rozdział 2

646 106 18
                                    

Powoli robiło się ciemno. Zbierał się delikatny wietrzyk, a my siedzieliśmy na ziemi, na kocu, który zabrał Luke i jedliśmy to co przygotował. Nie był jakimś świetnym kucharzem, ale otoczenie rekompensowało zwykłe kanapki z serem, szynką, ogórkiem i pomidorem.

Nic się tutaj nie zmieniło od czasu kiedy byliśmy tutaj ostatnim razem. Wszystkie drzewa były w tych samych miejscach, nikt ich nie wyciął, chociaż kawałek dalej pozostały już tylko pieńki, ale one też były tu od dawna. Miejsce na ognisko nadal tu było, nawet trawa nadal nie rosła w jednym miejscu, które zostało wydeptane przez ludzi szukających tutaj spokoju. Pomijając tych ludzi byliśmy tutaj też my. W tej chwili ja na pewno nie szukałam spokoju. Siedziałam w ciszy obok blondyna próbując pozbierać swoje myśli. Myśli na swój temat, na jego temat, myśli o wszytskim i o niczym. Nadal myślałam o magazynie, o Michaelu. W takich miejscach lepiej się myśli. Może to wiart pomaga nam oczyścić umysł, albo otwarta przestrzeń ma na to jakiś wpływ? Nie wiem, ale to, że coś tutaj na pewno pomaga jest prawdą. 

Spojrzałam na chłopaka, który patrzył się przed siebie wybierając kawałki ogórka z kanapek i wkładając je do ust. Kiedy je gryzł chrupały mu w ustach co było powodem zakłucającego ciszę dźwięku. Zaśmiałam się, na co chłopak nie zareagował więc patrzyłam się dalej. Wyglądał na zamyślonego, przejętego. Wyglądał dobrze, może to zachód słońca dodawał mu uroku, a może po prostu wpasowywał się w klimat tego miejsca i tej chwili ciszy. Wiatr lekko rozwiewał jego włosy, których wcale dużo nie obciął po wyjściu z magazynu. Uznał, że wygląda dobrze i je zostawił. Ja za to moje wyrównałam i zostałam przy włosach do ramion, wszyscy uznali, że mi pasują.

Po długiej chwili Luke odwrócił głowę w moją stronę, a ja zamiast obrócił głowę po prostu lekko się uśmiechnęłam.

- Przyglądasz mi się - wziął do ust kolejny kawałek ogórka.

- Bo gryziesz ogórki, chrupiesz Luke.

- Przeszkadza ci to? - Luke uniósł brew i się uśmiechnął gryząc plasterek po raz kolejny.

- Nie - pokiwałam głową - to po prostu drażniące.

Chłopak skinął i dalej patrzył przed siebie.

- Zaprosiłeś mnie tutaj po to aby siedzieć i jeść ogórki? - podkuliłam nogi pod brodę nadal patrząc na chłopaka.

- Nie, jedynie zbieram myśli. Chciałem z tobą posiedzieć, bez kłótni, bez problemów, od tak - posiedzieć.

Luke się uśmiechnął. Najwidoczniej nie przeszkadzała mu cisza, jednak mnie zaczynała denerwować. Przeszywała otoczenie jak chłodny wiatr okalający nasze ciała. Nie miałam jednak tematu aby zacząć rozmowę i musiałam siedzieć w zamyśleniu sama ze sobą.

Nie minęło pewnie dużo czasu aż otaczającą ciszę i spokój przerwał huk. Dokładnie taki jak wtedy gdy zabiłam M.L.. Huk z broni. Ktoś strzelał i ten ktoś był blisko. Zerwałam się na nogi, a chwilę później zrobił to chłopak. Rozglądaliśmy się dookoła, ale nie było widać nikogo. Nie było bardzo ciemno, ale również nie było tak jasno jak za dnia. Ktoś mógł strzelać w lesie, który był przecież ledwie kilka kroków od miejsca w którym obecnie byliśmy.

- Luke, ty też to słyszałeś tak? To strzał, nie? Prawda? - rozglądałam się dookoła w panice. Zdecydowanie zaczynałam panikować. Od kiedy wyszliśmy z magazynu nie radzę sobie ze stresowymi sytuacjami. Z niczym sobie nie radzę.

- Amy, spokojnie - chłopak złapał mnie za ramiona abym nie kręciła się dookoła własnej osi - jesteś przewrażliwiona, w tym lesie ludzie często strzelają do zwierzyny.

- O tej porze do zwierzyny? Czy ty się słyszysz? Ktoś. Na. Nas. Poluje.

- Amanda daj spokój... A jak tak bardzo się boisz możemy wracać...

Nie odpowiedziałam, jedynie potwierdziłam skinieneim głowy na co Luke zaczął zbierać rzeczy, a następnie poszliśmy do samochodu chłopaka. Zapiełam pasy i czekałam aż chłopak zrobi to samo, a następnie odjedzie. W między czasie rozległ się kolejny strzał. Dokładnie w momencie kiedy chłopak odpalał samochód. Odjechaliśmy. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich wdechów aby się uspokoić.

- Amanda, wszytsko okej.

Nie odpowiedziałam. Policzyłam w głowie od dziesięciu do jednego, a później otworzyłam oczy. Poprosiłam chłopaka aby zabrał mnie prosto do domu. Tak też zrobił. Rozstaliśmy się bez słowa. Po prostu wysiadłam z jego samochodu i poszłam do drzwi. Musiałam odpocząć. Wiem, że nic się nie stało, ale on też powinien zrozumieć, że przez ten ostatni miesiąc moja psychika ucierpiała.

W domu była tylko Jade*. Siedziała w salonie i oglądała jakiś drętwy talk show.

- Jestem! - krzyknęłam, ściągnęłam buty i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam czystą koszulkę z komody i poszłam do łazienki. Niczego nie potrzebowałam tak bardzo jak długiego prysznica.

Nie ma lepszego uczucia niż gorąca woda, która okala twoje ciało, a wszystkiemu towarzyszy zapach ulubionego żelu do kąpieli i szamponu do włosów.

Kiedy wróciłam do pokoju siedziała tam moja siostra. Zaczeła wypytywać mnie o "randkę" gdzie ja jej tłumaczyłam, że to nie była randka. Dodałam, że było sztywno, a Luke to nie chłopak dla mnie i dziewczyna wyszła z pokoju tłumacząc, że ma jeszcze dużo do zrobienia. Chociaż było już późno... Ale Jade jest zdolna do tego aby o czwartej nad ranem szorować garnki. Była ambitniejsza niż ja i dużo bardziej pracowita.

Nie byłam zmęczona więc postanowiłam napisać do Ofie. Dziewczyna była na czacie, ale musiała iść bo wychodziła z Ashtonem, więc zostałam sama czytając mało ważne informacje z głębin internetu, aż w połowie ciekawego aktykułu o fokach przerwał mi dźwięk nowej wiadomości.

cal_hood: cześć Amy :)

amandas: hej? znamy się?

cal_hood: Calum, z zajęć grupowych :)

amandas: oh, sorka, nie skojarzyłam, co u ciebie?

cal_hood: wróciłem do domu ze spaceru, a u ciebie?

amandas: w porządku

Nigdy nikt z zajęć do mnie nie pisał, ba, nawet ze mną nie rozmawiał. Raczej każdy chciał mieć tam wsparcie, ale nie aż takie. Spotkania i ludzie nie mieli zmieniać się w przyjaciół. To co jest na zajęciach zostaję tam. Problemy, troski, zmartwienia. To coś czego chcemy się pozbyć i zostawić za sobą. Aby już o tym nie myśleć i się nie przejmować. Chcemy odnaleźć siebie. Odnaleźć coś co przez różne sytuacje gdzieś się zagubiło, zaplątało, zamazało. Odnaleźć swoje marzenia, nadzieje, swoją duszę. Swoje wnętrze, radość, spokój - wewnętrzną harmonię.

cal_hood: tak myślałem, że jak nie mamy jutro zajęć może dasz się zaprosić na kawę? chyba, ze nie lubisz kawy, to herbata też bedzie okej?

Zaśmiałam się na wiadomość chłopaka. Nie miałam nastroju nigdzie wychodzić, ale jak będę siedzieć kolejny weekend w domu Jade i mama same mnie pogonią.

amandas: w sumie to, czemu nie, tylko gdzie i o której? x

Chcemy odnaleźć coś co zostało nam odebrane.

#WAREHOUSEFF

*postacią Jade jest Phoebe Tonkin, nie ma jej w obsadzie bo nie jest ważną postacią;

ROAD (WAREHOUSE #2, hemmings x gomez)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz