(Krąg VII. Koło III. Ciąg dalszy. Gwidogwera. Rusticuci).
Już byłem w miejscu, gdzie słychać szum wody,
Która spadała w drugi krąg piekielny
Szumiąc podobnie jak w ulach gwar pszczelny.
Trzy cienie od tej oderwane trzody,
Co przechodziła pod ognistym deszczem,
Podbiegły do nas, krzycząc w uniesieniu:
«O stój, poznajem po twoim odzieniu,
Żeś dziecko naszej występnej ojczyzny».
Widziałem na ich ciałach od płomienia
Świeże i stare wypalone blizny;
Niestety! Jeszcze wspominam je z dreszczem,
Choć czas na poły zatarł ślad wrażenia.
Na krzyk ich brzegiem idący porzecznym
Mistrz stanął; do mnie obrócił się twarzą
I rzekł: «Stań, jeśli chcesz być dla nich grzecznym:
Gdyby nie ognie, co te piaski skwarzą,
Rzekłbym, że witać z skwapliwością całą,
Więcej by tobie niźli im przystało».
Gdyśmy stanęli, starą pieśń okrzyków
Cienie zawyły z boleści wyrazem,
Kręcąc się w kółko wszyscy trzej zarazem
I obyczajem nagich zapaśników
Już namaszczonych, co się okiem mierzą,
Nim w szrankach na się piersią w pierś uderzą,
Cienie wprost do mnie obracając twarze,
W krąg się kręciły po stepu obszarze,
W sposób, że szyja skrzywiona z ich nogą,
Ciągle jak w sporze, przeciwną szły drogą.
Jeden tak mówił: «Chociaż pełen groźby
Step ten ruchomy, smutny i spalony,
Podał w pogardę nas i nasze prośby,
Mów, naszej sławy odgłosem skłoniony,
Kto jesteś, co tu stopami żywemi
Stąpasz po piekle śmiało jak po ziemi?
Patrz, ten, którego ja zacieram ślady,
Nagi, żarami obdarty ze skóry,
Był dobrze większym, jak ty mniemasz mężem;
Był wnukiem skromnej i pięknej Gwalrady
Nazwisko jego było Gwidogwera,
Mąż zawołany radą i orężem.
Drugi, co ze mną, smutny i ponury,
Gorące żwiry stopami rozciera,
Wpatruj się dobrze, to Aldobrandini,
Wieszcz bez słuchacza wśród swojej krainy!
Ich współmęczennik w tej ognia pustyni
Jam Rustikuci; zaiste zła żona
Więcej jak wszystko, wwiodła mnie do winy».
Gdybym był pewny od ognia zachrony,
![](https://img.wattpad.com/cover/100530359-288-k834454.jpg)