16.

68 1 0
                                    

Grayson:
Wyszedłem przed hotel, by poszukać tego gnoja. Jestem na niego zły, ale to mój brat mimo wszystko martwię się jak mało kto. Patrzę przed Siebie i błąkam wzrokiem w nadzieji, że go zobaczę. Zamiast tego widzę dwóch gości jak biją kogoś. Ten ktoś leży na ziemii i chyba ledwo się rusza. Przyjżałem się sytuacji i akurat jeden z tych gości wbił nóż w brzuch tego kogoś. Coś mnie tknęło. Podeszłem bliżej. I nagle mnie zamurowało. Przecież to Ethan. Oni go kopią. Podbiegłem do nich i walnałem z pięści temu co trzymał nóż i szybko mu go wyrwalem.Odplacił mi się tym samym, lecz po chwili spojrzeli na mnie zaszokowani i uciekli. Tak po prostu. Zajebisci Ci pakerzy są. Podbiegłem do Ethana i sprawdziłem czy oddycha. Kurwa nie czuję tętna. Ja pierdole on nie oddycha. Szybko wziąłem telefon i zadzwoniłem po karetkę. Zabrałem się za pierwszą pomoc. Uciskałem jego klatkę piersiową 30 razy i dałem dwa wdechy do jego płuc. Nagle karetka przyjechała i jeden z ratowników przeją moją czynność. Zauważyłem, że są spanikowani i nic to nie daje. Wzięli go do karetki i strzelili z prądu. Tyle widziałem, bo zamknęli drzwi i ruszyli w stronę szpitala. Byłem załamany. Łzy ze mnie ciekły. Nie jestem facetem tylko chujem totalnym. Kurwa. Pobiegłem szybko do hotelu i jak mnie zobaczyli to, aż zaczęli się drzeć.
-Grayson co Ci się stało.?-Podeszła do mnie Mena, tuląc się do mnie.
-Czemu płaczesz?-Padło kolejne pytanie tym razem od Julki.
-No bo znalazłem Ethana.-Miny wszystkich od razu zrzedły.-Pobili go. Może nie przeżyć. Co ja mówię on już prawie nie żył.-Załamał mi się głos. Czułem jak Mena mnie przytula, była strasznie spokojna, ale na granicy. Spojrzałem na Julke, która zaczęła nagle płakać.
-Ale jak to Grayson? Co Ty mówisz? Kłamiesz!-Wydarła się Julka.
-Nie kłamie jest w szpitalu. Chodź Luke i Julka z Mena. Jedziemy.-Odparłem poważnie. Luke złapał kluczyki od swojego Audi i ruszyliśmy. Po 10 minutach byliśmy już w szpitalu. Wpadliśmy do środka jakby się paliło. No bo kurwa mój brat może umrzeć. Podbieglismy do recepcji i jakaś dziewczyna spojrzała się na nas z uśmiechem. O wow jakaś miła recepcjonistka.
-Dobry wieczór. Przyjechał tu dzisiaj mój brat Ethan Dolan. Był ciężko pobity.-Dziewczyna spojrzała na mnie lekko smutna.
-Tak, tak. Sala nr.142.-Pokazała ręką wzdłuż korytarza.-Tylko nie przeszkadzajcie, bo akurat jest w sali operacyjnej.-Zatkało mnie. No w sumie musieli, bo miał wbity nóż w udo i brzuch. Ja pierdole, martwię się. Poszliśmy pod wskazaną salę i usiedlismy na białych krzesełkach, które stały pod ścianą. Od razu wlepiłem wzrok w ścianę. Nie interesowało mnie nic. Tylko mój brat. Przymknąłem oczy, by pozwolić łzom swobodnie płynąć. Jestem tak bezsilny, kiedy moim bliskim dzieje się krzywda. Tak słaby.
......
Ethan:
Nie czułem nic. Widziałem ciemność. Czyżby to mój koniec.., ale tak szybko. Ja nie chcę. Ja tylko żartowałem, przecież kocham Graysona jak mało kto. To mój brat. Zawsze nim był i będzie. Zawsze. Ethan, musisz dać radę. Musisz zrób to dla niego. Zrób to dla nich. Nagle widziałem światło, ale po nim znów ciemność. Słyszę piszczenie. No kurwa Ethan. To koniec. Co Ty robisz?. Dawaj musisz..
Grayson:
Siedzę już trzy dni w szpitalu. Nikt tego nie wytrzymał. Tylko ja. Siedzę w sali obok jego. Jest blady i siny. Ma dużo siniaków. Obkręconą głowę bandażem i brzuch, i nogę. Jest słaby widzę to po nim. W chuj słaby, lecz to ja jestem słabszy. To ja do tego doporowadzilem. Czemu zawsze tak późno rozumiemy swoje błędy. Zawsze musi być za późno, aby je naprawić.
Nagle do moich uszu doszedł pisk. Fala bezsilności przebiegła moje ciało. Ethan nie rób mi tego. Proszę Ethan. Krzyczałem w myślach. Do sali wbiegło kilku lekarzy, a mnie wyprowadzili z niej. Czułem się jak śmieć. To moja wina. On już nie żyje. Jak mogłem być takim chujem i pozwolić na to. Czemu zawsze zwalam winę tylko na niego. Przecież nie chciałem ale jednak moja duma musi być silniejsza. Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie. Płacze. I się tego nie wstydzę. Jestem nikim i co mam zrobić. Tylko to mi zostało. Nagle z sali wyszedł lekarz z współczuciem wymalowanym na twarzy.-I tak chuj Cię to obchodzi-Pomyślałem.
-Tak mi przykro, ale pański brat nie żyje.-Spojrzałem na niego bez uczuć,bo co mam czuć. Tego się nie da opisać.
Wszedłem do sali, a Ethan już był przykryty białą pościelą, przecież on nie lubi białego. On kocha fioletowy. Podeszłem do niego i powoli odsłoniłem prześcieradło. Na jego twarzy nie było żadnych emocji. Bałem się patrzeć na takiego Ethana. On nie był taki. To radosny chłopak. Nie taki. On nigdy nie wróci....
Spojrzałem na niego ostatni raz i zakryłem znów. Złapałem ostatni raz za rękę i wyszedłem. Kiedy już miałem zamykać drzwi usłyszałem jak cała maszyneria się uruchamia i miarowo zaczyna pikać. To chyba jakiś żart. Odwróciłem się i spojrzałem na brata.
-Grayson czekaj...-Powiedział cicho i znów zamknął oczy.
Do sali wbiegli lekarze i znów mnie wyciągnęli. Usiadłem na krześle i znów czekałem. Nagle wyszedł lekarz i powiedział że Ethan będzie żył, lecz jest jeden problem..
Ciąg dalszy nastąpi..

Again./Dolan TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz