11. Niespodzianka goni niespodziankę część I.

262 33 23
                                    

Chciałam przeprosić, że tak długo nie było rozdziału ale matury, potem nagłe lenistwo ale w końcu udało mi się napisać! Za długość wybaczcie, postram się by następny był dłuższy a dla osób, które lubią Setha, obiecuje, że pojawi się w następnej części. Miłego czytania :3

Dzisiejszej nocy mieli właśnie uciec. Po tygodniu przygotować , czatowania przed gabinetem pani psycholog by sprawdzić, o której godzinie wychodzi nastał ten dzień.  Chayenne od rana była bardziej nerwowa niż zwykle.  W końcu ucieczka z zakładu psychiatrycznego nie było tym co robiła codziennie.  Jeszcze bardziej się stresowała dlatego, że Katherine i Thony byli całkowicie spokojni. Czuła, że zaraz ją coś trafi, czy tylko ona musiała się denerwować? Wprawdzie, dawniej łamała prawo. Włamywała się z Sethem do sklepów tak po prostu, dla zabawy, żeby mu pokazać, że się nie boi ale teraz… za ucieczkę mogły grozić poważne konsekwencję.  Nie wiedziała jeszcze jakie ale czuła atmosferę śmierci w tym szpitalu. Gdy przechadzała się korytarzami czasem odnosiła wrażenie, że czuje smród rozkładającego się ciała a jej serce na chwilę przestawało wykonywać swoją pracę.  To były przerażające chwilę. Sam budynek był straszny łącznie z jego mieszkańcami.

Potrząsnęła głową starając się o tym nie myśleć. Niedługo się stąd wydostanie i zacznie nowe życie z dala od problemów i od Setha.  Nie, dobra poleciała zbyt daleko z tym optymistycznym myśleniem. Dopóki nie znajdzie sposobu jak załatwić ducha swojego chłopaka nigdy nie przestanie mieć problemów więc pierwszą rzeczą do zrobienia na jej liście jest : załatwić wrednego skuryczybyka.

Westchnęła i wyciągnęła spod łóżka czarną torbę, w której spakowała swoje rzeczy na dzisiejszą ucieczką. Otworzyła ją by jeszcze raz sprawdzić czy na pewno o niczym nie zapomniała.  Latarka, ubranie na zmianę, dolary zawinięte w rulonik i związane gumką oraz nóż, który zabrała ostatnio z kuchni kiedy nikogo nie było.  Jeszcze nigdy nie posługiwała się bronią ale musiała mieć coś by w razie czego się bronić. Mimo wszystko miała wrażenie, że Katherine i Anthony jej nie pomogą.  Może mogła liczyć na jakąś namiastkę przyjaźni ze strony dziewczyny ale czy w obliczu zagrożenia zaryzykowałaby własnym życiem by ją uratować ? Jakoś w to wątpiła.

-Gotowa na nasz wielki wieczór ?- spytała Katherine wchodząc cicho do ich pokoju. Po tym, że miała brązowe włosy w nieładzie, zarumienione policzki i ubranie nałożone na szybko poznała, że dziewczyna wraca z jakieś schadzki ze swoim chłopakiem. Swoją drogą gdzie tu można było uprawiać seks ? Ona osobiście by się krępowała w jakieś toalecie jeśli nie miałaby pewności, że ktoś tam nie został zamordowany.

-Jasne.- odpowiedziała delikatnie wzruszając ramionami.- Tak przy okazji skąd będziemy wiedziały, że to już ta pora ? Wiesz… tu nie ma żadnego zegarka.

Katherine uśmiechnęła się pogardliwie i nałożyła na siebie czarny sweter, który leżał na jej łóżku.

-Odkrycie Einsteinie. Tu nie ma zegarka… naprawdę spostrzegawcza uwaga po mieszkaniu tutaj jakiś okres czasu.

-Czy ty zawsze musisz być taka wredna ?- jęknęła Chay.- I naprawdę mam z tobą jechać do Nowego Yorku ?

- To nie jest wredność, to są po prostu cudowne geny. Zrozum to wreszcie.- zaśmiała się cicho brunetka i usiadła na łóżku.- A co do sygnału to nie martw się , wiem kiedy mamy się stąd zmywać.

-Skąd?- spytała podejrzliwie a jej jasnoniebieskie oczy spojrzały na dziewczynie uważnie.- Wy wszystko zawsze wiecie, macie swoje tajemnice a ja czuję się ciągle wykluczona. Wiesz jakie to irytujące ?

-Wiem.-odpowiedziała krótko Katherine wyciągając spod łóżka swoją torbę. –Dobra chodź już. Już czas.- powiedziała po chwili zamyślenia.

The Ghost (Duch)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz