Rozdział 4

544 33 0
                                    

Szłam korytarzem w stronę klasy od fizyki. Jak zwykle korytarz był pełny ludzi, dlatego przepychałam się jak mogłam jednak i tak było ciężko. Postanowiłam skręcić do łazienki, poczekać do dzwonka aż korytarz opustoszeje.
Stanęłam przed lustrem. Skoro już tu jestem poprawię makijaż. Odziwo toaleta była zupełnie pusta. Tak przynajmniej myślałam. Wyciągnęłam szminkę i zaczęłam dokładnie malować usta. Gdy spojrzałam w lustro zobaczyłam odbicie dziewczyny. Siedziała w kącie, skulona z rozczochranymi włosami. Płakała. Podeszłam i uklękłam przy niej.

-Hej wszytsko dobrze?-zapytałam. Ona jednak nie odpowiadała. Dalej płakała co chwilę pociągając nosem.- Może ci pomóc? Zawołać kogoś? Boli cię coś?-dalej nie odpowiadała. Podniosłam jej głowe i odgarnęłam z czoła brązowe włosy. Wyglądała strasznie, była cała czerwona, jej oczy spuchnięte od długiego płaczu. Postanowiłam, że pójdę po moją mamę. Była psychologiem, na pewno coś poradzi. Wstałam i zaczęłam odchodzić.

-Zaczekaj!-powiedziała podnosząc głowę. Zawróciłam i podeszłam do niej.

-Co się stało? Mogę Ci pomóc?-zapytałam. Naprawdę było mi jej żal.

-O..oni.. z..zab..brali ją-powiedziała prawie szeptem.

-Kto kogo zabrał? Hej, uspokój się i opowiedz mi wszystko, postaram się Ci pomóc.

-Nie..nie wiem kt..kto to byył. Było ich siedm...sześciu. Siedzieli na koniach, mieli kapelusze i broń. Strzelili w nią... a potem już jej nie było. Nikt jej nie pamięta.. jakby nigdy jej tu nie było...

Czyli moje obawy sie sprawdziły. To byli Jeźdźcy Widmo. Powiedziała mi o tym. To mogło zmienić wszystko. Musiałam porozmawiać z resztą. Ale co zrobić z NIĄ?

-Jak masz na imie?-zapytałam przygotowując się do odejścia.

-Lucy-odpowiedziała wstając.

-Pomogę ci-odpowiedziałam- ale jeszcze nie teraz.

****

Doszłam do klasy obok której stali Malia, Scott i Stiles. Podeszłam do nich. Wiedziałam, że może być ciężko tłumacząc im to. Pewnie zaczną zasypywać mnie pytaniami, nie dadzą mi dokończyć a potem będą mówić, że nie wszystko dobrze wytłumaczyłam.
Zaczęłam tłumaczyć.

-Byłam w toalecie i spotkałam tam taką jedną Lucy. Płakała, była wręcz załamana. Kiedy zapytałam dlaczego płacze powiedziała, że ktoś zabrał jej siostrę. Pomyślałabym, że to porwanie i, że trzeba iść na policję. Ale ona powiedziała, że jej siostra jakby nigdy nie istniała, jakby wszyscy ją zapomnieli.-starałam się wytłumaczyć wszytsko tak jak Lucy powiedziała.

-Jak to nikt jej nie pamięta?-zapytała Malia- A jej rodzice? Szkolne dokumenty? Gdzieś musi być.

-To Jeźdźcy Widmo. Porywają ludzi, wymazują ich. Nikt ich nie pamięta zupełnie jakby nigdy się nie urodzili. O tym cholerstwie słyszałam raz ale nigdy się w to nie wgłębiałam.

-To jak mamy ich powstrzymać?-zapytała znowu.

-Nie wiem.-odpowiedziałam.

-Lydia pozwól na moment.-powiedział Stiles ciągnąc mnie za rękę.

Zaprowadził mnie do składziku woźnego. Wow, bardzo ciekawe miejsce na rozmowę. Stiles zawsze miał dziwne pomysły ale rozmowa o szaleńcach którzy wymazują ludzi w składziku woźnej.. no tego się nie spodziewałam.

-Lydia..-zaczął-Czy ci Jeźdźcy Widmo porywają przypadkowe osoby?

-Raczej tak. Rzadko mają upatrzony cel. Podobno zabierają tych, którzy ich widzieli.-odpowiedziałam. Stiles momentalnie pobladł.

-C-co?-zapytał jakby sparaliżowany strachem.

-Powiedziałam, że zabierają tych, którzy ich widzieli.

-Ly-Lydia..j-ja chyba ich widziałem.

I think I love him (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz