Rozdział XI ,,Idol"

123 20 8
                                    

Trwają MŚ, więc taki tematyczny rozdział + kolejne przesunięcie w czasie...

25.02.2017

    Wróciłem do domu wcześniej niż planowałem.  Przyniosłem ze sklepu jedno z lepszych win, chciałem przyjemnie spędzić wieczór z żoną, ale gdy tylko przestąpiłem próg salonu zrozumiałem, że to nie możliwe. Ona siedziała na naszym nowym dywanie i wpatrywała się w telewizor. Jeden rzut oka, jedno słowo wypowiedziane przez Szaranowicza wystarczyło bym zrozumiał co ogląda moja ukochana. Chciałem się odwrócić, wyjść. Dlaczego to nadal tak na mnie działa? Dlaczego nie mogę oglądać sukcesów moich starych kolegów?

- Matti - usłyszałem jej cichy głos.

- Wróciłem - wyjąkałem i skierowałem swoje kroki w stronę drzwi.

- Mateusz, zostań... ja już przełączam... - brunetka wstała i zaczęła szukać pilota.

- Nie musisz. Obejrzę z tobą - powiedziałem i usiadłem na podłodze. -Ktoś z naszych skakał?

- Dawid. Ciągle prowadzi -powiedziała z uśmiechem. - No i Piotrek, chociaż... nie poszło mu za dobrze. O Boże jak dawno nie gadałam z Justyną...

     Uśmiechnąłem się i spojrzałem na odbiornik. Skoczyło teraz kilku skoczków, których nie znałem. A powinienem. Mijali kolejni, aż wreszcie na belce usiadł Maciek. Mimowolnie zacisnąłem pięści. Pierwszy raz od dawna trzymałem za któregoś z nich kciuki, kibicowałem z całego serca. Młody zaimponował mi swoim powrotem do wysokiej formy, a przecież ja też mogłem wrócić...

Nie zepsuł skoku. Drobny błąd techniczny, za bardzo pochylił się do przodu i rozszerzył tyły nart. Kiedy wylądował wiedziałem, że nie jest zadowolony. Prawie się uśmiechnął... pojawił się kolejny zawodnik. Młody zdolny... tak przynajmniej paplał Szaranowicz. Może i zdolny, ale... tak po prostu się nie skacze... no chyba, że ktoś chce szybko ze sobą skończyć. Swój skok wykonał jeszcze jakiś blondynek i... chyba Kraft, ale nie byłem pewny.

Na belce usiadł Kamil. Wstałem i spojrzałem na Monikę. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Skoczek odepchnął się od belki. W jej oczach zobaczyłem iskierki. Z ogromną prędkością pokonywał kolejne metry najazdu. Zacisnęła pięści. Wreszcie wyskoczył. Jej usta lekko się rozchyliły. Podszedłem do niej od tyłu, położyłem dłonie na jej biodrach.

- Spóźnij -szepnąłem prosto do jej ucha. - Jak zwykle.

25.02.2005

W zeszłym roku kiedy stałem na podium, słuchałem polskiego hymnu byłem pewny, że w moim życiu zaczyna się nowy, piękny rozdział. Przez dostanie się do kadry A rozumiałem brak problemów, większe wsparcie od strony PZN, a gdy wreszcie się w niej znalazłem, zrozumiałem jak bardzo się myliłem. To tutaj zaczęły się moje problemy z wagą. Po tym jak nie potrafiłem trzymać diety, którą polecał mi Adam, nie wiedziałem ci mam zrobić. Waga rosła, ewentualnie stała w miejscu,  a trenerzy coraz bardziej się niecierpliwili. Musiałem coś zrobić. Z pomocą przyszedł mi Wojtek borykający się z podobnym problemem. Blondyn wpadł, z pozoru, na genialny pomysł...sauna. Taaa...waga leciała w dół, ale obydwaj traciliśmy siły, a nasza forma z letniego sezonu uleciała. Po ochrzanie od samego prezesa i nagonki dziennikarzy miałem ochotę z tym skończyć. Czułem się wypalony psychicznie i fizycznie. Chciałem spokojnie potrenować z dala od medialnego szumu, pobyć trochę czasu z Monią. Poszukać z nią przyczyny, dlaczego skoki przestały mi dawać radość. Jednak skocznia w Zakopcu nie była dobrze przygotowana. Większość treningów było w siłowni, gdzie nikt nikogo nie pilnował. Jednego dnia mogłem zdychać ze zmęczenia, nadwyrężać mięśnie, a drugiego nie przyjść w cale. Monika też nie miała dla mnie czasu. Ciągła nauka lub opieka nad młodszym rodzeństwem sprawiała, że przestało się między nami układać. Zdenerwowany zacząłem palić, nie chcąc dotykać alkoholu. Coraz gorsze wyniki na siłowni. Chciałem rzucić nartami, ale po nowym roku dowiedziałem się, że jadę na ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Nie byłem zadowolony,  nie czułem się jeszcze gotowy, wolałbym najpierw poskakać trochę w Kontynentalnym, ale nie licząc Adama i Robiego, reszta skakała tak katastrofalnie, że wyciągnęli także Stefana. I kolejna kompromitacja. Ani on, ani ja nie znaleźliśmy się w pięćdziesiątce. Myślałem, że zostanę  z powrotem odesłany do domu, ale nie było nikogo na moje miejsce, więc skakałem. Raz lepiej, raz gorzej, bez stabilizacji i... w taki o to sposób znalazłem się na Mistrzostwach Świata w Obersdorfie. Razem z Adamem, Kamilem i Robim zapowiadaliśmy walkę, bo co mieliśmy robić? Dziennikarze zasypywali nas gradami pytań. Pytali o plany, o nasze ambicje. No tak, oni byli w swoim żywiole. Dmuchanie balonika to, to co tygryski (czyt. dziennikarze) lubią najbardziej. Z niecierpliwością czekałem, aż wylecimy z Polski. Tam przynajmniej miałem możliwość unikania ich.
Aż do dzisiaj. Kwalifikacje przeszliśmy wszyscy. Kiedy szykowałem się do skoku konkursowego nie mogłem się skoncentrować. Monika co prawda przyszła się ze mną pożegnać, ale było jakoś tak dziwnie, sztywno... poza tym Kruczek i te jego mowy motywacyjne... nie słyszałem własnych myśli, kiedy on mówił i mówił, każąc wszystko zapamiętać.                 
   Po minach chłopaków widziałem, że mają ten sam problem. Szczególnie Kamil chodził jakiś taki nieobecny, albo zestresowany. Kiedy szliśmy razem na skocznie o mało nie wpadliśmy pod jeden z samochodów. Przygotowania do skoku jakoś nam nie szły. I tak zamyśleni, zestresowani i bez podstaw, aby marzyć o sukcesie, poszliśmy oddać swoje próby...
Kamil o dziwo zrobił tylko jeden błąd, spóźnił na progu, a że wiatr wiał w plecy, nie miał możliwości, aby osiągnąć dobrą odległość, a szkoda, bo mało mu zabrakło, aby powalczyć w drugiej serii. Co ja zepsułem? Wszystko. Od najazdu na próg, aż po sam lot. Wiatr huśtał mną jak chciał, a ja wszystko musiałem poprawiać. I tak skończyło się to lepiej niż myślałem. Zająłem trzydzieste siódme miejsce. Mogło być gorzej.
Do drugiej serii z Polaków dostał się tylko Adam, więc z chłopakami udaliśmy się na trybuny, aby stamtąd podziwiać mistrza...

NastępcaWhere stories live. Discover now