8. Awenturyńska halucynacja

15 1 2
                                    

21.07.17

To czwarty dzień w szpitalu. Nie wstrzyknięto mi obcej cieczy. Lewe oko jest sprawne w 90%. Na ciele pojawiły się liczne blizny. I nie mam już halucynacji. Ani dziwnych i niekontrolowanych napadów. Melduję, że nie spędzę tu dłużej, niż tygodnia. To nie jest szpital. To zamknięte piętro szpitalne. Stworzone do testów na wynalezienie leku na.. nie wiem co. Krążą plotki, że do mojej sali przydzielono nowego pacjenta. Brzmię jakby zdawała sprawozdanie i chyba tak faktycznie jest. Jestem oczami i uszami tej sali od przeszło dwóch dni.

- Leah! - szarpnęła mnie za ramiona - Hej!
- Co jest?
- Lepiej ty mi powiedz, znowu przysnęłaś z otwartymi oczami
- ah przepraszam - za co właściwie?
- Za co? - skrzywiła się
- Znowu nie słuchałam - wzruszyłam ramionami
- Zdarza się - odparła psycholog
Tak, oddział, w którym robią eksperymenty na ludziach dba o psychiczne zdrowie pacjentów ALBO jestem wyjątkiem.

- Więc na czym skończyłyśmy?
- Zapytałam o czym myślałaś, gdy wchodziłaś na parapet
- aa - westchnęłam głośno - O niczym
- O niczym?
- Tak, kompletna pustka - złapałam kontakt wzrokowy, by być bardziej wiarygodna
- Rozumiem - zanotowała - Widziałaś twojego nowego współlokatora? - odłożyła plik kartek, by upewnić mnie, że teraz nie ma wymierzonych w nas kamer, a ona sama nie zdradzi mnie - zwykły chwyt
- Nie
- Słyszałam od pielęgniarek, że wygląda jak UPADŁY ANIOŁ - zakomunikowała podniecona na co zaśmiałam się
- Upadły? - upewniłam się co ma na myśli
- Lepszy, niż nie-upadły - mrugnęła do mnie
- Rozumiem, kiedy się wprowadzi?
- Właściwie to powinni już go przywieść - spojrzała na zegarek, a nie na mnie, jakby spodziewała się mojej reakcji
- Będzie w takim samym stanie jak ja, gdy mnie przywieźli?
- Nie do końca
- To znaczy?
- Nie wiem czy wolno mi mówić - ściszyła głos - Właściwie to muszę już iść - ponownie zwróciła uwagę na zegarek - Do zobaczenia - wstała i udała się do drzwi, jednak stanęła jak wryta w przejściu - O mój boże - wyszeptała do siebie
- Dzień dobry - widać było tylko urywek dłoni, pieprzone wertikale
- Czz-ee-śść
- Czy to jest pokój [X-09]?
- Tt-aa-k, prosszę - uciekła
- Oo hej - wmurowało mnie
A więc upadły anioł to Mike.
- Mike?
- Zamknij się, tutaj jestem Logan - przyłożył palec do warg
- Okej - zawtórowałam - Jesteś moim współlokatorem?
- Ta - rzucił torbę na łóżku i od razu zbliżył się do mojego - Miałem przyjechać po ciebie do domu, ale nikogo nie było - zatrzymał się - Twoje zniknięcie trochę skomplikowało parę spraw, zwłaszcza, że gdy pytałem to nikt nic nie wiedział
- To jak mnie znalazłeś?
- Zmieniłem taktykę - usiadł badając moje tęczówki, najpewniej
- Wiesz jak o tobie tu mówią?
- Jak?
- Upadły anioł - parsknął śmiechem - Choć muszę przyznać, że coś w tym jest - przejrzałam się bliżej - Alex wygląda jak anioł - stwierdziłam
- Wyglądasz jak ktoś kto ma dobre proporcje
- Przyznaję, to było, oryginalne.. Logan.. Logan.. nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego?
- Na przykład?
- Adonis
- Kurde, szkoda, że na to nie wpadłem
- W ogóle.. Logan.. czemu?
- Wolverine
- Co?
- Wolverine
- Co to?
- Kiedyś będziesz wiedzieć - rzucił zrezygnowany i wrócił do swojego łóżka - Dasz radę chodzić?
- Nie wiem
- Nie robią ci żadnych ćwiczeń?
- Nie, zwłaszcza, że prawie przecięłam sobie tętnice udową, brakowało parę milimetrów - gestykulowałam
- Ale żyjesz - poklepał mnie po łydce
- Fakt, to jaki jest plan? - ściszyłam głos
- Jeszcze go nie ma, nie wierzyłem, że w ogóle uda mi się tu wejść
- Nie powiesz mi jak to zrobiłeś?
- Teraz nie, póki co spędzę tu jakieś dwa trzy dni i zobaczymy co Bill powie - zgasił ekran telefonu po czym wsunął go pod materac
- Bill?
- Powiem później
- Okej, wiesz, że zabiorą ci telefon?
- Nie, jeśli wiesz gdzie go schować
- Pod materacem? - prychnęłam
- Nie
- To gdzie?
- Musisz tylko wiedzieć, że nie jestem tu pierwszy raz

*

Pora obiadowa.
Ja i Mike dostaliśmy porcję napakowaną białkiem. W ciszy zjedliśmy. Odsunęłam mój stolik i położyłam się plecami w stronę Wolverine'a.

- Możemy pogadać? - zagaił, przewróciłam się na drugi bok - Jak się tu znalazłaś? - wbiłam wzrok w materac
- Nie jestem pewna czy to co pamiętam nie było tylko halucynacją
- Co widziałaś?
Zamilkłam i zastanowiłam się. Układałam puzzle i wyrzucałam te, które były sztucznym wytworem. Niewiele pamiętam.
- Pamiętam, że wyszłam z domu - zaczęłam po dłuższej chwili - I szukałam czegoś.. albo kogoś
- Jakieś charakterystyczne punkty? - dyskretnie wyjął notatnik
- Zielone włosy, shake, restauracja, zapach świeżego chleba.. - zamknęłam oczy - Komputery, telefony, kable, głośniki - skupiłam się - Wiem! Boże wiem! - uderzyłam w materac z otwartej dłoni - Zatrzymałam się przy Bazie i rozmawiałam ze Steve'em, plakaty, plakaty, dostał plakaty o zniknięciu Victorii, rozmawialiśmy o tym, potem Rachel i zielone włosy w restauracji, shake i wtedy upadłam boże! Śledziłam własną matkę! - wrzasnęłam
- Ciszej! Mogą cię przenieść do sali w piwnicach, uwierz mi pierwsze co ci zrobią gdy tam wejdziesz to strzelą ci parę razy pasem, jak się uda to po plecach, jak nie to po mordzie
- Byłeś tam? Dostałeś? - szeptałam
- Wszyscy dostają - wbił wzrok w moje czoło i sunął, coraz to niżej, aż do górnej wargi - Nie byłem tam, po prostu znałem kogoś - położył się stawiając stopy na podłodze, ja usiadłam na łóżku, szpitalne przebranie opinało mu rozbudowane barki - Chciałem wyciągnąć tę osobę stamtąd i..
- Zobaczyłeś to z ukrycia - podniósł się
- Schowałem się za którymś z łóżek, krzyczał niewyobrażalnie głośno i skomlał, gdy zamykałem oczy brzmiał jakby zdzierali z niego skórę, miałem wtedy 15 lat, złapali go, bo w nocy zamiast spać, śmialiśmy się, miał 20 kilka lat, był moim bratem - mruczał - Dlatego, ah! Przepraszam - zamyślił się
- Za co? - zbił mnie z tropu
- Doznałaś przebłysku świadomości, a ja brzmiałem, jakbym czekał na to z innego powodu
- Wy też mieliście trywialny powód
- Fakt - wstał i podszedł do okna - Naprawdę chciałaś wyskoczyć? - odwrócił się w moją stronę
- Dość pytań, teraz moja kolej - szedł w moim kierunku
- Może jutro, jak będziemy wyjeżdżać - usiadł obok mnie
- Co?
- Wyjeżdżamy jutro rano zaraz po śniadaniu, więc jeśli chcesz coś zabrać to lepiej spakuj to teraz, bo rano nie będziemy mieli czasu
- Puszczą mnie?
- Nie do końca, widzisz, nikt nie może wiedzieć, że planujemy ucieczkę, jeśli Bill napiszę, to będziemy mieli auto, ma przyjechać, zaparkować i dać znać.. znając go pewnie rzuci czymś w szybę - pokręcił głową - Będziemy mieli 30 sekund, by wyjść stąd i wejść do auta
- 30 sekund?? - oburzyłam się
- Tak - pokiwał z dumną miną - Wyskoczysz pierwsza z tego okna - wskazał na okno - 4 metry, niżej jest weranda, bo na dole jest stołówka - Później z werandy 2 metry w dół i będzie trzeba spierdalać, auto powinno być kilka metrów od werandy, a i maks co możesz wziąć to torba, nie bierzemy żadnych walizek
- Nie mam nic oprócz torby, przecież złapali mnie na środku ulicy
- Złapali?
- Podobno zemdlałam i ktoś zadzwonił po karetkę, zdaję się, że zielone włosy
- Zielone włosy zadzwoniły po karetkę?
- No tak, czemu się dziwisz? - przymusowo przechyliłam głowę i zmarszczyłam brwi - Nie podoba mi się, że chcesz uciec, bardzo nie dobrze
- Leah!! Lekarza!! Lekarza!! Ona siętrzęsie!
- Odsuń się!! Morisson! Howland! Ramirez!.. Stop! Napad opanowany! Howland, zapisz reakcję - wyciągnął z fartucha latarkę i świecił mi nią po oczach - Dobra, wpisz, że źrenice odpuszczają po 7, hej! - klasnął mi przed oczami - Jak się nazywasz?
- Leah
- Kto wezwał pomoc?
- On - wskazałam palcem
- Wpisz Howland, kim on jest?
- Logan?
- Bingo, kto pierwszy wbiegł do sali?
- Pan
- Dobra, Curtis, zauważyłeś coś dziwnego zanim nas wezwałeś? Tuż przed napadem?
- Zdaję się, że majaczyła i chyba miała halucynację, nagła zmiana nastroju
- Zapisz Howland, Leah, pamiętasz coś zanim odpłynęłaś?
- Nie odpłynęłam
- Zamknęłaś oczy - krzyknął "Logan"
- Pamiętam wszystko - spojrzałam mu w oczy kładąc nacisk na "wszystko"
- Zapi..
- Zapisałam
- Dobra, co pamiętasz?
- Nie wiem dlaczego, ale w pewnym momencie byłam wściekła, pamiętam, że nie miałam czucia, nigdzie i opadłam na łóżko, nogi i ręce mi zdrętwiały i miałam agresywne tiki - jeden z lekarzy roześmiał się
- Tiki.. miałaś napad padaczkowy, który wywołaliśmy
- Zapisałam
- To niewiarygodne, opisałaś nam tyle objawów
- Wrócimy za godzinę - wyszli
- To było dziwne - skrzywił się

///////////////////////////

dzisiaj taki dłuższy, niż zazwyczaj ☀ dzięki za ponad 100 odczytów ♥♥♥

30 Minut [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz