(Krąg VIII. Tłumok VII. Ciąg dalszy: Przemiana.)
To rzekłszy, złodziej podniósł pięści obie,
W każdej sterczała figa jak gwint w śrubie,
A krzyczał bluźniąc: «Boże, przyjm to sobie!»
Wtem wąż, i za to odtąd wężów lubię,
Ścisnął za szyję bluźniercę, oszusta,
Jakby rzekł: «Więcej nie zbluźnią twe usta».
Drugi ramiona w węzły i pierścienie
Tak jemu związał i gryzł jego ręce,
Że stał, jak gdyby skamieniały w męce.
Pistojo! Zatlij żagwie w oka mgnieniu,
Spal sama siebie i zniknij w płomieniu,
Gdy w złym tak lubi płużyć twe nasienie.
Pomiędzy piekła czarnymi kręgami
Duch takiej pychy nie był wobec Boga,
Nawet bluźnierca, co legł pod Tebami.
Złodziej zmykając, nie przemówił słowa.
Biegł za złodziejem Centaur, pogoń nowa,
Krzycząc: «Gdzie pyszny? Krótka jego droga!»
Wątpię, czy tyle jest gadów w Maremmie,
Ile tam wężów krzyż dźwigał Centaura,
Skąd się poczyna człowiecza figura.
Na jego barkach z rozpiętymi skrzydły,
Buchając ogniem, siedział smok obrzydły,
Kto się doń zbliżał, trząsł żary na ziemię.
Mistrz rzekł: «To Kakus w Centaura postaci,
Z jego przyczyny awentyńskie skały
Często się krwawą posoką zbrukały;
On się oddzielił od reszty swej braci,
Bo jak wilk chytrze pasterzy napadał,
Sąsiednie trzody rad po nocach kradał,
Lecz dożył końca, złe broił niedługo.
Sto razy ciął go Herkules maczugą,
Choć tych cięć nie czuł i dziesiątej części».
Już Centaur zniknął, gdy mistrz ciągnął mowę.
Wtenczas pod nami jakieś duchy nowe
Biegły samotrzeć, a każdy był nagi;
Wodza i mojej uszliby uwagi,
Gdy krzyk ich dziko w uszach nam zachrzęści:
«Kto wy jesteście?» Mistrz z zapałem żywym
Mówiący, mowę przerwał w oka mgnieniu.
Ja ich nie znałem, lecz trafem szczęśliwym
Jeden drugiego nazwał po imieniu,
Gdy rzekł: «Cianfa, gdzieżeś? Ja tu jestem».
Uwagę mistrza chcąc zaostrzyć gestem,
Pod nos od brody przytknąłem mój palec.
Jeśli z pół wiarą będziesz, czytelniku,
Słuchał, co powiem, tych dziwów bez liku,
Nic w tym dziwnego, bo wyznam ci szczerze,
Ja, com to widział, sam zaledwo wierzę.