31

316 33 2
                                    

  Podeszłam do tego stworzenia, które do tej pory się nie poruszyło. Wydawało się być tylko figurą, wpatrującą się w przestrzeń.

  - Czy mnie słyszysz? - zapytałam poważnym tonem, po czym postać spojrzała na mnie swoimi złotymi oczami, a wszystko dookoła zaczęło zanikać. Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie było plemienia Arma. Nie mogłam dojrzeć ani jednego Caaretonina. Niebo zmieniło barwę na czarną z prześwitami kilku kolorów. Spojrzałam po raz kolejny na tajemniczą istotę.

  - Czy mnie słyszysz? - powieliłam pytanie.

  - Słyszę cię, Moja Pani. - odpowiedział miękkim głosem.

  Zdziwiłam się. Jestem jego Panią? Eve musiała go stworzyć.

  - Gdzie jesteśmy? - zapytałam, rozglądając się dookoła.

  - To miejsce nie ma swojego fizycznego odpowiednika. - wytłumaczył. - Jest między nami.

  - Więc to tak jakby sen. - powiedziałam sama do siebie, a on tylko przytaknął. - Czy ty również zostałeś stworzony przez Eve?

  - Nie. - powiedział. - Nie stworzyła mnie Eve.

  - Ale przecież nasze energię są podobne. - stwierdziłam. - Jak się nazywasz?

  - Nie mam imienia. - odpowiedział.

  - Jak to? - zdziwiłam się.

  - Musisz mi je nadać. - powiedział, a mnie zamurowało. To ja mam mu dać imię? - Jestem bakuganem domeny ventusa stworzonym przez ciebie podczas ostatniej walki.

  - Ja cię stworzyłam? - otworzyłam oczy jeszcze szerzej.

  - Tak.

  Musiałam przetrawić tę informację. Nie mogłam uwierzyć, że stworzyłam własnego bakugana.

  - Jak to się stało? - zmarszczyłam brwi.

  - Podczas walki uwolniłaś zbyt dużo Energii, chcąc zaatakować pięciu przeciwników jednocześnie. - wytłumaczył. - Jej nadmiar skupił się i uformował. Tak powstałem.

  - Dlaczego akurat ventus? - zaciekawiłam się.

  - Widocznie to jest twoja domena. - odpowiedział.

  - Moja domena? - zdziwiłam się.

  - Tak. - powiedział. - Każdy wojownik ma swoją domenę bakugana, z którą najlepiej mu się walczy. Wszyscy twoi przyjaciele odnaleźli już swoich prawdziwych partnerów. Ty również.

  Zamysliłam się. Nigdy nie myślałam nad tym jakoś poważniej. Myślałam, że wojownik może sobie wybrać domenę, a okazuje się, że jest ona z góry narzucona.

  - Więc, jakie imię dla mnie wybrałaś? - zapytał.

  Prawda jest taka, że na początku byłam na niego wściekła. Ale wtedy go nie znałam. Nie wiedziałam kim jest. Ale teraz czułam jak więź między nami zacieśnia się. Już zdążyłam się do niego przywiązać.

  - Denahi. - odpowiedziałam stanowczo. Zawsze chciałam tak kogoś nazwać. - Ventus Denahi. Podoba ci się?

  - Myślę że jest idealne, Moja Pani. - uśmiechnął się.

  - Mów do mnie po imieniu, Denahi. - zaśmiałam się. - Jestem Tiana.

  - Dobrze, Tiano. - odpowiedział, a po tych słowach się wybudziłam. Caaretoni stali nade mną i wydawać by się mogło, że próbowali mnie ocucić. Podniosłam się i spojrzałam w stronę bakugana. Nadal stał w bezruchu.

  - Denahi, powrót! - wydałam komendę i wystawiłam rękę, a bakugan zmienił się w formę kulistą i wylądował w mojej dłoni.

  - Moi kochani Caaretoni. - przemówiłam. - Od tej pory Denahi jest moim bakuganem, więc proszę, żebyście traktowali go jak pobratymca.

  - Jak sobie życzysz, Pani. - skłonili się.

  - Ponadto! - dodałam. - Chciałabym was prosić o dyskrecję w tej sprawie. O nim będziemy wiedzieć tylko ja i plemię Arma. Denahi będzie naszą tajną bronią. Nikt nie może o tym wiedzieć.

  - Oczywiście. - zgodził się Yanaki. - Całe plemię będzie milczeć, jeśli tego właśnie chcesz.

  - Dziękuję. - westchnęłam. - A teraz muszę wrócić do przyjaciół. Czy jest ktoś, kto mógłby mnie zaprowadzić?

  - Ja cię poprowadzę. - usłyszałam głos, pochodzący z mojej dłoni.

  - Dobrze, Denahi. - uśmiechnęłam się. - W takim razie, niczego już nie potrzebuję, drogi Yanaki. Do zobaczenia!

  - Do zobaczenia, Nasza Pani. - pożegnali się się Caaretoni.

  Ruszyłam w stronę, z której przyszłam i zaczęłam się piąć pod górę. Jednak zanim zdążyłam się wspiąć nieźle się zmachałam.

  - Może mógłbym ci pomóc. - zaproponował Denahi, wskakując na moje ramię.

  - Jak? - zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi.

  Zamiast tego zeskoczył z mojego ramienia i zaczął się świecić. Cały w światłach zmienił swoją postać z formy kulistej na prawdziwą.

  - Nie muszę cię wywoływać? - zdziwiłam się.

  - Nie. - odpowiedział. - Sam mogę zmieniać postać kiedy zechcę.

  - To w sumie fajnie. - uśmiechnęłam się.

  - Dlaczego nie chcesz ujawniać mojego istnienia? - zapytał, kiedy lecieliśmy w stronę polanki, na której trenowaliśmy dzisiaj rano. Oczywiście najniżej jak się dało, aby nikt nas nie zauważył.

  - Sama nie wiem. - zamysliłam się. - Najpierw sama musze przetrawić całą sytuację. Naprawdę nieźle nas wystraszyłeś...

  - Wybacz. - przeprosił. - Wypełniałem tylko twoje rozkazy.

  - Teraz to wiem. - zaśmiałam się. -  Dlatego nie musisz za nic przepraszać. Biorę całą winę na siebie, jakby ktoś pytał.

  - Czyli mam się nie wychylać tak? - upewnił się.

  - Tak. - odpowiedziałam. - Przynajmniej narazie.

~wezmniedonieba

Bakugan: Dziedziczka EnergiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz