13.Inna perspektywa.

351 32 23
                                    

Przepraszam za to, że tak długo nie wstawiałam rozdziału jednak wakacje chyba nie wpływają dobrze na moją wenę. Zwłaszcze te w ciągłych rozjazdach. I dziękuje, za wszystkie komentarze i głosy! Jesteście kochani! 






Ciężkie krople deszczu uderzały miarowo o szyby burząc ciszę jaka zwykle towarzyszyła pracy w antykwariacie. Błyskawice co chwilę rozświetlały nocne niebo oraz oświetlały pomieszczenie pełne starych tomów, książek i woluminów oprawionych w skórę. Kobieta pracująca przy biurku na chwilę uniosła wzrok znad tekstu, który studiowała by popatrzeć na maleńkie wodospady, które tworzyły się na oknie dzięki spadającej wodzie. Westchnęła tylko, dziękując w duchu że jej mała samotnia była odporna na wszelkie zjawiska pogodowe a ona sama przeżyła w swoim życiu tyle gwałtownych nawałnic, że nauczyła się czerpać przyjemność z nieokiełzania i gwałtowności natury.
Kolejna błyskawica oświetliła na chwilę pomieszczenie oraz kobietę, która z powrotem pochyliła się nad księgę. W chwilowym świetle dało się dostrzec jej ciężkie, miedziane włosy, które opadały falami na plecy, pochyloną sylwetkę oraz błysk szaro-zielonych oczu, które co chwilę rozglądały się po zaciemnionym pokoju jakby się obawiały, że są przez kogoś obserwowane.
Intuicja kobiety dobrze jej podpowiadała. Od godziny patrzyły na nią czujne, złowrogie, czarne oczy ukryte za regałem z książkami. Obserwowały ją nieustannie. Każdy jej ruch, każdy gest, każdą reakcje na zmieniającą się pogodę za oknem.  Czaiły się jak drapieżnik, który wyczekuje dobrego momentu by zaatakować swoją ofiarę.
Na dodatek sprawiało mu to wielką przyjemność. Myśl o tym, że za kilka chwil wyciągnie potrzebne informacje od kobiety a po wszystkim się jej pozbędzie jak niepotrzebnego śmiecia i dzięki temu też uniemożliwi nieznośnym dzieciakom zdobycie tego co potrzebują.
Tak, Seth Morgan jak na ducha był bardzo przebiegły, sprytny i metodyczny w swoich działaniach. Miał wrażenie, że to wszystko rozwinęło się w nim dopiero po tym jak pozbył się niepotrzebnych ludzkich cech takich jak współczucie, serdeczność, umiłowanie bliźniego.  Dążył po trupach do celu i mu się to podobało, sprawiało pewną satysfakcję i wiedział, że dzięki temu osiągnie to co chciał. A czego chciał ? Władzy. Największej pokusy, o którą wiele pokoleń walczyło. Za którą wiele ludzi umarło , za pokusę , która zniszczyła tak dużo dobrych dusz i serc. 
Jednak Seth nie chciał władzy nad ludźmi. Gardził tymi istotami, wolał swoją niematerialną powłokę, która ma o wiele większe możliwości. Ciało ludzkie według niego przeszkadzało. Dopiero po śmierci odkrył ten jakże zdumiewający fakt, który ludzie powinni sobie uświadomić już dawno temu. Gdyby ktoś wiedział, że istnieje to na pewno dostałby naukową nagrodę Nobla za tak wielkie odkrycie ale dopóki to się nie stanie musi się pogodzić z tym, że tylko duchy są tego uświadomieni.
Teraz był o wiele bardziej zadowolony niż za życia. Mógł się znaleźć gdzie tylko chciał i to w mgnieniu oka. Mógł podsłuchiwać innych dzięki czemu dowiedział się, że suka Saint uciekła ze szpitala, który jej tak starannie wybrał. Jednak słodka, mała Chayenne nie powinna tak szybko cieszyć się odzyskaną wolnością. Niedługo ją dopadnie. Załatwi tylko ta sprawę i już się nią zajmie. W końcu była ważnym kluczem w jego planie przejęcia władzy nad światem duchów. Będzie jego własnym deserem, z którym się pobawi w kotka i myszkę.
Na samą myśl na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech a oczy niebezpiecznie zabłysły. Skierował z powrotem wzrok na samotną postać siedzącą przy mahoniowym biurku. Czy już powinien zaatakować czy poczekać aż burza sprawi, że właścicielka antykwariatu całkowicie wyłączy prąd z obawy, że korki padną ? Miał wrażenie, że kobieta zdaje sobie sprawę z jego obecności nawet jeśli na razie był dla niej niewidoczny. Dzięki nawałnicy z łatwością wywołał parę wypadków, które podładowały jego baterię. Oczywiście, nie mógł zapomnieć o zbawczej roli Mirandy, z której mógł wysysać energię zawsze gdy ją odpowiednio zauroczył. Ostatnio nawet przyprowadzała do niego swoją koleżankę by jej energią również się podleczył. Uwielbiał manipulować głupimi ludźmi a jeszcze bardziej uwielbiał ich wykorzystywać do swoich niecnych planów. Przechytrzał również dzięki temu swojego zwierzchnika, który myślał, że wykonuje wszystko z umową. Zaśmiał się w duchu gdy pomyślał o minie Rose gdy zdobędzie tyle mocy by ją w końcu pokonać. Jednak musiał się śpieszyć bo za dwa tygodnie kończy mu się termin wyznaczony przez kobietę a nie chciał by coś podejrzewała.  Jeszcze dwa tygodnie. Dwa tygodnie do rozpoczęcia wielkiego rozwiązania.
Nagle zabrzmiał głośny grzmot a okno nad biurkiem kobiety się otworzyło. Gwałtowny wiatr wdarł się do pomieszczenia przewracając strony woluminu, który czytała. Zwalił również kilka książek z półki, za którą stał Seth i po chwili ucichł.  Chłopak cofnął się do tyłu wchodząc w półmrok by nie przestraszyć zbytnio kobiety, która szybko zamknęła okno. Widział jak powoli i starannie szuka strony, na której skończyła. Teraz mógł zaobserwować całą jej sylwetkę. Była niesamowicie szczupła, miał wrażenie że zobaczy zarysy wystających żeber spod czarnej bluzki, którą miała na sobie. Jej twarz była pociągła, okalana licznymi piegami, które się odznaczały na bladej skórze. 
Obserwował jak powoli podchodzi do półki, z której zostały zrzucone książki. Zrobił kilka kroków naprzód ale nagle się zatrzymał gdy zobaczył zmarszczone czoło kobiety oraz jej przenikliwy wzrok w miejscu gdzie stał. 
-Jest tu ktoś ?- spytała cicho prostując się. Odłożyła książkę  i znowu popatrzyła w to samo miejsce.
Uśmiechnął się złośliwie i wyszedł z cienia od razu się materializując do swojej postaci. Kobieta nagle krzyknęła, cofając się krok w tył. Potknęła się o jedną książkę leżącą na ziemi i upadła na ziemię.
Zaczęła się cofać będąc na podłodze jednak ciągle patrzyła zaskoczona i lekko przerażona na chłopaka. Seth tylko zaśmiał się chłodno zakładając ręce na piersiach. Zapowiada się ciekawie, pomyślał, patrząc na nią uważnie. Nie mógł się powstrzymać by nie wykrzywić kącików ust w półuśmiechu.
-Cześć Lilith – powiedział rozluźniony- Dobra wiem, że jestem dość przystojny jak na ducha ale nie musisz aż tak krzyczeć. Mam powiedzmy… dziewczynę. Właściwie niewolnicę ale podpasujmy ją pod kategorię dziewczyny.
-Seth… ?- spytała kobieta przerażonym głosem- Co ty tutaj robisz? Miałeś się przecież zawsze zapowiadać… Rose mówiła…
-Pieprzyć Rose – warknął przerywając jej w połowie zdania- Mam dość tej suki. Chce się od ciebie dowiedzieć tylko kilka rzeczy i zostawię cię w spokoju. Powiedz mi… jak to jest być człowiekiem na usługach duchów? Dobrze się czujesz z tym, że zdradzasz swoją rasę ?
-Co proszę ?- spytała, podnosząc się z ziemi- Nie rozumiem…
-Nie ? Naprawdę? Więc nie sprawdzałaś teraz nic na polecenie Rosemary czy Cohena ? Czegoś na przykład o kluczu, którym prawdopodobnie jest moja kochana suczka Chay ?- uśmiechnął się okrutnie. Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło tylko mierzyli się wzrokiem. Domyślał się, że nie będzie łatwo. Lilith była bardzo lojalna wobec pracodawców, którzy zapewniali jej jedzenie, środki do życia i zajęcie, które podobno kochała. Nie rozumiał tego. Kto chciałby siedzieć całe życie w stosie starych książek ? Bo on na pewno nie.
-Seth nie wiem o co ci chodzi.- odpowiedziała po chwili- Klucz ? Chay ? To twoja laska, nią się zajmuj a nie nękaniem mnie. Mam pracę, spieprzaj stąd.
Zmrużył niebezpiecznie oczy. Kobieta powoli zaczynała go denerwować a zwłaszcza ten rudy kolor włosów,  który przypominał mu ogień. Miał ochotę jej coś zrobić. Skrzywdzić jak najmocniej umie.
Zanim zdążył mrugnąć oczami, kobieta została rzucona o regał z książkami, który stał za nią. Powoli jak w jakiejś tandetnej komedii stare księgi, woluminy zaczęły spadać na jej głowę, ramiona oraz nogi.  
Chłopak wybuchnął śmiechem, który rozszedł się po całym antykwariacie a po chwili podszedł do kobiety i podniósł do góry jej obolałą twarz.
-Więc jak ? Powiesz ?- spytał cichym, zimnym głosem.
Lilith obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i resztkami sił, wyszarpała podbródek z jego uścisku.
-Nic nie wiem.- powiedziała ostro- A nawet jeśli to ci nie powiem. Jesteś wstrętną, zdradziecką, świn…
Nie zdążyła dokończyć zdania bo chłopak ze złości zacisnął pięści. Złapał ją za szyję, podniósł do góry i rzucił kilka metrów w bok. Kobieta uderzyła plecami w biurko. Od razu w pomieszczeniu rozległ się kolejny huk upadających przedmiotów. Lilith jęknęła gdy poczuła jak na jej plecy spada ciężki tom oraz wszystkie przybory, który znajdowały się na biurku typu długopis, ołówki, telefon stacjonarny.
-Powiedz to może cię oszczędzę!- warknął Seth podchodząc do niej powoli- Nie bądź idiotką do cholery! Chce wiedzieć tylko kilka rzeczy. Myślisz, że nie miałem swoich ludzi w szpitalu ? Wprawdzie jeden został zabity ale cel wymaga poświęceń. I tak wiem, że wy tez swoich mieliście dlatego nasuwa mi się pytanie po co ? Czemu Saint nie może zostać zabita? Dlaczego ta suka jej pomaga ? Domyślam się, że ma jakiś w tym interes ale ciągle nie mogę znaleźć odpowiedzi jaki.
Kobieta spojrzała na niego chłodno, mimo że na jej twarzy odmalowywał się ból.
-Jesteś żałosny Morgan- warknęła, wypluwając krew na podłogę- Naprawdę żałosny. Musisz zawsze wszystko załatwiać przemocą… jakbyś nie mógł się domyślić. Czego chcą twoi opiekunowie ? Tego samego co ty. Władzy.
-Ale… przecież oni mają władzę!- zawołał zdumiony-  Rządzą mną, innymi duchami!
Lilith zaśmiała się wyniośle.
-Naprawdę , nawet sobie nie zadałeś trudu by przeczytać jakiekolwiek podania, które mówią o waszym istnieniu czy chociaż legendy podawane pocztą pantoflową. Wiesz dlaczego Rosemary i Cohen są rozgoryczeni ? Dlaczego pragną władzy czy zemsty ? Może chociaż zadałeś sobie trud zastanowienia się czemu nie trafiłeś chociażby do piekła ?
Pokręcił głową czując coraz większą irytację. Czy ona go właśnie obraziła? Aż miał ochotę rzucić nią o sufit, ścianę, do basenu z wielkimi rekinami jeśli takowe istniały gdziekolwiek w Nowym Yorku.
-Czy to aż takie ważne?- warknął, zakładając ręce na piersiach.
-Jeśli chcesz się dowiedzieć czemu twoje jagniątko jest aż takie ważne to tak!
Wywrócił oczami i machnął ręką dzięki czemu kolejna książka spadła na głowę dziewczyny.
-Ups. Mały wypadek.- zaśmiał się cicho.
-Widzę, że ignorancja i przemoc nadal nad tobą bierze górę niż chęć zdobycia informacji…- powiedziała z jękiem, upadając stos sprzętów.
-Kochanie ty moje, jak cię zabije zanim mi powiesz to moi wrogowie i tak nie dostaną żadnych informacji więc żadna strata.-odparł uśmiechając się słodko a po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu- A książki jak zapewne wiesz dobrze się palą więc po tym pomieszczeniu pozostanie tylko kupka popiołów z twoim spalonym ciałem. Czyż to nie piękna wizja ?
-Nie!- syknęła, patrząc na niego wściekle- Mam wrażenie, ze już raz byłeś w piekle bo jesteś taki okrutny.
-I może jeszcze Hitler to mój dziadek?- spytał spokojnie, oglądając swoje dłonie. W końcu zwrócił swój wzrok z powrotem na dziewczynę i uśmiechnął się diabelsko.- Więc powiesz mi czy ma jeszcze poboleć ?
-Nie możesz być inteligentny i sam się domyśleć ?
-Nie, nie mogę.- odwarknął- Nie każdy odziedziczył urodę, inteligencję i spryt w jednym więc się przymknij i mów zanim ci skręcę kark. Podobno nieprzyjemne uczucie.
Lilith zacisnęła zęby oraz dłonie i tylko potrząsnęła głową.
-Zacznę od początku, dobra?- spytała szorstko a nie widząc sprzeciwów kontynuowała- Rose i Cohen…- westchnęła cicho- Właściwie to był jego pomysł, jego chęć zemsty. Nie wiem czy wiesz ale on jest demonem, którego wyrzucili z piekła bo się tam za bardzo stawiał . I teraz po prostu chce się za to zemścić, chce zdobyć moc, jeszcze większą władzę. Podporządkować pod siebie całe piekło, może niebo też… nie wiem czy jest na tyle ambitny by wywołać prawdziwą apokalipsę. Bo te udawane chyba już nie bawią ludzkości. Przepowiednie majów i tym podobne. Wracając do twojego pytania dlaczego Chay…-wzięła głębszy oddech i popatrzyła na niego- ponieważ jest ona dla nich nad wyraz cenna. Ma duże pokłady moce chociaż nie widać tego po niej. I nie martw się też ma zostać poświęcona tylko nie może być zabita przez ciebie bo wtedy plan Cohena się nie uda. Nie on dostanie moc tylko ty.
-Ale czemu akurat ona?- spytał zdziwiony. Sam nie wiedział co o tym myśleć. To wykraczało daleko poza jego pragnienia. Przejąć piekło ? Coś co nawet nie mieściło mu się w głowie, że istnieje,
-Bo was widzi.- odparła zirytowana- Nawet jeśli podświadomie się tego wypiera. Jak była mała to zaczęła rozmawiać z duchami i od tego czasu Rose ją obserwuje. Dzięki takiej intuicji czy szóstemu zmysłowi jej dusza z wiekiem stawała się coraz potężniejsza. Przecież wiesz, że czerpiecie moc z dusz ludzi, których zabijecie. Jej po prostu jest inna. Wyjątkowa. I dlatego taka bezcenna dla każdego kto chce mieć chociaż trochę więcej mocy i przybliżyć sobie znowu świat żywych lub przejąć piekło. Naprawdę dziewczyna jest pechowa.
Nie odpowiedział nic tylko zacisnął dłonie w pieści. Więc to tak, pomyślał a myśli w jego głowie wirowały jak szalone. Przede wszystkim zaczął rozumieć czemu jemu wyznaczyli najkrótszy termin, czemu podrzucali kłody pod nogi. Najpierw nie mógł jej znaleźć przez taki okres czasu a teraz jeszcze ułatwiają jej ucieczkę jak najdalej od niego. Jednak… nie, nie ma tak łatwo. Jego jagniątko musi wpaść w właśnie w jego, własne rączki. Nie odda jej nikomu. Ani Denisowi, ani tej wariatce Katherine ani tym bardziej jakiemuś Cohen’owi, którego widział raptem kilka razy.
Popatrzył z powrotem na kobietę i wykrzywił usta w okrutnym uśmiechu. Zostawić ją tu, taką ledwie poranioną z zaschnięta krwią na głowie ? Nie, to nie w jego stylu. Przecież nie jest Bogiem. Nie jest miłosierny.
Machnął ręką i dziewczyna znowu poleciała na ścianę. Słyszał jej krzyk oraz huk uderzanego ciała ale to jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Miotał nią po pomieszczeniu nie zważając na coraz głośniejsze jęki czy krzyki. Uspokajało go to, pomagało zebrać myśli. Nigdy nie myślał, że przemoc będzie dla niego czymś w rodzaju wytchnienia, że stanie się jego ukojeniem. Cóż, każdy się zmienia zwłaszcza jak zostaje duchem.
Po kilku minutach przerwał swoją zabawę a gdy zobaczył, że kobieta się nie rusza, jego usta wygięły się w podkowę. Naprawdę było mu smutno, że jego zabawka już się zużyła ale i tak czas naglił. Musiał znaleźć Chayenne i w końcu ją zabić.
Opuścił martwe ciało na podłogę. Podszedł do zniszczonego biurka i znalazł wśród stery przedmiotów zapałki. Odpalił jedną a potem rzucił na stos książek. Gdy zobaczył pierwsze płomienie oraz dym, który wydobywał się z książek to uśmiechnął się lekko. A potem zniknął mając nadzieję, że resztę załatwi rozprzestrzeniający się ogień. A w tle nadal było słychać dźwięki szalejącej burzy w stanie Nowy York.

~*~

Na drodze stanowej numer osiemdziesiąt osiadła gęsta mgła, która utrudniała widoczność kierowcom wszelakich pojazdów.  Seth Morgan nagle zmaterializował się na poboczu i zmrużył oczy z powodu irytacji, która w nim siedziała od czasu wydarzeń w antykwariacie.  Wprawdzie dowiedział się dużo, o wiele więcej niż myślał ale te informacje , które usłyszał wcale nie polepszyły mu nastroju. Wręcz przeciwnie. Miał o wiele podlejszy humor i najchętniej by kogoś zabił ale to zaraz. Jak znajdzie się w pobliżu Chay to tylko minuty ją będą dzielić od ostatniego oddechu.
Na razie jednak musiał ją znaleźć a do tego potrzebował samochodu, który kierował się w stronę Nowego Yorku. Miał nadzieję, że ona i jej pożal się Boże przyjaciele będą czekali przy szosie i łapali autostop by jak najszybciej się dostać, które miało pomóc im w odkryciu prawdy. Właśnie… miało. Bo aktualnie to miejsce spowijały płomienie oraz czarny dym unoszący się do góry. Zanim znalazł się na autostradzie jeszcze zajrzał do antykwariatu czy na pewno pożar się rozprzestrzenił. Miał szczęście. Ognia było więcej niż się spodziewał a strażacy jeszcze nie zdążyli przyjechać. Wszystkie ślady jego obecności zostały zakryte.
Przybrał postać cielesną i wyszedł bardziej w światło latarni. Spojrzał na przejeżdżające samochody na autostradzie i wystawił rękę by zatrzymać chociaż jeden pojazd.  Miał bardzo dobry plan jak zwabić dziewczynę do siebie jednak do tego potrzebował samochodu i w miarę sympatycznego kierowcy. Albo żeby chociaż tak wyglądał. Mógłby być pedofilem, gwałcicielem ale niech kurwa ma wygląd świętego Mikołaja, który muchy nie skrzywdzi.
Po kilku stania na poboczu zauważył jak czarny samochód zjeżdża na pobocze i zatrzymuje się przed nim. Na chwilę oślepiły go światła reflektorów ale gdy oczy przyzwyczaiły się do porażającego światła, zobaczył przed sobą mężczyznę, na oko mającego koło czterdziestki. Był trochę przy kości, ubrany w ciemne spodnie i koszulę w kratę.
-Gdzie jedziesz mały ?
Seth od razu poczuł, że najchętniej by w  tym momencie zabił tego gościa. Czy on wygląda na małego ? Chyba kurwa nie. Wiedział, ze szybko  pozbędzie się mężczyzny jak tylko przestanie mu być potrzebny. Właśnie za takie teksty… jednak na razie musiał się uspokoić i udawać miłego, sympatycznego nastolatka bez skłonności psychopatycznych.
-Do Nowego Yorku, proszę pana.- odpowiedział i uśmiechnął się najmilej jak tylko umiał.
Nieznajomy się tylko uśmiechnął i otworzył drzwi po stronie pasażera.
-To wsiadaj, podwiozę cię.
Seth podziękował kiwnięciem głowy i jak najprędzej wsiadł do samochodu. Ułożył się wygodnie na siedzeniu pasażera a gdy jego kierowca ruszył, patrzył przez okno na mijający krajobraz. Słyszał, że mężczyzna coś do niego mówił ale wolał się na tym nie skupiać. Teraz musiał się skupiać na czymś konkretniejszym, bardziej skomplikowanym. Z Mirandą było łatwiej bo ona mu ufała, nie broniła się ale ten facet to była obca osoba. Wątpił by dał przejąć swoje ciało tak bez walki… chyba że był wyjątkowo tępy.
Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na nieznajomego i uśmiechnął się z pogardą. Mimo wszystko miał wrażenie, że już za kilka chwil to ciało będzie jego. A wtedy… Chayenne Saint… strzeż się.

~*~

-Powiedz prawdę… jesteś dziewicą co nie ? Bo skoro do tej pory nie złapałaś tego autostopu to coś musi być z tobą nie tak. A może… wiem! Utraciłaś seksapil przez ten pobyt w psychiatryku! Chociaż nie… jak przyszłaś to już go nie miałaś.- Katherine zaśmiała się, odrzucając brązowe włosy na plecy. Oparła się plecami o tors swojego chłopaka i z powrotem spojrzała na zirytowaną blondynkę, która stała przy autostradzie.
Chayenne tylko westchnęła, starając się nie wepchnąć dziewczyny pod pierwszy lepszy samochód.
-Jak jesteś taka mądra to sama tu stań.- warknęła.
- O nie…wtedy na pewno znajdzie się jakiś psychol, który będzie chciał mnie zgwałcić. I ciebie też pewnie. Może nawet Anthon’ego. Skąd mamy wiedzieć, że psychopata nie może być gejem ?
-Kath, bądź miła się i się zamknij. Wiem, że siedzenie tutaj już trzeci dzień jest wkurzające ale daj jej robić swoje.- powiedział w końcu chłopak, kładąc dłonie na ustach dziewczyny i mocniej je przyciskając- Inaczej będę musiał tak siedzieć dopóki Chay nie złapie jakiegoś samochodu.
Blondynka tylko posłała mu uśmiech, który wyrażał wdzięczność za to co zrobił. Jej również nie podobało się to, że musieli nocować w lesie niedaleko drogi ale nie mieli innego wyjścia. Prawie żaden samochód się nie zatrzymał , mimo że trzymała tą kartkę z napisem : Nowy York już dobre dwie doby.
A teraz na dodatek cała zmokła podczas gdy jej dwójka przyjaciół siedziała sobie spokojnie pod jedną parasolką i tylko komentowali jej pracę. Nigdy nie łapała autostopa więc skąd miała wiedzieć od czego to zależy. Czy ma się rozebrać do bielizny by ktoś ją zauważył? Dobra, ten sposób mógł zadziałać ale tak zdesperowana nie była. Już wolała pójść pieszo do tego miasta niż stać przy drodze w bieliźnie jak jakaś dziwka. Co jak co ale puszczalska nigdy nie była i nie zamierzała tego zmienić. Nawet jeśli miałaby nie uprawiać seksu do końca życia.
Westchnęła, odgarniając przemoczone włosy za ucho.  Niech ktoś się zatrzyma, ktoś miły i normalny, pomyślała błagalnie i nagle jakby na jej życzenie stanął przed nimi czarny samochód, który oświetlił ją reflektorami.
-Państwo do Nowego Yorku jak rozumiem?- spytał czterdziestoletni mężczyzna, który wystawił głowę zza szyby samochodu. Po twarzy widać było, że jest lekko przy kości a gdy Chay spojrzała na rękę, którą też wystawił zauważyła fragment koszuli w kratę. Miała nadzieję, że psychopaci, gwałciciele i seryjni mordercy nie ubierają koszuli w kratę.
-Tak!- krzyknęła uradowana Katherine, podskakując do góry- Ratuje nam pan życie, już trzy dni tu siedzimy- powiedziała ze słodkim uśmiechem. Wzięła do ręki swoją torbę oraz plecak chłopaka i wsiadła z tyłu razem z rzeczami. Thony wziął torbę Chay i usiadł obok swojej dziewczyny starając się nie zauważyć tego, że blondynka mierzyła ich morderczym spojrzeniem.
Naprawdę chciała uniknąć tego, że usiądzie obok kierowcy ale skoro już ją zmusili to nie miała innego wyjścia, chyba że pojedzie na dachu. Co w sumie nie było taką złą alternatywą.
Jednak po chwili niezdecydowania i stania w jednym miejscu, usiadła z ociąganiem na miejscu pasażera. Zapięła pasy i starała się rozluźnić. Intuicja jej podpowiadała, że coś jest nie tak ale nie miała pojęcia co. Mężczyzna wydawał się być miły, nawet bardzo . Mimo wszystko czuła się zaniepokojona.
Spojrzała na jego twarz kiedy włączał się ponownie do ruchu. I miała wrażenie, że jej serce stanie gdy przez chwilę zobaczyła jego oczy. Czarne i niebezpieczne jak burzowa noc.

The Ghost (Duch)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz