatkiem. Zjedliśmy tradycyjne potrawy i śpiewaliśmy kolędy. Był taki świąteczny klimat. Później rozdalismy sobie nawzajem prezenty. Dostałem jakieś ubrania i kasę. Jak zawsze,ale i tak się cieszyłem. Po tym wszystkim postanowiłem że zadzwonię do Julki, by się z nią spotkać. Byłem ubrany w koszule i czarne rurki, postanowiłem że nie będę się przebierać. Zarzucilem tylko marynarkę. Julka owszem się zgodziła i powiedziała że widzimy się za jakieś 15 min. Nie mogłem się doczekać aż dam jej prezent. Założyłem kurtkę i pomyślałem że już wyjdę. Wziąłem jeszcze prezent i ruszyłem drogą w stronę jej domu.
Grayson:
Po tym jak Ethan wyszedł, ja postanowiłem że też się przejdę. Dobrze mi to zrobi. I tak zostałem kompletnie sam. Założyłem jakąś bluzę i kurtkę, i wyszedłem z domu. Chciałem się przejść do lasu, więc postanowiłem, że pójdę do tego co jest niedaleko szkoły. Nagle zaczął padać śnieg. Było tak pięknie. Szedłem drogą w stronę lasu. Nagle w oddali zauważyłem jak ktoś idzie. Hym. Kogoś mi ta postać przypomina. Dostrzegłem, że to była Marlena,aż moje serce prawie stanęło. Ona jest tak dla mnie cholernie ważna. Muszę coś zrobić. Zacząłem biec w jej stronę. Gdy byłem już blisko niej złapałem ją za ramię i odwrocilem w moją stronę. Była zdziwiona. Totalnie,ale jej wyraz twarzy szybko się zmienił. Widziałem w jej oczach smutek i złość ii cierpienie? To ona też coś do mnie czuję?
-Co Ty tu robisz Grayson?-powiedziała cicho,jakby się gala że zrobię jej krzywdę.
-Zauważyłem Cię i postanowiłem walczyć.
-Grayson ale Ty już nie masz o co walczyć. Straciłeś szansę. Straciłeś mnie.-Jej wypowiedziane słowa wbily mi tysiące noży w plecy. Czemu ona mnie tak rani?
- Nie mów tak,proszę. Ja bardzo żałuję tego wszystkiego,że nie powiedziałem nic wcześniej,ale bałem się,że Cię stracę. Tak cholernie się bałem.
- Ale już mnie straciłeś.-Przerwała mi.
-Tylko,że ja Cię kocham. Myślę o Tobie codziennie w nocy i w dzień. Jesteś mym słońcem,deszczem,wiatrem. Jesteś tym co daje mi szczęście. Jesteś moim powietrzem. A przecież bez powietrza nie da się żyć prawda? Wybacz mi Marlena. Obiecuje Ci, że już Cię nigdy nie skrzywdze.-Kleknąłem na kolanach przed mą księżniczką. Widziałem ona aż płakała. Czyżby się udało?
-Grayson. Wybaczam Ci. Też Cię kocham. Nie mogłabym się długo na Ciebie gniewac.-Nagle wstałem i wpadłem w jej ramiona a ona przytulila mnie tak mocno. Tak mi tego brakowało. Spojrzałem na jej mokre od płaczu oczy i wygrałem dłonią jej mokre policzki. Przeżyliśmy sobie prosto w oczy. I nagle moje usta znalazły się na jej wargach. To było coś czego pragnąłem od dawna. Pocałunek był taki delikatny i pełny uczuć.
Calum:
Szedłem po Mene bo miała do nas przyjść. Kiedy byłem już blisko lasu zauważyłem dwoje ludzi, którzy się calowali. Po chwili rozpoznalem z tej dwójki Mene i chyba tego Grayson a o którym tak dużo mówiła. Nie wiem czemu ale zabolało mnie to co ujarzelem. Czyżbym coś do niej poczuł? Boże Cal co się z Tobą dzieje?
Ethan:
Szedłem wraz z Julką drogą w stronę cmentarza. Nagle zaczął padać śnieg. Podarowalem Julce już prezent a mianowicie czarną sukienkę i kilka drobiazgów. Ucieszyła się. Byłem zadowolony z Siebie. Szliśmy Sobie trzymając się za ręce. Byliśmy szczęśliwi. Wokół nas spadały duże ilości małych sniezynek. Było cudownie. Ona i nic mi już nie jest potrzebne do szczęścia,chyba że jedzenie, ale to szczegół. Nagle zatrzymałem ją jednym ruchem ręki a ona już stała przede mną. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Następnie ukleknalem przed nią wyciągając z kieszeni małe czarne pudełeczko w którym był złoty naszyjniki w kształcie śnieżynki.
-Czy będziesz moja dziewczyną?-zapytałem z nadzieją. Julka przygladala mi się z wrażeniem wymalowanym na twarzy.
-Jasne, że tak mój gluptasku.-Przytuliem ją mocno do Siebie. I znów spojrzałem w jej niebieskie jak ocean oczy. Nasze twarzy prawie się stykaly. Zaryzykowalem. Dotknalem jej miękkich ust swoimi. Calowalismy się namiętnie i zachlanie. Byliśmy spragnieni Siebie. Oderwalismy się kiedy zabrakło nam powietrza. Ta dziewczyna zakrecila mój świat jak wróżka machnieciem różdżka.
Grayson:
Staliśmy razem w lesie, przytuleni do Siebie. Czułem że trzymam cały mój świat w rękach. Dosłownie. Nagle ktoś do nas podszedł i był to Calum. Bosz czemu ten gościu pojawia się wtedy co nie trzeba.
-Hej wam.-powiedział.
-O hej.-Mena wyrwala się z moich ramion i nagle zrobiło się tak zimno,pusto.
-Idziecie do nas. Czy zbytnio wam się nie chcę. I przepraszam że przeszkodzilem.
-Tak idziemy. A idziesz Grayson?-Zapytała mnie Mena.
-Jasne mogę iść.-Odpowiedziałem. W sumie może być ciekawie.
-A Karyl jest już u Was?-Zapytała moja lejdi.
-Tak. Jakąś godzinę temu przyjechała. Bo wiesz Luck po nią pojechał.-oznajmił chłopak.
-A dobra możemy iść.-Odpowiedziała.
Nagle do Marleny zadzwonił telefon. Dziewczyna odebrała i na jej twarzy można było ujrzeć szok. A później zauważyłem że po jej twarzy zaczęły splywac łzy. Boże co się dzieje.
Kiedy Marlena się rozlaczyla. Nie mogłem czekać.
-Ej Mena co się stało?-Zapytałem z troską.
-Bo-oo.. Rad-deek..-Mówiła szlochajac.
-Co Radek?
-Ktoś go napadł. Jest w szpitalu w ciężkim stanie. Został dzgniety nożem i uderzony dosyć mocno w głowę. Może nie przeżyć nocy.-Marlena wybuchnela płaczem a ja ją obojelem szczelnie zamykając w ramionach.
-Będzie dobrze. Wszystko. Musimy mieć nadzieję.- Nie wiem czemu ale po mojej twarzy też zaczęły płynąć łzy.
-Grayson, ja się tak cholernie boję o niego. On jest dla mnie prawie jak brat.-Znów wybuchnela płaczem.
Cal chyba dzwonił po któregoś z chłopaków by szybko przyjechali. Zaraz dowiemy się więcej. Będzie dobrze. Ja to wiem.

Again./Dolan TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz