Rozdział 11

288 31 0
                                    

Środa 26.04.2017

William chrapie.. Pierwszy raz to słyszę albo teraz za lekko spałam.. Biorę poduszkę i rzucam nią w niego. On nie wie co się dzieje, więc ją odpycha. Patrzy się na mnie zdziwiony.

-Chrapałeś..-śmieje się zdziwona. On również zaczął się śmiać. Objął mnie w biodrach i przełożył bez wysiłku na siebie.

-Noora Amelie Sætre, czy Ty naprawdę mnie kochasz i chcesz ze mną być?-pyta się.

-Williamie Magnusson, tak.-daje mu buziaka w nos. -Kto wie, może jak nasza miłość przetrwa to może i będę chciała mieć z tobą małe Wilhelmy.-śmieje sie i przykladam usta do jego torsu, żeby innych nie pobudzić.

-Byłabys wspaniała matka wiesz?-uśmiecha się.

-A Ty ojcem.-śmieje się.-Gdyby wykluczyć te ciągle imprezy z wódką oczywiście.-dodaje poprawiając włosy.

- Ty zolzo.-syczy i przewraca mnie na plecy, teraz on mnie dusi swoim ciężarem.

-Kooniuuuuuu, za dużo wazysz!-śmieje się głośno. Eskild wali w ścianę.

-PRZESTAŃCIE SIE BZYKAC!!-wyje. Zaczynamy się śmiać jeszcze głośniej.

-Przepraszam!-wołam. -Obudzilismy ich.-szepcze.-Teraz będą myśleć, że się pieprzylismy.-dodaje unosząc ręce do góry, później kładę je na Williama plecach.

-Seks na wesoło.-mówi hardo William. -Teraz to dostałem wzwodu.-dodaje. Ja otwieram szeroko oczy.

-Słucham?-duszę się ze śmiechu. Słyszę jak Eskild wychodzi ze swojego pokoju i wchodzi do naszego.

-Cichooooooo.-mowi zapalajac światło. -Ech ja myślałem, że wy tu oddajcie rytulal miłości, a wy tylko smieszkujecie. O zgrozo.-wola w górę.

- Eskild Ty wszystkie nasze ruchy odczytujesz jako seks!-śmieje się.

- Ludzie jest 2 w nocy, co ludzie o tej godzinie mogą robić? Tylko wy się śmiejecie.-mówi poważnie.

-Ja czekam na odpowiedni moment.-mówię.

-Czyli po naszym ślubie....

- To wy się jeszcze nie.... William ja ci współczuję!-śmieje się przerywając mu i wychodzi poddany. William patrzy się na mnie.

-To wyjdziesz za mnie?-pyta się.

-Nie, ponieważ bierzesz ze mną ślub tylko dlatego, że chcesz mnie wyruchac.-oburzam się, on całuje mój dekolt, wyginam się. -Czy ty właśnie chcesz mnie skusić do seksu?-śmieje się.

-Nieeee, chcę wziąć z tobą ślub bo Cię kocham.-daje mi buziaka w pierś..

-Usta mam tu Wilhelm.-gromie go spojrzeniem zagłady. On zaczyna się cicho śmiać i mnie całuje w usta..

-Wcale mi nie pomagasz z tym wzwodem...- szepcze mi w usta. Ja nie wiem czemu to robię unosze nogę w jego krocze bardziej go drażniac. -NOORA!-syczy i zlazi ze mnie.

-Gdybym wiedziała, że to pozwoli mi swobodnie oddychać to już dawno bym to zrobiła.-śmieje się.

-Hmmm...-ociera swoje usta o kciuk. -Wiesz, że nie wolno drażnić rozgniewanego byka?-śmieje się ze mnie.

-I dobrze, chodź z tym namiotem.-moje w usta wyginaja się w łuk triumfu.

-Idziesz dzisiaj do szkoły?-pyta się.

-Smutno mi bez Ciebie i naszych lunchy..-wzdycham.

-Zawsze mogę do Ciebie przychodzić z pysznym jedzonkiem i jeść na zewnątrz. Jest ciepło, cudowna pogoda..-szepcze.

-Naprawdę? Zrobilbys to dla mnie?-niedowierzam.

-Oczywiście, że tak! Co prawda wszystkie obowiązki spadły by na Chrisa, ale tak zrobił bym to.-uśmiecha się.

-To mogę iść jutro do szkoly..-stekam.

-W maju będziemy się widzieć.-uśmiecha się i znowu kładzie się do łóżka. Ja kładę się na nim.. Ale nadal coś nie daje mi spokoju...

- William?-zaczepiam go.

-Słucham?-odpowiadam cicho.

-Po co wziąłeś tą butelkę?- szepcze najciszej jak tylko mogę. On wzdycha.

- Dla bezpieczeństwa.-mówi oschle.

-Nie musisz być zły, chcę Po prostu wiedzieć William, po chuj wziąłeś tą jebana butelkę, mogłeś go zabić....-szlocham. On podciaga mine blizej siebie I przytula.

-Ale nie płacz dobrze?- szepcze.-Wszyscy myślą, że jak jestem takiej postury, że jak jestem szefem busu i jetem takim chujem, to że nie boję się niczego. Tak naprawdę bałem się w cholerę tak bójki, bałem się, że gdy nas pokonają zrobią wam, tobie krzywdę... Ta myśl wcale mi nie pomagała, więc wziąłem ją.. Wiem zrobiłem zle, masz prawo być zla, ale proszę nie zostawiaj.... -przerywam mu i go całuje.

-Bądź dla mnie taki zawsze co? Opiekuńczy. Szczery. Miły. Kochany...- szepcze. On cichoo prycha.-Co zrobisz jeśli zgłosi na Ciebie donos? Może dogadamy się z nimi? Możesz iść do więzienia wiesz?-dalej szepcze jakbym mówiła coś nielegalnego.

-Tym się nie martw, przyznam się.-mówi beztrosko...

-Co?!-unosze głos.

-Tak, chcę jutro iść na policję przynac się... - szepcze. -Po naszym lunchu.-dodaje.

-Idę z tobą! Nie zostawię Cię tak samego..-szepcze.

-Dobrze.. Noora?-teraz on mnie zaczepia. Patrzę na zegarek, 3:50.. Będę wyglądać jak zombie.

-Słucham?-szepcze.

-Proszę.. Po twoim zakończeniu wyjedzmy do Londynu..- szepcze.

-Do Londynu?-myślę...daleko... -Na wakacje?-dopytuje, on cicho się śmieje..

-Na zawsze..

-Jak to na zawsze? A moja szkoła? Musiałabym wrócić w sierpniu... William.... Nie wiem czy to jest dobry pomysł..-szepcze.

-Proszeeee..-całuje mnie..

-Pomyślę..- szepcze i zamykam oczy.-DobrNoc.

-Dobranoc.-odpowiada..

lyse svart | SKAM:NOORA✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz