Rozdział XII ,,Na dnie"

106 20 2
                                    

30.05.2005

       Zawiodłem. Kogo? Przede wszystkim siebie. Rok temu byłem w kadrze A. Cudownym dzieckiem polskiego sportu. Sam Adam Małysz mianował mnie na swojego następce. Miałem być kimś. Mistrzem Świata, Igrzysk Olimpijskich, a może nawet w lotach. Byłem na szczycie. Nawet drobna reprymenda i wywalenie z treningów przez Kuttina nie była aż tak dotkliwa. A teraz? Gdzie jestem? Na dnie... Na życiowym dnie... Nie mam już nic...  Przez co? Przez alkohol, złą dietę, ale chyba najbardziej przez własną głupotę...

     Tamten dzień nie różnił się niczym od innych. Może tylko tym, że siedząc z Marcinem wypiliśmy o jedno piwo więcej niż zwykle. Nie protestowałem, kiedy brunet wyjął kolejną puszkę, a przecież wiedziałem, że wsiądę do samochodu, że będę musiał dojechać na ten trening i w końcu oddać skok... Pamiętam, że mój młodszy brat Łukasz podszedł do mnie, gdy wsiadałem do samochodu. Zaproponował, że sam mnie odwiezie, albo zadzwoni do Kamila, aby wpadł do mnie po drodze, ale ja odmówiłem. Wsiadłem do samochodu i machając braciszkowi na pożegnanie wyjechałem na drogę. Był taki ładny, słoneczny dzień, przecież nie mogło się nic zdarzyć...

   Jechałem wolno, mocno  ściskając kierownicę. Słońce świeciło mi w oczy, dlatego dopiero w ostatniej chwili zobaczyłem patrol policji. Nie udało mi się od razu zareagować. Już po minach stróżów prawa wiedziałem, że mam kłopoty, a kiedy zapowiedzieli badania alkomatem...

  Potem nastąpił nieuchronny telefon do trenera. Przeciwnie mnie do siedziby PZN i w końcu rozmowa wychowawcza z trenerami. Już sam nie wiem co było w tym wszystkim najgorsze. Krzyki, narzekanie, a może przyciszony głos Kruczka.  Jednak oni wszyscy powtarzali jak mantrę jedną rzecz, że zmarnowałem sobie karierę. Alkohol szumiał mi w głowie, obraz rozmazywał mi się przed oczami. Czułem się jak w transie... przecież dużo nie wypiłem...
- Mateuszu-nagle usłyszałem głos Tajnera. Odwróciłem się w jego stronę. Bałem się tego co powie, jak skomentuje to, co zrobiłem. On nie był prezesem, ale wszyscy wiedzieli o jego ogromnej władzy. Domyślałem się, że wiele zależy właśnie od niego...
-Zawiodłeś mnie- zaczął spokojnym głosem. - Swoich trenerów, sztab szkoleniowy, PZN, a także kolegów. Rozumiem, że trudno być dobrym skoczkiem w tak młodym wieku i jeszcze zachować chłodną głowę. Wiem, że ciąży na tobie ogromna presja, ale to nie usprawiedliwia twojego zachowania. Postąpiłeś źle i dobrze o tym wiedziałeś. Mimo to, nadal piłeś i nie pilnowałeś wagi. Myślisz, że ja nie wiem, że ostatnio przytyłeś? Pomyślałeś, że to może być powodem twoich słabszych skoków? Nie... oczywiście. Ważniejsza jest dobra zabawa, narzekanie na warunki pracy...
- Ja nie -chciałem wytłumaczyć, że z Kamilem porównywaliśmy warunki w Polsce do tych w Austrii czy w Niemczech, aby zwrócić uwagę, że za parę lat, przepaść dzieląca nas od nich, jeżeli chodzi o nowe technologię, będzie nie do przeskoczenia. Związek jednak zinterpretował to inaczej i teraz na każdym kroku dawał nam do zrozumienia, że lepiej nie będzie, natomiast jeżeli nie przestaniemy krytykować miłościwie panującego nam prezesa i jego podnóżka Tajnera, to będzie gorzej.
     Teraz, były trener zbył mnie skinieniem ręki, zajął miejsce na krześle obok Kruczka i pochylił się do przodu.
-Twoje wyniki Mateuszu, są poniżej normy. Wielu młodych skoczków cię przegania i nie ma z nimi tylu problemów. Są posłuszni i nie ma się do czego przyczepić. W związku z tym związek postanowił, że zostaniesz odsunięty od kadr, na czas nieokreślony. Możesz nadal trenować w klubie, ale dopóki nie wyjdziesz na prostą to nie ma mowy o twoim powrocie. Rachunek jest prosty. Są wyniki, jest miejsce.  Na razie jednak, musimy się pożegnać. Mężczyzna wstał, dając mi tym samym do zrozumienia, że to już koniec rozmowy.
  Podniosłem się powoli, nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Snułem wielkie marzenia związane ze skokami. Widziałem siebie, jako wielkiego, niepokonanego zawodnika, który bierze wszystko. Teraz Tajner pozbawiał mnie szans, by to zdobyć. Wiedziałem, że powrót do kadr jest możliwy, wiązała się z tym jednak ogromna praca...

***
   Po powrocie do domu, długo zbierałem się, za nim powiedziałem o wszystkim rodzicom i bratu. Matka załamała ręce, opuściła głowę i wbiła wzrok w ziemię. Łukasz pokręcił przecząco głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co powiedziałem. Potem odwrócił się do mnie plecami, wziął głęboki wdech i oparł się rękami o blat kuchenny. Reakcja ojca była najbardziej gwałtowna. Najpierw zwyzywał mnie od pijaków, wyrzucił wszystkie butelki i puszki z piwem do kosza, tłukąc większość z nich. Potem podszedł  do mnie, chwycił za koszulę i zmusił, abym spojrzał mu w oczy.
- Robiliśmy z matką, abyś stał się dobrym, uczciwym człowiekiem.  Ty jednak marnujesz to wszystko. Nie będę dociekał co się wydarzyło między tobą, a Moniką. To wasza sprawa i macie prawo zachować to między sobą, jednak przyznam, że jestem bardzo ciekawy dlaczego zostawiłeś tak uroczą dziewczynę. Rzucając ją też byłeś pijany? Nie mogę jednak przymknąć oka na to, że robisz z siebie alkoholika. Przychodzisz na treningi na kacu. Nie pozwolimy ci z matką, zmarnować sobie życia...

   Nie chciałem słuchać go dłużej. Wybiegłem z domu, a potem na ulicę. Szedłem przed siebie nie myśląc o niczym. Mijałem ludzi, zwierzęta, drzewa i kamienie. Nie zatrzymywałem się nawet na chwilę.
    Aż w końcu doszedłem do obrzeży Zakopanego. Drewniane, stare domy, zdobiły wejście do miasta. Podszedłem tam. Wszedłem do ulubionego domku i usiadłem na progu. Promienie popołudniowego słońca, muskały moją skórę. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy.

Chyba zasnąłem, bo gdy pod wpływem mocnego szarpnięcia, otworzyłem oczy, było ciemno.
- Co ty tu robisz?-zapytałem Moniki.
- Przyszłam tu zebrać myśli. Mam jeden problem. Nie mogę podjąć pochopnej decyzji- odpowiedziała jakoś tak sztywnie. - A ty?
- Też- mruknąłem.
    Zapanowała między nami straszna cisza. Krępująca i niezręczna. W końcu to ona pierwsza się odezwała. Jak gdyby od niechcenia, zapytała o moje skoki. Nie wytrzymałem. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy. Całą złość, którą w sobie tłumiłem, mogłem z siebie wyrzucić.
   Monika nie podeszła do mnie. Nie przytuliła, ani nie powiedziała nawet jednego słowa. Ale czego mogłem się spodziewać. Po tym w jaki sposób ją potraktowałem, miałaby prawo po prostu odejść, ale ona wyjęła z torebki paczkę chusteczek i podała mi je.
- Przykro mi- powiedziała, gdy już doprowadziłem się do porządku. - Ale ja, ciebie ostrzegałam, że to tak się skończy.
- Monia...
- A nie miałam racji? Ciekawa jestem co tym razem wymyślisz...
- Monika...
- Co ,,Monika"? -zapytała. - Musisz teraz dać z siebie wszystko... Musisz tylko chcieć.
  I znowu widziałem w niej najpiękniejszą kobietą na świecie. Nie wiem w czym tkwiło jej piękno, ale było to coś zmysłowego i niepowtarzalnego. Zatęskniłem do czasów, gdy bez skrępowania mogłem gładzić ją po włosach i twarzy.
- Dzięki- szepnąłem. -Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy...
   Dziewczyna roześmiała się, dłonią poprawiła niesforny kosmyk. Potem poczochrała mi włosy... zupełnie jak w dzieciństwie.
- Brakowało mi ciebie-szepnęła.
- Monika, czy ty... -zacząłem, ale ona znowu się roześmiała.
- Matti, mieliśmy swoją szansę. Zostańmy przyjaciółmi...

Witam Wszystkich! O to kolejny rozdział, który bardzo trudno mi się pisało. Chciałam, aby był jak najbardziej realistyczny i wpełni oddawał to wydarzenie. Mam nadzieję, że mi wyszło. Jak zawsze bardzo Wam dziękuję i mam nadzieję, że zostaniecie do końca:)
A teraz taka mała reklama. Razem ze Skijumpingfans12 piszemy relacje z zawodów Pucharu Świata. Zapraszam do odwiedzenie konta! Do napisania!

NastępcaWhere stories live. Discover now