12.Niespodzianka goni niespodziankę część II.

278 28 15
                                    

*"Hej! Tu nie dzieje się nic dobrego.
Hej! Tu nie dzieje się nic dobrego.
Od lat."


Nagle wszyscy usłyszeli jakiś hałas na górze. Odgłosy wchodzenia a po chwili doszły do tego krzyki kobiety i mężczyzny oraz dźwięk otwieranych drzwi, którymi zeszli na dół.  Powoli obrócili się w stronę miejsca, z którego zeszli a gdy zobaczyli strużkę światła wpadającą do pomieszczenia, popatrzyli na siebie nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.  Chay już sama nie wiedziała co o tym myśleć. Trupy, kłótnia i zaraz ktoś miał ich przyłapać na tym co chcieli zrobić. O co w tym wszystkim chodziło? Próbowała dosłyszeć chociaż kilka słów z kłótni ale dźwięk był przytłumiony z powodu odległości w jakiej się znajdowali i tego, że drzwi były prawdopodobnie lekko uchylone.  Pogłośnijcie się, pomyślała dziewczyna i oparła powoli o stół, który był za jej plecami.
-Ej Saint, musimy zwiewać.- wyszeptała do niej Katherine.- Nie chcemy chyba żeby ktoś nas nakrył ?
-Chyba, że miałaś taki plan od początku i chciałaś nas tyko wrobić ?- spytał Thony, patrząc na nią podejrzliwie.
-Dlatego sama narażałbym swoje zdrowie psychiczne na przebywanie w twoim towarzystwie ?- mruknęła Chayenne zirytowana.- Po prostu chciałabym wiedzieć o co się kłócą i kto się kłóci. Nie przeraża was to ? Właśnie znaleźliśmy trupy pacjentów. Wszyscy prawdopodobnie w naszym wieku… nie chcecie wiedzieć co za tym stoi ? Nie przeraża was to ?
-Nie i tak.- odpowiedziała Kathy cicho i złapała ją za rękę.- Sęk w tym Chay, że zostając tutaj możemy skończyć jak oni. Wiesz jak to mówili , ciekawość to pierwszy stopień do piekła, blablabla. Nie wiem jak ty ale ja jeszcze nie chce popijać herbatki z Luckiem i Adolfem.  
-Poza tym zwykle ludzie uciekają jak się boją. Dewiza horroru.- dodał Thony.
-Tak a potem kończą pod piłą mechaniczną psychopaty.-  Chay posłała mu zgryźliwy uśmiech i znowu zaczęła się przysłuchiwać.  Zdołała wyłapać pojedyncze słowa takie jak : antykwariat… zwłoki… nie… ruszać… i… Saint. 
Przerażenie by ją ścięło z nóg gdyby dziewczyna nie trzymała jej za rękę. Czemu ta dwójka rozmawiała o niej a właściwie kłóciła się ? Teraz już nawet słyszała wszystko wyraźnie…
-Czy ty nie rozumiesz, że ona musi zniknąć ?!
-Nie może! Jest kluczem! Ile razy mam ci to powtarzać?! Pieprzony pięćdziesiąty raz ? Nie możesz zabijać tak dla zabawy każdego kto ci się nie spodoba. NIE JESTEŚ KURWA BOGIEM!
-ALE ONA ZA DUŻO WIE! CI Z GÓRY JEJ POMAGAJĄ!
-NIE TWÓJ ZASRANY PROBLEM! MASZ SIĘ STOSOWAĆ DO ROZKAZÓW I KONIEC TEMATU BO ZARAZ WYLĄDUJESZ OBOK TYCH DZIECIAKÓW Z JELITEM NA WIERZCHU!
-GROZISZ MI KURWA ?! MI ?!
-TAK! BO CIEBIE NIE MOŻNA NIGD…
Nagle usłyszeli dźwięk wystrzału a po chwili huk spadającego ciała na schody.  Niewiele się nad tym zastanawiając podbiegli szybko do jedynego okna po drodze uderzając w stoły i wywalając kilka trupów na podłogę co wywołało spory hałas.
-KTO ŚMIE TAM KURWA BYĆ ?
Chay poczuła gęsią skórkę kiedy usłyszała krzyk tego człowieka i szybki trzask otwieranych drzwi.
-Szybciej chłopie, szybciej.- wyszeptała ponaglając Thonego by otworzył okno.
-Dokładnie. W łóżku umiesz to być szybki. – dodała Katherine, pomagając mu. Czas naglił, coraz dokładniej słyszeli kroki człowieka, który schodził na dół. Mogli nawet usłyszeć jak kopnął ciało swojej byłej wspólniczki lub wspólnik. A na pewno dokładnie usłyszeli dźwięk odbezpieczanego pistoletu. Był coraz bliżej a okno ciągle było zablokowane. Kto blokuje okno w piwnicy, pomyślała przerażona Chay. Nawet nie miała chwili czasu by zastanowić się nad tym co usłyszała. Jedyne co to w jej głowie przewijała się myśl o ucieczce. Zresztą nie była w tym osamotniona. Anthony dawał z siebie siódme poty by jak najszybciej otworzyć okno. Nikt nie chciał zginąć w ten sposób zanim nie rozwikłają całej zagadki.
Nagle usłyszeli trzask otwieranego zabezpieczenia a okno otworzyło się na oścież prawie uderzając blondynkę w głowę. Zaklęła cicho pod nosem i spojrzała kątem oka za siebie. Ich hipotetyczny morderca się zbliżał. Słyszała jego szybkie kroki. Te sekundy, które dzieliły ją od wyścia z tego domu wariatów wydłużały się jej w godziny, dni ale w końcu poczuła jak ktoś łapie ją za dłoń i wciąga do góry. Zdołała tylko usłyszeć przekleństwa osoby, która zeszła oraz strzał skierowany w jej stronę kiedy znalazła się nagle przerzucona przez okno i wylądowała bezpiecznie na trawie.
-Spadamy.- powiedziała Katherine czołgając się w stronę najbliższego drzewa, dzięki któremu mieli przedostać się przez mur. Oboje zaczęli podążać za nią a nad ich głowami  śmigały kule od pistoletu.
Chayenne miała całkowity mętlik w głowie. Ktoś jej pomagał i jednocześnie ktoś inny chciał ją z tego powodu zabić. W jej mniemaniu to wszystko było bardziej pokręcone niż cokolwiek ostatnio w jej życiu. I co to znaczy, że była kluczem ? Kluczem do czego ? I dlaczego ci ludzie potrafili z zimną krwią zabić kilkoro innych dzieciaków a ją nie chcieli ? Poprawka, większość nie chciała.  Tyle pytań a z każdym krokiem naprzód brak odpowiedzi. Tylko jeszcze więcej zagadek, wszystko wydawało się nie mieć sensu a tym bardziej nic nie zbliżało się do końca. Ile ona ma jeszcze trwać w tym koszmarze ? Dopóki ktoś jej w końcu nie zabije czy sama nie odkryje o co w tym wszystkim chodzi ?
Całe ciało jej drżało a zapach mokrej trawy był drażniący dla jej zmysłu powonienia. Na dodatek jej torba wbijała się jej boleśnie w brzuch przez co poruszała się wolniej od swoich przyjaciół, którzy już byli prawie przy drzewie.
Właśnie… Anthony i Katherine. Czemu właściwie jej pomagają ? Mają w tym jakis interes a może po prostu wiedzą coś więcej na temat tej całej sprawy ? Miała przynajmniej taką nadzieję… nadzieja… chyba ostatnia rzecz, która jej pozostała w tym całym bałaganie zwanym od teraz jej życiem. Nawet już nie marzyła, że wróci do rodziców z diagnozą, że nie ma schizofrenii. Teraz stała się uciekinierem, zbiegiem ze szpitala psychiatrycznego. Jak szybko można obecnie zmienić swój status społeczny… z bogatej, ułożonej dziewczyny przez biedną dziewczynkę, której chłopak nie przeżył w wypadku po psychicznie chorą schizofreniczkę.
-Święta blondynko pośpiesz się do cholery.
Z rozmyśleń wyrwał ją głos brunetki, która już siedziała na pierwszej gałęzi drzewa i wyciągała do niej rękę by jej pomóc. Nawet nie zarejestrowała momentu, w którym wstała z trawy. Dziwne, do tej pory nie był włączony alarm… czyżby ucieczka miała im się upiec ? A może zaczną ich ścigać dopiero jak wyjdą z tego przybytku rozpaczy ? Wolała się nad tym nie zastanawiać.
Szybko się wspięła na pierwszą gałąź z pomocą Katherine a dalej poszło gładko. Zeskoczyli na krawędź muru a potem po kolei skakali na bruk. Bała się, że sobie skręci kostkę albo źle upadnie ale w ostatnim momencie Anthony ją złapał i postawił na ziemię.
-Nie… nie… nie musiałeś.- wyjąkała zdezorientowana.
-Jeszcze duchy by mnie ukatrupiły gdybym zabił ich klucz...
Chay zmrużyła oczy i uderzyła go w ramię mrucząc pod nosem, że to wcale nie jest śmieszne.  Naprawdę łatwiej byłoby jej to wszystko przeżyć bez Anthony’ego. Na początku wydawał się jej przerażający… teraz był dla niej irytujący jak żaba. I równie wstrętny jak żaba. Ogólnie był żabą. Była pewna, że w poprzednim życiu był małą oślizgłą żabką. Aż uśmiechnęła się z przyjemności wywołanej swoim wyobrażeniem. Oślizgła żabka z kolczykiem we brwi.
-Skończysz obrabianie dupy mojemu chłopakowi w myślach i możemy już zwiewać ?- spytała Katherine unosząc lekko brew do góry.
-Skąd ty … ?- spytała zdziwiona Chayenne.
-Nie ważne, nie teraz. Biegiem!- krzyknęła kiedy nagle w budynku zapaliły się czerwone światła i zaczęły wyć syreny ostrzegawcze.
-Kto normalny montuje syreny w szpitalu psychiatrycznym?! To normalnie jak w zakładzie poprawczym!- krzyknęła blondynka zaczynają biec.
Nie wiedziała ile biegła, trzymała się sylwetek Anthony’ego oraz Katherine sama zostając w tyle. To był jej najdłuższy bieg w życiu. Płuca powoli jej wysiadały, w gardle powoli wytwarzało się więcej śliny z powodu odwodnienia a po całym jej ciele spływał pot.
Biegli. Omijali drzewa, skakali przez kamienie raz nawet na chwilę wspięli się na drzewo znowu by zobaczyć czy nikt ich nie goni.  Miała wrażenie, że od tej ucieczki zależało ich być czy nie być.
Nie wiedziała gdzie zmierzają, liczyła orientację w terenie Katherine albo chłopaka. Sama w końcu przebywała pierwszy raz poza psychiatrykiem oczywiście poza momentem przyjazdu.
Po jakimś czasie w końcu dobiegli do jakiejś autostrady. Cała trójka opadła na ziemię łapiąc oddech po tak szaleńczym biegu. Chay miała wrażenie, że zaraz wypluje płuca.
-To… był… bieg… mojego życia.- wydyszała siadając na poboczu.
-Brzmisz jak po dobrym seksie.- zaśmiała się Kathy również podnosząc się do pozycji siedzącej.
-No patrz ale ze mną nie spała.- dodał chłopak, podpierając się na jednym ramieniu.
-I dobrze! Spać z ropuchą, obrzydliwe.- Chayenne pokręciła głową i zaśmiała się widząc jego minę na jej słowa.  Po chwili jednak spoważniała i posłała im spojrzenie, które mówiło: już czas.- Więc ?- zaczęła po kilku minutach ciszy.- Mieliście mi powiedzieć!
-Chcesz wody ?- spytała nagle Katherine wyjmując ze swojej torby butelkę z drogocennym napojem. Blondynka wzięła napój z niechęcią oraz postanowieniem, że im nie odpuści dopóki nie dowie się czegokolwiek co mieli im powiedzieć. Napiła się łyka, podała butelką chłopakowi a po chwili znowu na nich spojrzała.
-Ktoś zacznie ?
Brunetka westchnęła i skrzyżowała nogi.
-Dobra Saint… słuchaj nas uważnie.  Nie… no wiesz… nie tylko ty widzisz duchy…
-CO?!-krzyknęła zaskoczona.
-Cicho!- syknął chłopak.- I słuchaj.
Zamknęła swoje usta, które przed chwilą były ułożone w idealne o i spojrzała zachęcająco na dziewczynę.
-My wszyscy je widzieliśmy.- kontynuowała Katherine i wzięła z ziemi pierwszy lepszy patyk.- Z tego co się zorientowaliśmy to wygląda tak… ja pochodzę z Orange City, Anthony z miasteczka obok… tak samo jak pozostali mieszkańcy.- narysowała na piasku okrąg składający się z kilku punkt.- Wiesz co jest pośrodku?- spytała spoglądając na Chay.
