ROZDZIAŁ 1 CZĘŚĆ 1

103 12 3
                                    

Jak zawsze wstałam wcześnie. Nigdy nie lubiłam spać. Miałam wtedy koszmary. Koszmary trwające już dziesięć lat. Zazwyczaj wystarczało mi kilka godzin snu, które strasznie się wydłużały.
Po wstaniu z twardego posłania, obmyłam twarz w misce, stojącej przy brudnym lustrze. Spojrzałam na siebie. Przez kurz, będący na lustrze, ledwo widziałam twarz. Wyobrażałam sobie, jak to będzie gdy wybiorą mnie do Armii Krajowej. Wyobrażenia snute na ten temat kończyły się tragedią. Już niedługo czas... - pomyślałam.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jasną, pogniecioną sukienkę do kostek. Nienawidziłam świata, w którym wychowywałam się od dziesięciu lat. Odkąd nasze państwo przejęły potwory, nic nie było dobrze. W radiu słychać było o morderstwach i władzach. Gdy ojciec słyszał o tym, wychodził z domu, by odetchnąć, a matka z siostrą siedziały w fotelach z kamiennymi wyrazami twarzy. Ja sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Czułam nienawiść. Nienawiść, obrzydzenie. Wszystkie negatywne emocje dały o sobie znać. Spojrzałam w swoje oczy, które teraz zionęły gniewem. Uspokoiłam się. Zaczęłam spokojniej oddychać.

Wyszłam z pokoju i ujrzałam uchylone drzwi do sypialni rodziców. Nie można nam było okazywać emocji. Obojętność wisiała w powietrzu, ale tylko, gdy wampiry przyjeżdżały na pożywienie. Zajrzałam do środka sypialni i mimowolnie uśmiechnęłam się widząc śpiących rodziców, przytulonych do siebie. Kochali się. Od czasu, gdy ojciec walczył z wampirami minęło dziesięć lat. Cały ten czas nosił na nadgarstku znak. Znak, który był jego brzemieniem. Poszłam dalej, przeszłam obok pokoju, w którym spała moja malutka siostrzyczka. Miała na szyi znak. Znak, że gdy dorośnie, będzie jednym z Deum de Morte. Jednak wampirów przemienionych zabierano do pałacu. Nie były one jednak nałożnicami Pana, ale służbą. Weszłam do kuchni i włączyłam radio, przygotowując śniadanie.

-Witam, moi drodzy Odiumci! Poranek dziś mamy cudowny! Na dworze tylko lekki wiatr i lekkie zachmurzenie, więc czas można spędzić na zewnątrz. Jednak dziś jest szczególny dzień – powiedział tajemniczym tonem spiker – dziś dzień to urodziny naszego młodego księcia! Z tej okazji mamy dla księcia prezent, ale zanim się to stanie, oddajemy głos naszemu szczególnemu gościowi.

-Dziękuję – odpowiedział delikatny głos. To książę, pomyślałam. Tylko rodzina królewska i spiker mogą odzywać się w radiu – dziś dzień, to tak jak wspomniano, dzień moich urodzin. Jednak i dzień, który przybliża mnie do koronacji. Odbędzie się ona niedługo, bo za kilka miesięcy – odpowiedział. Prychnęłam. Też mi książę od siedmiu boleści. Nawet nie potrafi zadbać o lud.

-Dziękujemy Princeps! Miło nam było gościć tak ważnego gościa z samego pałacu.

-To ja dziękuję, za możliwość wypowiedzenia się – odpowiedział. To jedynie grzeczności, które były mówione podczas każdej audycji.

-A teraz wróćmy do prezentu. Dzisiejszy prezent, to specjalna piosenka od Infarmatur! – powiedział i rozległy się brawa.

Zabrzmiała piosenka, którą, jak pamiętam, nagrywali niedawno. Nawet teledysk z nami zrobili. Przewróciłam oczami i wróciłam do dalszego robienia śniadania. Wolałam tu pracować całymi dniami, niż słuchać tych przeklętych wampirów.

Czas mijał nieubłaganie. Po zrobieniu śniadania, wyszłam na dwór. Zajmowałam się sama gospodarstwem. Nie wiem, co zrobiliby beze mnie rodzice. Wiem, że byli dumni z tego, że mimo, iż nie muszę, zajmuję się całym dorobkiem. Wyprowadzałam kury, które dostarczały nam świeżych jaj i dodatkowo mięsa, gdy potrzeba było. Jednak nieczęsto tak robiliśmy, ze względu na ich ilość. Następnie zebrałam owoce, które rosły na drzewie. Lniany kosz znalazł się zaraz po tym na ganku, w którym było dość chłodno. Obok biegały myszy, które nie przeszkadzały nam w codziennej pracy. Można powiedzieć, że były udomowione. Dostawały jeść, a my nie mieliśmy szkodników. Dzięki temu jakoś radziliśmy sobie w tym świecie.
Po powrocie do domu zastałam tam rodziców, którzy z uśmiechami jedli śniadanie. Po środku siedziała Ann. Moja mała, dziesięcioletnia siostrzyczka. Znak na jej szyi pobłyskiwał pięknie. Pomyśleć, że ten znak, to objaw jej problemów, z którymi zmagać się będzie za siedem lat.

Matka spojrzała na mnie spod ciężkich powiek. Na jej twarzy były liczne zmarszczki. Nie dziwiłam się. Dużo przeszła. Na jej twarzy widać było zmęczenie a w oczach smutek. Bała się. Jak każdy w tych czasach. Dokonywaliśmy wyborów, które później mają skutki. Dobre lub złe. Zależy od decyzji. Ojciec czytał gazetę, w której pisano o królu, koronacji. Był to temat najpopularniejszy, więc wszędzie się pojawiał. Przez ostatnie dziesięć lat, mieliśmy tylko jednego króla. Więc koronacja to najbardziej wyczekiwane wydarzenie. Wtedy wszyscy – czy to Infurmatur czy Nobilitatus muszą to zobaczyć. A my zobaczymy to, gdy zawiozą nas do miasta. To będzie mój pierwszy wypad tam. Przeczytawszy nagłówek, podrapał się po siwiejących włosach, które niegdyś były koloru czarnego. Z racji, że ojciec walczył przeciwko naszym oprawcom, teraz każdego dnia do śmierci musi jeździć do miasta i pracować dla Nobilitis. Czasem wracał znudzony, a czasem z wielkimi ranami, które potem musiałam opatrzyć.

Ann siedziała przy oknie i patrzyła na ptaki za nim. Uśmiechała się szczerze widząc, jak ptaki próbują zjeść okruchy, które im zostawiłam. Musi spędzić chwile dzieciństwa jak najlepiej. Jako człowiek. W wieku siedemnastu lat zacznie się zmieniać. Na Delecto Sacrorum wyczują, kim jest i zabiorą ją. Czasami jak o tym myślę, łzy napływają mi do oczu.

Mnie nazywają Czarnym Aniołem. We wsi nikt nie lubi mojego towarzystwa. Myślą, że przyniesie im to pecha. Niestety, przez takie słowa jestem samotniczką. Wolę wyjść na łono natury, niż rozmawiać. Ludzie mnie przerażają. Mam czarne włosy, które wcale nie poprawiają oceny o mnie. I bardzo wyraziste, niebieskie oczy, które widać z daleka. Z nich jestem bardzo zadowolona. Odziedziczyłam je po matce.

Nagle usłyszałam dźwięk syreny. Wiedziałam co to znaczy. Na twarzy rodziców ujrzałam smutek. Przymknęłam oczy. Gdy zauważyłam, że brama się otwiera, wyszłam na zewnątrz domu. Ukazał mi się dorosły mężczyzna z zarostem na twarzy i małej bliźnie koło ucha. Wpatrywałam się w ziemię, ale czułam narastający niepokój. Tak było codziennie. Od dziesięciu lat. Podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia. Jego ręka była ciepła, mimo, że nie czuł czy zimna, czy ciepła. Stałam spokojnie i czekałam.

-Witaj kochanie – powiedział swoim donośnym głosem. Nienawidziłam go. Zawsze, gdy tylko mówił cokolwiek przechodziły mnie ciarki – stęskniłem się... - powiedział i objął mnie. Zawsze w tej chwili czułam się niezręcznie. Odsunął z mojej szyi włosy i ujrzał gojące się rany. Pokręcił głową i wziął w rękę moją dłoń. Miałam szczęście. Tym razem nie będzie tak boleć.

Moją dłoń przybliżył do ust. Polizał miejsce przy żyle i zaraz poczułamukłucie. Mimowolnie jęknęłam cicho, co on i tak usłyszał. Uśmiechnął się ijeszcze mocniej wbił kły. Może jednak trochę bardziej boli. Czułam, że z corazwiększą utratą krwi moja ręka słabnie. Zaczynam jej nie odczuwać. Nawet jakbympróbowała ją zabrać, nie dałabym rady. Zamknęłam oczy i z każdą chwilą słabłam.W głowie widziałam przeróżne obrazy. Najgorsze obrazy, które odzwierciedlałytylko i wyłącznie śmierć. Gdy zakręciło mi się w głowie, prawie upadłam, leczpowstrzymała to dłoń wampira. Można powiedzieć, że wisiałam tak przez chwilę,aż mnie puścił. Z ręki powoli lała się krew. Bardzo osłabiona, nie miałam siły,by przejść lub przeczołgać się choćby metr. Leżałam na trawie i czekałam, ażsiły mi powrócą. Przez zamglone oczy widziałam jedynie oddalającą się postać.Brama zatrzasnęła się i usłyszałam charakterystyczne piknięcie. Odetchnęłam zulgą. Ktoś do mnie podbiegł.Dotknęły mnie delikatne dłonie. Usłyszałam delikatny głos, lecz nie mogłamrozróżnić słów kierowanych do mnie. Czułam jedynie, jak moja ręka trafia doczegoś zimnego, a potem zostaje owinięta w coś miękkiego. Po jej opadnięciu naziemię, zamknęłam spokojnie oczy i zasnęłam spokojnym snem. 

Świat NienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz