Na czym pisać? Oto pytanie, od którego powinno się zacząć przygodę z pisaniem.
I oczywiście, może to być zeszyt, jednak on nadaje się do pisania "do szufladki". Uwierzcie, przepisywanie tego serio zajmuje dużo czasu. Notatnik nie ma podstawowych funkcji jak sprawdzanie, ile słów ma dany rozdział, nie podkreśli wam błędu i nie wstawi takich rzeczy, jak np. twarda spacja.
Więc, zacznę od chyba najpopularniejszego edytora tekstu, Worda. Ogólnie zakładam, że większość z was go używa. Wszystkie funkcje jak na wyciągnięcie ręki. Ale szczerze? Nie lubię go. Dlaczego?
Po pierwsze brak synchronizacji. Nie każdemu to przeszkadza, jednak dla mnie komfortową możliwością jest możliwość pisania gdziekolwiek chcę i na czym chcę. Word niestety nie daje mi takiej możliwości. Ale dobra, przecież mogę przerzucić moją pracę do np. Dropboxa. Tylko wiecie ile z tym pracy? Po prostu nie chce mi się tracić na to czasu, jak mogę to zrobić szybciej w innym edytorze. Kolejnym, dla mnie dużym minusem w Wordzie jest... podgląd, ile słów już napisaliśmy. Myślę, że to kwestia indywidualna, ale zauważyłam u siebie, że bardzo często spoglądam na ten licznik i czuję taką nieprzyjemną presję związaną z nim. Rozpraszam się, bo myślę o tym, jak mało słów udało mi się napisać i ile jeszcze muszę ich dopisać, żeby spełnić swoje minimum.
Dobra, temat Worda wyczerpany, przejdźmy do kolejnej rzeczy, czyli Wattpada.
Drodzy twórcy, jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z pisaniem, zapamiętajcie jedno. Nigdy nie piszcie w edytorze tekstu na Wattpadzie. Nie ma nic gorszego od tego pomarańczowego gnojka. Usuwa rozdziały, przecinki, spacje, czasem wstawia jakieś "quot" pomiędzy wersami. Nie, po prostu nie. Pomimo tego, że pisałam to półtora roku temu, to nic w tej kwestii się nie zmieniło.Kolejna rzecz, Evernote. Korzystałam z niego dość długo. Miał możliwość synchronizacji, więc mogłam pisać też z telefonu. Poza tym możliwość tworzenia tagów, osobnych notatników, folderów, po prostu miód malina dla pisarza.
Jednak z czasem zauważyłam dwie ogromne wady. Pierwszą z nich było to, że bez wersji Premium mógł on synchronizować się tylko na dwóch urządzeniach, co zauważyłam chcąc dokończyć pisać rozdział na tablecie. Drugim, jeszcze gorszym minusem było to, że niektóre pliki nie chciały mi się otworzyć bez internetu. Nawet nie wiecie, jaka byłam zirytowana, gdy nie mogłam dokończyć pisać rozdziału do mojej drugiej książki, jadąc za granicę.
O Evernocie to tyle, gorąco polecam, warto spróbować, aczkolwiek radziłabym zwrócić uwagę na poniższe wady.
I ostatni edytor, który tu przrdstawię, jest nim Google Docs. Poleciła mi o nim jedna miła osóbka w komentarzach. Szczerze? Zakochałam się w nim. Jego grafika, sposób pisania, cud miód. Posiada dokładnie to samo, co Evernote, jednak nie posiada limitu urządzeń, na których może się synchronizować. Jego jedyną wadą, jaką zauważyłam to to, że bardzo dziwnie wstawia pauzy.
Cóż, to wszystkie edytory, które chciałabym przedstawić. Jaki polecam na początek? Evernote lub Google Docs, zdecydowanie.
Do następnego!
CZYTASZ
Wattpad trudny jest.
Nonfiksi/2016 - 2018/ Tu jest wszystko. Od poradników przez wylewanie żali po analizy (no dobra, ich już nie robię). Dyskusje, miejsce na reklamy (niedługo!) oraz moja opinia na różne tematy. Ale zanim wejdziesz tu, zapamiętaj jedną rzecz. Jestem amatorem...