-Nie…- odpowiedziała cicho.
-Shadowville.- powiedziała grobowym głosem i narysowała w środku okręgu punkt, który połączyła z pozostałymi. – Jest możliwe… że wszyscy ci, którzy właśnie widzą duchy zostali zebrani do psychiatryka by byli odizolowani a później… właśnie zabici tylko wiesz wyglądałoby to tak jakby sami się zabili z powodu nieudanej kuracji.
-Ale dzisiaj doszła jeszcze ta rozmowa… o tym kluczu…- dodał cicho chłopak.
- Że tak naprawdę już nic nie wiemy ale jedno jest pewne… punktem wyjścia jest Shadowville i ty.- powiedziała poważnie, patrząc na nią bez żadnej typowej iskry w oku, która zwykle towarzyszyła wypowiedzi dziewczyny. – Dlatego skoro jakiś duch chce ci pomóc się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi to my w to wchodzimy. Bo też mamy dość naszych niematerialnych znajomych.
Patrzyła na nich zaszokowana. Jak to możliwe ? Jak to możliwe, że nie jest jedyna ? Oczywiście rozważała taką możliwość alei kiedy stało się to prawdziwe miała wrażenie jakby to było nierealne. Jakby mieli zaraz wyskoczyć zza krzaków z okrzykiem: Ukryta kamera!
Jednak w jednym mieli racje, rzeczywiście wszystko sprowadzało się do jednego. Do Shadowville. Do miasta, w którym znajduje się brama do tego drugiego świata.  To straszne , że została wciągnięta w spisek psychopatycznych duchów. Zawsze wiedziała, że nie jest w czepku urodzona.
-To co teraz robimy ?- spytała po chwili ciszy.
-Jak to co ?- Katherine spojrzała na nią jak na idiotkę.- Jedziemy autostopem do Nowego Yorku! Ty czasem serio jesteś blondynką!
-Autostopem?!-pisnęła cicho.
-A czym chciałaś? Może limuzyną ? Wybacz skarbie ale musisz zadowolić się tirem i modlić się by w podziękowaniu nie musiała robić kierowcy loda! Ale jak coś to nie odgryzaj mu chuja bo krew w ustach jest passe.- dziewczyna skrzywiła się teatralnie a po chwili dodała ze śmiechem.- A Thony będzie gejem jak będzie trzeba! Już widzę te powłóczyste spojrzenia rzucane przez mężczyzn na ciebie!
-Że kim będę?!
-Gejem na zawołanie! Kupię ci różową kokardkę na główkę!
-Ja ci dam gej…
Chay tylko opadła z powrotem na trawę słuchając ich sprzeczki. Po chwili jednak wybuchnęła śmiechem. Jak na wariatkę w końcu przystało.

~*~

-Nie zrobię tego. –powiedziała stanowczo patrząc w swoje odbicie w lustrze. Właśnie miała popełnić najgłupszą rzecz swojego życia. Chciała odmówić Sethowi. Ona, Miranda pierwszy raz odkąd się znali postawi mu się. Oczywiście jeśli znajdzie na to siłę jednak wiedziała, że nigdy nie zrobi tego czego od niej oczekiwał. Siła , siłą ale nie umiała zabić własnej przyjaciółki… Denis… Denis to było co innego. Wcale nie był ważny, wręcz przeciwnie taki o zwykły pionek, którego trzeba było się w końcu pozbyć ale Cherry… nie, była dla niej zbyt ważna. Ufała jej , poza tym mogła nią łatwo manipulować. Seth oczekiwał, że tak łatwo się zgodzi ją zabić ? Nie ma mowy, jak chce ofiar to niech sam sobie je sprawi. Może nawet zrobić w tym miasteczku jedną wielką rzeź ale bez udziału jej i Cherry!
-Seth?- spytała w powietrzu, odwracając się od lustra. Stanęła obok łóżka, rozglądając się po pomieszczeniu w nadziei, że chłopak niebawem się tu pojawi. I nie myliła się.  Gwałtowny podmuch powietrza zafalował jej zasłonami a temperatura pomieszczenia ochłodziła się o kilka stopni.  I pojawił się. Centralnie przed nią, prawie całkowicie zmaterializowany. Piękny. Niebezpieczny. Jednak to wciąż był jej Seth, któremu raz musiała się sprzeciwić.
-Nie … zrobię te..te…tego.- powiedziała mniej stanowczo kiedy spojrzała w jego ciemne oczy, w których nagle zapłonął gniew.
-ŻE CO?!- krzyknął na cały pokój a wszystkie zdjęcia oraz drobiazgi spadły z jej półek wywołując huk na cały pokój. Cofnęła się czując jak fala jego złości w nią uderza w jej rude włosy lekko zafalowały.
-Nie umiem zabić przyjaciółki…- powiedziała słabo na swoją obronę. Spuściła wzrok czując swój strach każdą komórką jej ciała. – Seth… zrozum…
-Co jest dla ciebie ważniejsze ?!- warknął, podnosząc jej podbródek zmuszając ją by spojrzała mu prosto w oczy.- Ona czy my ?!  Miranda do cholery! Potrzebuję siły!
-Przecież jesteś silny!- krzyknęła wyrywając mu się ze łzami w oczach. – Widzę to po tobie. Czuję! Jeszcze więcej mocy ? Seth czy do cholery chcesz być Bogiem?
Chłopak tylko zaśmiał się szyderczo i popatrzył na nią z szalonym błyskiem w oku.
-Może chcę, zabronisz ?- spytał , podchodząc do niej bliżej.- I masz rację kochanie… jestem silny, silniejszy niż kiedykolwiek a wiesz czemu ?- syknął jej do ucha.
Zadrżała lekko a serce zaczęło bić w szalonym tempie. Nie chciała się bać ale on ją dzisiaj przerażał. Zwykle był… bardziej ludzki. Bardziej czuły… co się nagle stało ? Czyżby nagle wszystkie ludzkie uczucia zniknęły ?
-Zabiłeś kogoś ?- spytała cicho, starając się zachować normalny ton głosu.
-Może…- odpowiedział, znów się uśmiechając.- Może wielu ludzi… potrzebuję biednych duszyczek by mieć większą moc. Przecież wiesz złotko, czego ode mnie wymagają. Nie chcesz mi pomóc skarbie ? Mi ? Swojemu kochanemu Sethowi ?- spytał składając delikatny pocałunek na jej ustach.
Była zaskoczona. Zwykle nie miał tyle siły by ją całować a teraz czuła, że cała moc od niego promieniuje. Nie chciała nawet wiedzieć ile ludzi straciło życie dla tego jednego pocałunku .
-Chcę ale nie Cherry. Zabiję kogoś innego ale nie ją…- wyszeptała podnosząc głowę by popatrzeć na niego.
-Kogoś innego mówisz ?- spytał, lekko zagryzając wargę. Przejechał palcem po jej policzku oraz odsłoniętym fragmencie szyi. Poczuła dreszcz podniecenia oraz uległość, która rozlała się po jej ciele. Aż miała ochotę wszystko dla niego zrobić. Jakby dostała porażenia mózgowego.
-Tak…- kiwnęła głową , oblizując usta, które nagle stały się suche.
-A może… ostatnie dziecko naszego pana burmistrza ? Co skarbie ? Zrobisz to dla mnie prawda ?- spojrzał prosto w jej oczy a ręce położył na jej krzyżu przez co przyciągnął ją do siebie.- Patrz jaki jestem dobry. Specjalnie dla ciebie zdobyłem tyle mocy więc odwdzięczysz się mi tą jedną , malutką rzeczą ?
-Tak…-powiedziała cicho i popatrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Nie wiedziała co się z nią dzieje, jedyne czego chciała to więcej jego dotyku. W końcu tyle na to czekała.
-Grzeczna dziewczynka. –powiedział z okrutnym uśmiechem i pocałował ją.
Całował ją coraz ostrzej. Wargami napierał na jej usta a dłońmi szybko pozbył się jej bluzki oraz biustonosza. Brutalnie popchnął ją na łóżko i kolanem rozszerzył jej uda.
-Jesteś pewien, że masz tyle siły ?- spytała szybciej oddychając.  Miała nadzieję, że potwierdzi Po całym ciele przechodziły dreszcze podniecenia. Chciała więcej. Więcej dotyku, więcej pocałunków, więcej Setha.
-Och zamknij się.- odpowiedział tylko ściągając koszulkę i popychając ją na poduszki a po chwili przygważdżając ją swoim  ciałem.- Przecież wiem…- pocałował ją i lekko przygryzł jej wargę.- że od zawsze o tym marzyłaś.


*Coma- W chorym sadzie.

The Ghost (Duch)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz