(Krąg VIII. Tłumok VI. Obłudnicy: Kajfasz i inni.)
Szliśmy w milczeniu i bez towarzyszy,
Jeden za drugim, jak dwa mnichy z celi;
Diabli mi swoją kłótnią przypomnieli
Bajkę Ezopa o żabie i myszy.
Dwie części mowy, teraz i w tej chwili,
Nie tyle z sobą podobne być mogą,
Jak z ową bajką diabla bijatyka,
Gdy zagajali bitwę i kończyli.
Jak z jednej myśli myśl druga wynika,
Strach pierwszy drugą przeraził mię trwogą;
Myślałem sobie, ci diabli, zwiedzeni
Z przyczyny naszej i okaleczeni
Wzajem ranami i smolnym gorącem,
Gdy ze złą chęcią ich gniew się ożeni,
Polecą w trop nasz jak chart za zającem.
Strach włos mój jeżył i ziębił mię mrowiem,
Patrzając za się rzekłem: «Ledwo dyszę,
I mnie, i siebie skryj, mistrzu, w zacisze,
Za ścianę skały, lękam się zawziętych
Szatanów na nas i ich szpon przeklętych:
Już, już za nami szum ich skrzydeł słyszę».
Mistrz: «Gdybym szkłem był podszytym ołowiem,
Prędzej bym twego nie odbił obrazu,
Jak w głąb twej duszy zajrzałem od razu:
W tej chwili myśli twoje nie spostrzegły,
Jak jednolice przez moje przebiegły,
Tak że z nas obu jedną wziąłem radę.
Jeśli ta skała tak na dół się kłoni,
Że po niej zstąpim na drugą arkadę,
Umkniem rojonej przez ciebie pogoni».
Ledwo swe zdanie wyrzekł mistrz kochany,
Biegły spragnione nas dognać szatany,
A grzmiał skrzydłami ich legijon czarny.
Mistrz mnie co prędzej w objęcia porywa;
Tak matka w nocy, kiedy blask pożarny
Zaświeci w okna, z pościeli się zrywa,
Chwyta swe dziecko i w jednej koszuli
Wychodząc bosa, w swój rąbek je tuli.
Mistrz w dół ze skały, jak stoczona wstęga,
Śliznął się grzbietem do drugiego kręgu;
Nie jest tak szybki prąd wody u młyna,
Gdy ją na koło pędzi wąska rynna,
Jak on się stoczył, tuląc mnie jak syna.
Ledwo dotknąłem stopą dna otchłani,
Nad nami stali na skale szatani;
Lecz o nich mało dbała moja troska,
Bo dając w zarząd im Opatrzność boska
Krąg piąty, kres ich wskazała potęgi,
Aby nie śmieli w inne wkraczać kręgi.