8. Spokojnie, spokojnie, to tylko zwidy.

356 29 14
                                    

Nadal nie mogła się otrząsnąć z wydarzeń, które miały miejsce kilka dni temu. Przed oczami ciągle miała błysk karetek, martwe ciało Denisa oraz nóż, który wystawał mu z pleców. Nie mogła spać. Miała wrażenie, że przeżywa powtórkę sprzed roku, sprzed wypadku jej i Setha. Tylko teraz wcale nie obwiniała się o śmierć chłopaka . Natomiast miejska policja miała inne zdanie. Właśnie siedziała, w obskurnym , miejskim komisariacie , w pokoju przesłuchań a gdy jej wzrok skierował się na policjanta, który siedział naprzeciwko niej , nie mogła powstrzymać lekkiego skrzywienia.  Był on mężczyzną po czterdziestce,  przy tuszy, o czarnej czuprynie i przerażających  ciemnobrązowych oczach, które posyłały jej co chwilę spojrzenie  pod tytułem : wiem co zrobiłaś.
Tylko, że ona nic nie zrobiła. Kiedy stała się ta tragedia, ona spała. Obudziły ją dopiero syreny policyjne i rozpaczliwe okrzyki jej kolegów i koleżanek ze szkoły. Sama nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła jak zeszła na dół. Płakała. Pierwszą noc przepłakała bo chociaż nie kochała go, to nie życzyła mu śmierci. Byli przecież przyjaciółmi a teraz go już nie zobaczy… nigdy.
Dwa dni po tym wydarzeniu do jej domu zapukała policja. Wyprowadzili ją pod zarzutem zabójstwa Denisa White’a i z tego powodu siedziała tu już kolejną godzinę, mając wrażenie, że wszyscy powariowali.
-Ekspertyza wykazała, że na nożu były twoje odciski palców Saint.
Uniosła lekko brew, nie dowierzając temu co usłyszała. Jej odciski palców ? Oni chyba sobie z niej żartowali.
-A mój motyw ?- spytała cicho, coraz bardziej zirytowana.- Dobra, jestem okrutna ale nie zabijam facetów tylko dlatego, że byli kiepscy w łóżku.
Podskoczyła gdy mężczyzna, walnął ręką o blat stołu. Odsunęła lekko krzesło do tyłu, posyłając mu pytające spojrzenie.
-To poważna sprawa dziewczyno ! Chłopak został zamordowany a wszystkie dowody wskazują na ciebie ! Tylko ty byłaś z nim w sypialni, na rękojeści noża są twoje odciski palców więc choć ci się to podoba czy nie to jesteś oskarżona !
Prychnęła pod nosem.
-Skończył pan ? – spytała cicho.- Mogę iść do domu ? Jestem zmęczona, mój chłopak został zamordowany i zamiast pozwolić mi odreagować to ciągacie mnie po komisariatach ! Zawsze wiedziałam, że policja jest do chrzanu.
Mężczyzna zacisnął tylko usta w cienką linię a po chwili gwałtownie wstał.
-Jesteś niezłym ziółkiem. Dzwoniliśmy do policji z twojego poprzedniego miejsca zamieszkania. Masz ładną kartotekę.  Dlatego tu zostaniesz. Jeszcze godzina a potem cię puszczę a na razie muszę wyjść. Siedź grzecznie i nie rozrabiaj. – syknął i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. 
Westchnęła tylko cicho, odchylając się lekko na krześle i czekając aż będzie mogła w końcu położyć się na kanapie, włączyć telewizor i nie myśleć o niczym.  Zwłaszcza o Denisie.
Na wspomnienie chłopaka, łzy napłynęły jej do oczu ale szybko je starała starając się zachować spokój . Rozejrzała się bardziej po pomieszczeniu  ale widząc w jakim stanie znajdują się odrapane ściany pokryte tłustymi plamami. Sufit był cały popękany a co jakiś czas tynk odpadał i spadał obok niej albo na stary, porysowany stół.  Chwilami miała wrażenie, że widzi na ścianach ślady, zeschniętej krwi ale to może tylko jej wybujała wyobraźnia. Od momentu tego co zobaczyła na imprezie, nie ufała swojemu umysłowi. Bała się. Bała się, że wariuje, że dzieje się z nią coś niedobrego. Powinna iść do lekarza ale obawiała się, że coś u niej znajdzie. Jakąś chorobę psychiczną i wyślą ją do zakładu dla obłąkanych.  Aż się wzdrygnęła na samą myśl.
-Bum.
Pisnęła cicho gdy usłyszała męski głos koło ucha . Rozejrzała się lękliwie po pokoju, sprawdzając wzrokiem każdy kąt w jakim ktokolwiek mógłby się schować. Słyszała bicie swojego serca a palce aż jej zbielały od zaciskania dłoni na krawędzi swojego krzesła.  Nie chciała się odzywać. Może to tylko wyobraźnia, może po prostu wariuje od nadmiaru wrażeń.
-Zauważyłaś, że każdy chłopak, z którym się spotykasz kończy martwy ?
Przesunęła jeszcze raz wzrokiem po pomieszczeniu i krzyknęła nagle. Naprzeciwko niej siedział Seth Morgan. Seth Morgan, który powinien być martwy. Otworzyła usta ze zdziwienia a oczy rozszerzyły się ze strachu. Była szalona. Szalona. Wariowała a ten stwór, widmo, czymkolwiek on był to dowód jej szaleństwa.
-Cześć maluchu.- Seth uśmiechnął się kpiąco.- Uuu komisariat. Nie ładnie Chay, nie ładnie się tak zabawiać bez swojego kochanego Setha. –pokręcił głową z dezaprobatą i posłał jej wredny uśmiech.
-Ty żyjesz…- powiedziała z przerażeniem. – Albo wariuje. To się dzieje w mojej głowie. Na pewno.
Chłopak zacmokał z niezadowolenia a gdy pstryknął palcami, krzesło na którym siedziała dziewczyna uniosło się lekko go góry. Krzyknęła gdy nagle zaczęło się obracać w powietrzu , cały świat jej wirował, wszystko stało się jedną wielką , zamazaną plamą, miała wrażenie, że trwa to wieczność.  Błagała w myślach tylko by to się skończyło, by wszystko okazało się złym snem a ona znowu była w swoim domu z  rodzicami a wszyscy jej bliscy by żyli.  Nagle wszystko ustało. Krzesło opadło na podłoge a ona została brutalnie z niego zrzucona. Jęknęła cicho, czując pulsujący ból w prawym ramieniu ale wstała i z powrotem usiadła, patrząc na niego z jeszcze większym przerażeniem i niedowierzeniem w oczach.
-Zła odpowiedź słonko.- uśmiechnął się złowieszczo.
-Jesteś duchem…- wyszeptała.
-Zgadza się.- zaśmiał się cicho.- Wstrętnym, złym duchem, który dręczy biedną dziewczynkę. Bu !
-Przestań ! – powiedziała przestraszona.- I przecież duchy nie istnieją… to nie logiczne.
-Oh uwierz mi, że istnieją. Nawet tutaj jest kilka.- jego oczy błysnęły niebezpiecznie  a usta rozciągnęły się w drwiącym uśmiechu. – W kącie jest duch zamordowanego chłopczyka… pod ścianą spaceruje kobieta bez głowy a w holu siedzi sobie facet bez głowy i ostrzy nóż. Ej mała…- zaśmiał, widząc jak jej przerażony wzrok podąża za miejscami, które opisywał.- ty ich nie zobaczysz. Tylko mnie widzisz bo wiesz, pozwalam ci. Taki jestem wspaniałomyślny.
-Ty zabiłeś Denisa.- szepnęła .
-Pośrednio.
-Sprawiłeś, że mnie podejrzewają.
-Też pośrednio… znaczy tak słodko spałaś. Więc namówiłem mojego wspólnika by dał ci na chwilę nóż do potrzymania, potraktowałaś go jak maskotkę… wiesz, że przytulanie się do noża , może być psychiczne ? Na twoim miejscu bym się leczył a nie , zaraz . Nie zdążysz.
Przełknęła głośno ślinę.
-Chcesz mnie zabić ? Przecież nic ci nie zrobiłam !
-Cii.- nagle znalazł się przy niej i położył palec na jej ustach.- Jeszcze pomyślą, że rozmawiasz z powietrzem i wtedy serio cię wsadzą do zakładu. A niedaleko jest taki miły szpitalik. Na wzgórzu. Pioruny tam często trafiają.
-Kim jest Rosmery ?- spytała cicho, przypominając sobie nagle blondynkę, z którą rozmawiał na imprezie. – I nie wsadzą mnie do szpitala ! Ani do więzienia ! Nie myśl, że dam się tak łatwo pokonać.
-Rosmery ?- jego oczy nagle zwęziły się w małe szparki.- Więc słyszałaś. A to suka. – syknął ze złością.- Ja to muszę przestrzegać umów a ona nie musi, jak ją dopadnę. Suka. – warknął , popychając lekko Chay . Odszedł jednak od niej parę kroków i nagle uśmiechnął się złowieszczo.- Muszę iść mała. Pan sierżant wraca. Miłego przesłuchania.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chłopak nagle zniknął a jej policzek owiał podmuch chłodnego powietrza. Drzwi się otworzyły a w progu stanął jej ‘’kochany’’ policjant, który patrzył na nią z kpiącym uśmiechem.
-Oskarżałaś powietrze o swoją zbrodnię dziecko ?- spytał cicho.- Myślałaś by się zbadać ? Z tego co krzyczałaś, wyglądało jakbyś miała jakiś atak.
-Wydaje się panu. – mruknęła. – Mogę iść ?
Kiwnął głową.
-Na razie jesteś wolna ale pamiętaj. Ta sprawa się nie skończyła. Nie wolno ci wyjeżdżać z miasta zrozumiano ?- jego surowy ton wywołał u dziewczyny dreszcze ale kiwnęła głową. I tak nigdzie się nie wybierała na razie. Co jak co ale jedyne o czym marzyła to łóżko. Sen i whisky. Na ukojenie jej zszarganych nerwów i zastanowienie się czy to co się dzisiaj stało było prawdziwe. A wydawało się jej, że tak.

~*~

Pogrzeb. Nawet pogoda wydawała się podzielać uczucia osób zgromadzonych na cmentarzu. Słońce przysłoniły chmury i powoli zaczęły spadać z nich krople deszczu, imitujące ludzkie łzy, które spływały po policzkach. Pożegnanie. Pogrzeb był zawsze ostatecznym pożegnaniem ze zmarłym nawet jeśli za życia ktoś był skłócony. To czas wybaczenia, pojednania , pożegnania i uspokojenia swojego sumienia, że nie można było nic zrobić by temu zapobiec. Chayenne stała w lekkim oddaleniu od wszystkich. Nie chciała znaleźć się w zasięgu wzroku złych spojrzeń ludzi ze swojej szkoły oraz rodziców Denisa.  Wieść, że została oskarżona o śmierć chłopaka, rozeszła się w mgnieniu oka i powoli nie miała życia w tym miasteczku. Wszyscy patrzyli na nią nienawistnym wzrokiem, gdziekolwiek się pojawiła wywoływała ogromne poruszenie oraz szepty. Wzbudzała sensację. Zwłaszcza, że zjawiła się na pogrzebie chociaż wiedziała, że większość osób wcale nie chciało by tutaj była. Uważali, że to jej wina. Że naprawdę go zabiła a ona nie miała już siły tłumaczyć, że to nie ona. Zresztą kto by jej uwierzył gdyby powiedziała, że duch jej byłego chłopaka zabił obecnego. Wszyscy by stwierdzili, że jest szalona. Szalona zabójczyni. Już widziała te nagłówki gazet.
A ona chciała się po prostu pożegnać. I przeprosić że z jej powodu musiał stracić życie w tak młodym wieku… a mógł być szczęśliwy. Jakby jej nie spotkał. Może naprawdę była pechowa ? Może powinna dać sobie spokój , zresztą miłość jest dla niej przereklamowana. Jedyny chłopak, do którego cokolwiek czuła okazał się być wrednym, postrzelonym duchem, który chciał jej coś zrobić. Taki fart do facetów.
Westchnęła widząc czarną trumnę, którą niosło kilku grabarzy. Ścisnęła mocniej kwiaty, które trzymała w dłoni a po jej policzkach spłynęły łzy. Nie chciała płakać. Obiecała sobie, że nie będzie ale mokre krople same znaczyły jej policzki. Nie mogła ich powstrzymać.  Teraz już nawet było jej obojętne co pomyślą inni ludzie.  Miała takie samo prawo tu być jak inni. Ona wiedziała, że była niewinna i to było najważniejsze.
Kocham cię i wybaczam.
Drgnęła gdy usłyszała nagle w swojej głowie głos Denisa. Podbródek zaczął jej drżeć i coraz więcej łez spływało jej po policzkach, rozmazując starannie zrobiony makijaż..
-Przepraszam.- szepnęła gdy spuszczali trumnę do wnętrza grobu.- Za wszystko.  I żegnaj. – wmieszała się w tłum, kładąc swoje kwiaty koło innych i już chciała się wycofać kiedy nagle ktoś ją złapał za ramię i delikatnie odciągnął na bok. Zdziwiona nie protestowała a gdy się odwróciła, jej twarz wykrzywił lekki grymas. Przed nią stały Miranda i Cherry, obie zapłakane oraz w żałobnych sukienkach i płaszczach.
-Czego ?- mruknęła, chowając ręce w kieszeni swojej kurtki.  Od ostatniej kłótni, prawie w ogóle nie rozmawiała z Cherry. Nawet raz próbowała do niej zadzwonić gdy była najbardziej załamana ale ona odrzucała jej połączenia.  Wtedy stwierdziła, że straciła przyjaciółkę na zawsze.
-To twoja wina .-warknęła Cherry. –Ty go zabiłaś ! Nawet jeśli nie pchnęłaś go nożem, to zginał przez ciebie !
Popatrzyła na nią zdziwiona ale po chwili uśmiechnęła się ironicznie i odgarnęła włosy do tyłu.
-Na mózg ci padło ?- spytała chłodno.- Chodziłam z nim…
-Nie kochałaś go !- przerwała jej w połowie zdania. –Był tylko twoją zabawką ! Wykorzystałaś go a teraz on n-n-nie żyje…- dziewczyna wybuchnęła płaczem, na co Miranda szybko ją przytuliła i pogłaskała uspokajająco po włosach. Chay tylko zacisnęła usta, starając się nie wybuchnąć.  Nie podobały się jej oskarżenia Cherry. Może go nie kochała ale to nie znaczyło, że był jej zabawką ! Chciała rozpocząć z nim nowy rozdział w swoim życiu , chciała coś do niego poczuć.
-Może mi jeszcze powiesz, że byłabyś dla niego lepszą dziewczyną niż ja ?- wyszeptała.
- Żebyś wiedziała !- krzyknęła brunetka.- Ja go kochałam !
-To trzeba było mieć odwagę i się z nim umówić.- syknęła.
-Skończ Saint.- warknęła Miranda. –Jesteś suką i tyle. Nie powinnaś nawet przychodzić na jego pogrzeb.
Zacisnęła pięści, patrząc na nie nienawistnym wzrokiem.  Złość oraz rozgoryczenie hulały w niej jak największy wicher, który nie mógł znaleźć ujścia. Nie chciała nic im zrobić.  Naprawdę , starała się nie mieć do nich pretensji, znaczy przynajmniej do Cherry. Bo Mirandę lubiła tylko kilka minut dopóki nie okazało się jaka z niej suka.
-Mało go znałaś.- powiedziała chłodno.- Więc nie mów mi kurdę czy powinnam przyjść czy nie. Lepiej wiem , czego by chciał niż ty.
Miranda tylko uśmiechnęła się złowieszczo  a jej oczy nagle stały się zimne. Dziewczyna poczuła lekki niepokój w sercu , czasem miała wrażenie, że Miranda jest nawiedzona.
-Jeszcze pożałujesz Chayenne. – wyszeptała , odrzucając rude włosy na plecy.- Chodź, Cherr . Nic tu po nas. Ona nie zasługuje na żadne towarzystwo.
Gdybym umiała władać błyskawicami obie byłybyście już martwe, pomyślała, patrząc jak odchodzą. Wywróciła oczami, czując jak powoli złość z niej uchodzi.  Została sama. Wszyscy ludzie już sobie odeszli a ona została sama wśród zmarłych.  Po jej plecach przeszedł dreszcz strachu ale pokręciła tylko głową i wyciągnęła z torby paczkę papierosów.  Musiała zapalić na uspokojenie i jak najdalej stąd odejść.
Popatrzyła po raz ostatni na świeży grób Denisa i westchnęła zapalając papierosa. Zaciągnęła się dymem i powiedziała ostatnie słowa do jej najlepszego przyjaciela, który wylądował przez nią pod ziemią.
-Żegnaj Denis. Byłeś wspaniały.

Ulica była taka cicha, kiedy wracała do domu. Zapadał już wieczór, ciemność okryła Shadowville a jak na złość latarnie na jej ulicy nie działały. Czuła się zdołowana, pusta w środku. Przesłuchanie, pogrzeb, kłótnia na cmentarzu… wszystko wykończyło ją psychicznie. Najchętniej by wyjechała ale nie wiedziała gdzie. Do domu rodziców nie chciała wracać. Nie lubiła być otoczona ich troską, irytowało ją to . Z drugiej strony nie miała gdzie pójść, już pomijała fakt, że nie mogła wyjechać  z miasta bo policja od razu uznałaby ją za winną.  Pokręciła tylko głową zastanawiając się co dalej zrobi ze swoim życiem. Na razie musi to zostać ale potem wyjedzie… kto wie ? Może do Salem ? Do Miami ? Nie cierpiała słońca ale lepsze to niż zostać tu i być wytykanym palcami.
Nagle zawiał zimny, podmuch wiatru. Zadrżała lekko i prawie by się potknęła przez kartkę, która plątała się u jej stóp.
-Dziwne, wcześniej jej nie było.- mruknęła, kucając i podnosząc ją z ziemi. Pewnie była to zwykła ulotka ale i tak wolała sprawdzić. Kto wie, może to reklama biura podróży gdzie będzie mogła wyjechać na bezludną wyspę ?  Uniosła lekko brew gdy zobaczyła co znajdowało się na kartce.

Zakładam, że chciałabyś odkryć co nieco tajemnic.
Hasło Cohen ci zapewnie nic nie mówi ? Czy przylądek duchów ?
Pewnie nie, głupiutka dziewczynko chociaż w twoim wypadku powinno.
Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć to zapraszam do starej księgarni  w Nowym Jorku.
Pytaj o Lilith.
Powodzenia w walce z czasem, malutka.

To było dla niej dziwne. Ta kartka wyglądała jakby była specjalnie skierowana dla niej. Ale to przecież niemożliwe, skoro nikogo nie było na ulicy a ją przygnał wiatr . I przylądek duchów… , spróbowała wytężyć swój mózg ale za nic nie mogła sobie przypomnieć takiego hasła.
-Cohen, Cohen…- mruknęła, chowając kartkę do kieszeni. To jej coś mówiło. Słyszała kiedyś to nazwisko czy imię. Zmarszczyła czoło, starając się sobie przypomnieć. Nagle ją olśniło. Słyszała to nazwisko w rozmowie między Sethem a tą Rose.
-Czyli to coś istotnego.- wyszeptała, czując przypływ zadowolenia. Musiała jechać do Nowego Yorku i nie obchodziło ją co na to powiedzą policjanci. Zresztą raptem dwa dni jej nie będzie. Nic się nie stanie.
Uśmiechnęła się pod nosem i żwawszym krokiem ruszyła w stronę swojego domu. Teraz mogła już w spokoju się położyć i coś obejrzeć. I zapomnieć o całym dniu oraz przestudiować mapę Nowego Yorku by odnaleźć księgarnie. To będzie ciężkie bo zakładała, że jest takich mnóstwo w tak dużym mieście ale wierzyła, że da radę. Musi. Miała wrażenie, że od tego zależy jej życie a mimo wszystko lubiła je.
Zwolniła kroku gdy zobaczyła, że w oknach jej domu palą się światła a na podjeździe stał samochód jej rodziców. Rodzice ? Tutaj ? O tej porze ? To zapowiadało kłopoty. Bardzo mocne kłopoty. Przełknęła ślinę gdy doszła do drzwi ale mimo zbierającego się lęku otworzyła je powoli i weszła do przedpokoju a potem do kuchni.  Jej rodzice siedzieli przy stole, pijąc herbatę i rozmawiając przyciszonymi głosami ale na jej widok natychmiast ucichli.
-Chayenne !- krzyknęła jej matka, szybko wstając i przytulając dziewczynę.  Ona tylko stała, niemrawo odwzajemniając uścisk mamy a później ojca. 
Usiadła przy stole, patrząc na nich zdziwionym wzrokiem.
-Nie żebym się nie cieszyła…- zaczęła cicho.- ale co wy tu robicie ?
-Policjanci do nas zadzwonili.- jej ojciec westchnął, podnosząc kubek z kawą do ust.
-Poza tym pisali o tym w gazecie…- dodała kobieta.
-Nie obwiniamy cię oczywiście.- powiedział szybko ojciec.- Ale stwierdziliśmy, że przyda ci się wsparcie… i podobno miewasz lekkie ataki…
-Ataki ?!- spytała zaskoczona. –Nie mam żadnych ataków !
-Kochanie, spokojnie.- powiedziała pani Saint, kładąc rękę na ramieniu córki.- Po prostu ojciec ja i ten przemiły policjant stwierdziliśmy, że na czas śledztwa dobrze by było jakbyś poszła na obserwacje i badania do szpitala.
-Chcecie mnie wysłać do psychiatryka ?! – poczuła jak do oczu napływają jej łzy. Jej rodzice… nawet jej rodzice byli przeciwko niej. To bolało . Bardzo , poczuła się rozczarowana ich postawą, zwłaszcza że zazwyczaj się nią nie interesowali. Nie mogła dać się zamknąć ! Musiała walczyć, musiała się dowiedzieć, jechać do Nowego Yorku. 
-To dla twojego dobra.- dodał łagodnie mężczyzna. – I nie na długo. Obiecujemy. Twoje rzeczy są spakowane już więc pojedziemy jutro. Będzie dobrze Chay, główka do góry.
Pokręciła tylko głową, czując jak ogarnia ją bezsilność. Na usta cisnęło się jej tysiące przekleństw ale żadne nie oddawało jej frustracji i bezsilności.  Zwłaszcza, że usłyszała przy swoim uchu złowieszczy, męski chichot. 

The Ghost (Duch)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz