ROZDZIAŁ 1 CZĘŚĆ 2

90 12 2
                                    

Wstałam późnym popołudniem. W końcu otworzyłam oczy i mogłam normalnie widzieć. Nienawidziłam odbioru krwi. Wtedy zawsze musowo chodziłam spać. Mimo, że nie chciałam, zmuszana do tego byłam utratą krwi. Wyszłam z pokoju i na końcu korytarza ujrzałam rodziców przy stole. Dyskutowali nad czymś. Musiałam się przysłuchać temu, co mówią. Ciekawiło mnie to, gdyż Ann tam nie było.

-Nie możesz... Nie zrobisz tego – mówiła szeptem mama. W jej ściszonym głosie słychać było smutek i determinację.

-Kochanie, to najlepsze wyjście. Jeśli to zrobimy, wtedy wybijemy się w szczeblu. Zdejmiemy z Clary to brzemię, a Ann będzie w końcu miała życie, na jakie zasługuje. Czy nie chciałabyś tego ? – zapytał ojciec. O czym oni mówią ? Jakie życie ? Jaki szczebel ?

-Stevan! Nie możesz! Nie zrobię jej tego... - powiedziała matka. O KIM oni mówią ? I o czym...

-Musimy. Jeśli ją tam wyślemy, będzie miała lepsze życie. Będzie miała wszystkiego pod dostatkiem – mówił ojciec, ale matka nie słuchała.

-Clara nigdzie nie pojedzie! – warknęła matka i wyszła z kuchni. Zobaczyła mnie i wzięła głęboki wdech. Ominęła i poszła prosto do sypialni. Z moich oczu zionęło zaciekawienie. Weszłam do środka i usiadłam naprzeciwko ojca.

-Tato... Usłyszałam twoją rozmowę z mamą i chciałam...

-Chciałaś się dowiedzieć, o czym mówiliśmy – dokończył. Kiwnęłam głową i patrzyłam na niego badawczo.

-No cóż, dostaliśmy propozycję. Ważną, ale dla nas wszystkich bardzo ważną. Razem z wami bylibyśmy Nobilitatus. Twoja siostra mogłaby zostać z nami, ale ty musiałabyś wyjechać do pałacu... - moje ciało przeszły ciarki. Wyjechać do pałacu ? Nigdy w życiu z własnej woli tam nie pojadę. Zresztą, dobrze mi tu. Nie chcę mieć nic wspólnego z tymi potworami. Wolę oddawać krew niż żyć z nimi pod jednym dachem!

-Nie ma mowy. Jeśli mnie sprzedacie za pozycję, możecie się pożegnać z córką – odparłam i wyszłam na zewnątrz. Gdy tylko opuściłam dom, z moich oczu poleciały pierwsze łzy. Pobiegłam w stronę lasu, gdzie zawsze miałam ciszę i spokój.

Moje łzy mieniły się w blasku zachodzącego słońca, lecz ja nadal podążałam drogą, którą znałam prawie na pamięć. Gdy znalazłam się przy bardzo dobrze znanym mi rozgałęzieniu dróg, skręciłam w prawo, by potem przejść przez powalone drzewo i dotrzeć do mojego spokojnego jeziorka. Nazwałam je Pacem, czyli spokój. Odzwierciedlało moją duszę. Podczas burzy, przez rosnące drzewa nie przedostawały się ani jedna kropla deszczu. Cieszyłam się z tych bujnych gałęzi, mimo, iż ciągle panował tu mrok. Dziś było najlepiej w moim zakątku. Mogłam się wyżalić tafli wody, która jako jedyna mnie wysłuchuje. Zawsze tylko ona była. Spokojna, gotowa na wszystko. Taka, jak powinna być przyjaciółka, której nigdy nie miałam. W sumie, o nawet nie wiem, jaka powinna być przyjaciółka. Nie znam nikogo ani nic. Nawet własnego ojca, który próbuje mnie wymienić na pozycję. Moje łzy spadały do jeziorka, robiąc ciche pluskanie. Ledwo słyszalne. Nagle usłyszałam cichy szelest. Spojrzałam prosto i nie wierzyłam własnym oczom. Przede mną, po drugiej stronie jeziora stała legenda lasu. Legenda państwa. Właśnie przez tę legendę ten las dalej rośnie. Po drugiej stronie stał jedyny na świecie Biały Jeleń. Miał lśniące futro i wielkie, srebrne poroże. Mówi się, że jego poroże jest z czystego srebra. Może to prawda, ale nie miałam okazji nigdy sprawdzić, więc nie wierzyłam w te słowa. Musiałam coś zobaczyć, dotknąć, by uwierzyć. Siedziałam wpatrzona w zwierzę, gdy to poruszyło się. Zaczęło obchodzić jezioro i powoli podchodzić do mnie. Wstałam bardzo powoli, by go nie wystraszyć. Legenda mówiła, że Custos pojawiał się ludziom, którzy mieli dobre serce, którzy nigdy nikogo nie skrzywdzili. Pojawiał się, gdy oni duchowo tego potrzebowali. Gdy potrzebowali opiekuna. Właśnie stąd wziął swoją nazwę. Opiekun osób, które duchowo potrzebowały niezbędnego wsparcia. Osób, które czuły się samotne. Właśnie tak czułam się ja. Legendy są prawdziwe. Podszedł do mnie, gdy już stałam prosto i patrzył na mnie złotymi oczami. Były takie piękne. Wpatrywałam się w nie, póki zwierzę nie zbliżyło swojego pyska do mojego ciała. Przytuliło się do mojej piersi, a ja poczułam bijące od niego ciepło. Delikatnie dotknęłam jego futra. Było takie miękkie. Nigdy w życiu nie dotknęłam nic tak przyjemnego. Spojrzałam na jego poroże. Bałam się tego dotknąć. Było takie lśniące, ale ciekawość zwyciężyła. Jednym, powolnym ruchem ręki dotknęłam rogów zwierzęcia. Były nie do opisania. Delikatnie zimne, nie sprawiały wrażenia lodowatych. Przeciwnie, chłód rogów dobrze komponował się z ciepłem futra. Mimowolnie przytuliłam zwierzę.

Właśnie w tym momencie Biały Jeleń szybko zabrał głowę i odszedł dostojnym krokiem w las. Poczułam znów doskwierającą samotność. Jednak czułam w powietrzu coś dziwnego. Jakąś dziwną aurę. Delikatnie odwróciłam głowę. Moje serce przyspieszyło, gdy ujrzałam za sobą sylwetkę człowieka. Miał może siedemnaście lat, może osiemnaście, trudno powiedzieć. Ale coś zwróciło moją uwagę. A mianowicie, mały znaczek za uchem. Wampir. No tak, przecież każdy wampir, choćby był staruszkiem, po pierwsze nie starzeje się, a po drugie, wszyscy wyglądają jak bogowie. Przełknęłam delikatnie ślinę i odsunęłam się od niego, patrząc wprost na niego, by w razie czego wiedzieć, kiedy uciec. Patrzyliśmy sobie w oczy dłuższą chwilę. Jego stalowe tęczówki wpatrywały się w moje.

-Kim jesteś ? – zapytał. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Ten tylko uśmiechnął się do mnie. Zaraz, uśmiechający się wampir ? Co tu się dzieje ? – Musisz być człowiekiem z wioski. Tylko oni noszą takie ubrania – pokazał ruchem ręki na mnie. No tak, wysoko postawieni mają inne ubrania, czystsze i bogatsze. A już tym bardziej nie chodzą do lasów.

-J-ja... Jestem Clara... - powiedziałam w końcu niepewnie. Spuściłam wzrok na ziemię. Bałam się, że zobaczy strach rosnący w moich oczach. Nie mogłam pozwolić by ktoś ujrzał moje emocje.

-Clara... Infurmatur ? – zapytał, a ja pokręciłam twierdząco głową – Ah tak, niedługo zbliżają się dwie ważne uroczystości, mam nadzieję, że będziesz na obu... - powiedział z nutą tajemniczości. Spojrzałam na niego już zaciekawiona.

-Delectu Sacrorum... Koronacja... - szepnęłam. Mi chyba najbardziej zależało, aby uniknąć tych dwóch uroczystości.

-Tak, o tym mówię. Następnym razem właśnie tam się spotkamy, piękna pani – powiedział i zniknął za drzewami.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Po tajemniczym nieznajomym pozostała jedynie pamięć. Nie dawało mi spokoju, kim mógł być nieznajomy wampir. Musiał być kimś ważnym, skoro będzie na uroczystościach. Ale kto to ? Oni są jedynie wampirami. Potworami, które nie mają uczuć, są zimne niczym lód. Z zapłakanymi oczami poszłam w stronę domu. Odwróciłam głowę raz jeszcze, by się upewnić, że nikt mnie nie obserwuje, po czym ruszyłam w drogę powrotną. Nie spieszyło mi się. Podczas zmroku było tu pięknie, ale i niebezpiecznie. Jednak ja nie zważałam na to. Przystanęłam na chwilę, by spojrzeć na rosnące w blasku księżyca kwiaty. Były to rzadkie okazy, które można spotkać podczas pełni księżyca. Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na czarne płatki Plenitudo, czyli Pełnia. Gdy zawiał wiatr, poczułam ciarki na swoim ciele. Zauważyłam, że nie wzięłam żadnego okrycia, aby było mi ciepło. Westchnęłam. Więc musiałam wrócić, by nie zachorować. Jeśli zachorowałabym na Ceremonię, zginęłabym. Nie wolno nam chorować, nawet jeśli to nie zależy od nas. Drżąc, wróciłam szybko do domu, by ogrzać się przy palenisku. 


Świat NienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz