XVI. Iskierka nadziei

89 15 0
                                    

02.02.2006

   Za kilka tygodni zaczną się igrzyska, wielkie sportowe święto, które odbywa się tylko raz na cztery lata. Niby zwykłe konkursy, kolejne konkursy, gdzie trzeba walczyć tak samo, ale media dmuchają wokół tego balonik. Zaczyna się od spekulacji. Niewinnego rozdania medali przed igrzyskami, potem... Kiedy ci coś nie wyjdzie nie ma końca krytyce, szukania winnych, a przecież wiadomo, że porażka jest sierotą...

W tym sezonie to ja byłem, od początku, największym przegranym, już od pierwszych zawodów w Kussamo wiedziałem,  że nie wrócę do kadr, Pucharu Świata a co za tym idzie, nie pojadę także do Turynu... Niemniej jednak liczyłem, że powoli wszystko powróci na dobre tory, uda mi się odbudować formę, dojdę do odpowiedniej wagi i już za rok będę gotowy.

    Jednak wiadomość, która doszła do mnie dzisiaj rano, pozbawiła mnie wszelkich złudzeń. Po wielu zawirowaniach w PZN nowym prezesem został Apoloniusz Tajner. Obiecał, nie pozwalać na szarganie dobrego imienia związku,  a co za tym idzie zerwanie z ciemną przeszłością, przekaz był dla mnie,  aż zbyt jasny. Będę musiał dokonać cudu, aby w jakiś sposób znaleźć się z powrotem w kadrze.

20.02.2006.

     Luty, jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku, w ciągu którego tak wiele się dzieje w życiu każdego skoczka, kibica. Ten najkrótszy miesiąc zwykle zdobi jakaś wspaniała, sportowa impreza. W tym roku były to igrzyska w Turynie, długo wyczekiwane przez wszystkich ludzi związanych ze skokami i innymi sportami zimowymi, dlatego wszystkie trzy konkursy śledziłem przed telewizorem w towarzystwie Piotrka i Marcina. Pierwszy konkurs oglądałem w ciszy i spokoju, za bardzo nie emocjonując się wynikami. Polacy nie błyszczeli, klasę pokazali Norwedzy i Finowie, więc bez niespodzianek, jednak zawody na większym obiekcie pociągnęły za sobą wspomnienia.

   Dwa lata temu to ja wygrałem, cieszyłem się z mistrzostwa juniorów, patrząc z góry na niego. Wierzyłem, że świat stoi przede mną otworem, że z każdym sezonem będzie coraz lepiej, udowodnię sobie i innym, że mogę stawać na najwyższym stopniu podium także wśród seniorów, jednak zamiast chwały i sukcesów pojawiły się problemy. Po dawnej chwale zostały tylko dwa medale, w tym ten jeden, drużynowy. Teraz, mogłem podziwiać Morgiego triumfującego na najważniejszej sportowej imprezie, zdobywającego złoty medal, świętującego razem z kolegą z kadry- Kofim. Dwa lata temu chyba nikt nie podejrzewał, że przepaść między nami będzie tak ogromna.

    Piotrek i Marcin chyba tego nie zauważyli, że jestem bardziej zdenerwowany niż zwykle, że co chwila odwracam głowę, szukając wytłumaczenia na ścianach, byli zbyt zajęci narzekaniem na Adama, który skończył konkurs na czternastym miejscu i zgadywaniem jak potoczą się losy Kamila, który nie miał prawa narzekać na debiut w igrzyskach, zajmując dwudzieste szóste miejsce. Zazdrościłem mu tego. Sam pewnie nie byłbym zachwycony tym miejscem, ale lepsze to, niż gnić w domu i rozważając zakończenie kariery, albo przynajmniej jej zawieszenie.

     Ostatnim konkursem były zawody drużynowe, Polska zajęła piąte miejsce. Na ten konkurs przyszły także Monia i Justyna-partnerka Piotrka. Dziewczyny ciągle się śmiały, gadały, od czasu do czasu spoglądały na telewizor, trzymając kciuki za naszych, aby zaraz potem wrócić do przerwanej rozmowy. Po zakończeniu konkursu Justyna wyciągnęła na środek pokoju Piotrka i śmiejąc się, powiedziała:

- Musimy wam coś oznajmić - zaczęła.

- Jesteś w ciąży- ziewnął Marcin i sięgnął po puszkę z piwem.

- Nie. To znaczy nie wiem, ale nie o to chodzi - zarumieniła się dziewczyna. - Piotrek i ja chcemy was zaprosić na nasz ślub w lipcu.

- Słucham? - z ręki wypadł mi papieros, którego miałem w tym momencie zapalić.

NastępcaWhere stories live. Discover now