Epilog

157 22 2
                                    


18.11.2017

     Stałem pod skocznią, padał pierwszy śnieg, a ja wypatrywałem starych znajomych. To Monika namówiła mnie, abym tu przyszedł, abym po dziesięciu raz na zawsze zerwał z przeszłością. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej zdenerwowany. Za kilka minut miałem spotkać się z dawnymi przyjaciółmi, bałem się tego. Już od dawna nie należałem do ich świata.

    Nagle zobaczyłem grupkę, zbliżających się do mnie postaci. Wszyscy ubrani byli tak samo, na ich piersiach, dumnie połyskiwało nasze godło. Mężczyźni szli bardzo szybko, moje serce zaczęło walić w zawrotnym tempie. Ścisnąłem dłoń żony i przytuliłem do siebie syna. Jeszcze tylko kilka kroków i... Maszerujący w moją stronę skoczkowie  zatrzymali się. Poczułem się zdezorientowany. Dlaczego to zrobili? Czemu nie podeszli? Może czekali, aż to ja zrobię ten pierwszy krok?

     Kiedy miałem już ruszyć w ich stronę, zobaczyłem jak dwójka z nich zmierza w moim kierunku. Pierwszym z nich był wysoki brunet o iskrzących oczach. Maciek. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, odezwać się, Kot zamknął mnie w uścisku.

- Dziękuję - szepnął. - Dzięki, że wyjąłeś mi wtedy ten kieliszek. To tobie zawdzięczam, że...

- Bez przesady! - roześmiałem się. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale o to już ktoś inny stanął przede mną.

- Tyle lat, chłopie! - zawołał skoczek i mocno mnie uścisnął. - Czemu nie przychodziłeś z Monią i Sewerynem! Myślisz, że łatwo jest grać w piłkę z dwoma, wysportowanymi dziesięciolatkami?!

- Piotrek, ja... - zacząłem, ale łzy wzruszenia nie pozwoliły mi nic powiedzieć. Pochyliłem głowę i zobaczyłem, jak Maciek klęka przed moim synem, coś mu tam mówiąc. Natomiast Żyła opowiadał o czymś Moni.

- Matti - usłyszałem cichy głos Stefana obok siebie. - Przepraszam.

   Nie wiedziałem, dlaczego mężczyzna mnie przeprasza. To prawda, nie był przy mnie w najcięższych chwilach, ale... nie musiał. Nie powinien czuć się winny... Chciałem mu to powiedzieć, ale skierował się do mojego syna i swoich kolegów...

   Został ostatni. Ten, na którego najbardziej czekałem. Ten, którego spotkania najbardziej się obawiałem. Moje serce waliło jak oszalałe, kiedy skoczek ruszył w moją stronę. Nie zmienił się za bardzo. Jednak przybyło mu powagi. Mimo że widziałem go czasami w telewizji, albo z daleka na ulicy, ale to nie mogło się równać ze spotkaniem w realu.

    Jednak mężczyzna do mnie nie podszedł. Najpierw przywitał się z Sewerynem, jakby znali się od dawna.  Potem uściskał Monikę, a w moim sercu pojawiło się, dobrze mi znane ukłucie zazdrości. Rozmawiali ze sobą po cichu. W pewnej chwili brunetka złapała go za rękę, on spojrzał jej się w oczy i pokiwał głową. Nie wiedziałem o co chodzi. Czyżby Kamil mi jeszcze nie wybaczył? Przecież minęło już tyle lat.

- Kamil... - zacząłem i zamilkłem. Mimo że wiedziałem, że powinienem, to nie umiałem zdobyć się na przeprosiny.

     On jednak tego nie oczekiwał, zdobył się na uśmiech i wyciągnął w moją rękę. Po chwili wahania odwzajemniłem gest. Staliśmy na przeciw siebie i żaden z nas nie robił kolejnego kroku. Czułem, że muszę coś powiedzieć.

- Prze...przepraszam - wyjąkałem.

    Jego twarz rozpromienił szczery, nie wymuszony uśmiech.

- Tak trudno było? - zapytał i przytulił mnie mocno.

   Nie odpowiedziałem. Staliśmy tak  kilka minut, potem usłyszałem głos Maćka.

- Przykro mi, ale musimy już iść - powiedział.

- Idźcie - kiwnął głową Kamil. - Chciałbym...

    Pozostali skoczkowie zrozumieli i powoli oddalili się.

- Dlaczego wcześniej nie przyszedłeś?

- Nie mogłem. Nie potrafiłem zapomnieć. Za bardzo bolało.

- Tęsknisz do nas? - zaśmiał się.

- Czasami. Ale spokojne, skromne życie u boku Moniki też ma swoje plusy - spojrzałem mu w oczy.

- Na pewno - zgodził się. - Kiedy idzie mi gorzej, zastanawiam się co by było, gdybym to wszystko rzucił i zaczął prowadzić normalne życie.

    Pokręciłem głową. Tak wiele nas dzieliło. On nie wiedział co to znaczy, chwytać kilku prac na raz, wracać do domu późno w nocy i liczenie każdego grosza. Nie musiał. Nie miałem mu tego za złe.

- Chyba muszę już iść  - powiedział.

- Powodzenia. Wiem, że wygracie - zaśmiałem się.

- A świętować będziemy razem - odpowiedział.

- Bez alkoholu? - upewniłem się.

- Bez - potwierdził i zaczął oddalać się w kierunku skoczni.

    Patrzyłem za nim. Przyciągnąłem do siebie Monię i Seweryna.

- Żałujesz?- zapytała.

- Nie. Przynajmniej mam was - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czubek głowa. To ona była najcenniejszą nagrodą.

 To koniec naszej przygody z Mateuszem Rutkowskim. Mam nadzieję, że przynajmniej trochę oddałam realia tamtych ,,skoków" w Polsce. Cieszę się, że byliście ze mną do końca. Dziękuję:*

NastępcaWhere stories live. Discover now