9. Piromani

16 2 4
                                    

22.07.17

- Bill odpisał! - Mike uniósł ręce w górę na znak zwycięstwa

- Wiesz, że to pewnie nic nie znaczy?
- Pewnie? To jedna z dwóch najważniejszych rzeczy w tym planie: auto i czas - wymieniał unosząc kciuki - Więc to musi się udać
- Nie musi
- Musi - wyjrzał przez okno szczerząc się - Posłuchaj nie wiemy co stało się z Victorią, ani Rachel, Alex w sumie też wyjechał - uświadomił sobie, że nici z jego "rady"
- Nie pomagasz
- Ty też - prychnął - Jak będziesz współpracować z takim nastawieniem to może lepiej zostań i czekaj, aż cię wypuszczą
- Jadę z wami

*

Odłożyłam stolik śniadaniowy i postawiłam go na podłodze. Para sztućców zadzwoniła o brzeg szklanki.
Przełożyłam moją torbę przez ramię i położyłam się na zasłanym łóżku. Zostało tylko czekać na stukanie od Bill'a. Mike segregował papiery w teczkach i układał je w walizce.
- Mieliśmy nie zabierać walizek
- TY miałaś nie zabierać
- Niee, powiedziałeś MY. Nie zabieraMY walizek
- To ważne, nie ma tu ubrań i innych psujących i podatnych na zapachy rzeczy, to dokumenty
- Ahh rób co chcesz - westchnęłam
- Zrobię - pacnął w walizkę - Lepiej pomyśl jak najszybciej i najciszej możesz wyskoczyć przez okno

Nie mogę uwierzyć, że to zrobię. Bo przecież to zrobię, chyba?

- Możemy skombinować linę? - zapytałam po czym zilustrował mnie
- Masz za krótkie włosy

*

- Mrs PMS, zbieraj się - postawił walizkę na równe nogi, wreszcie po dwóch godzinach układania papierów
- To jedyne znane ci pojęcie dotyczące kobiecej fizjologii?
- Raczej psychologii
- Jasne - prychnęłam cicho - Gotowa - klepnęłam w torbę przewieszoną przez ramię, ubrana w welurowe, zielone dresy z nogawkami wepchniętymi w wysokie czarne converse'y i czarną bluzę narzuconą na szpitalną kieckę wepchniętą w te nieszczęsne (a może szczęsne, w końcu zielone) dresy
- Wyglądasz jak żart - spojrzał na welurowe ochraniacze - Łap, nie możesz rzucać się w oczy - rzucił w moją stronę parę rozciągniętych szarych dresów
- Nosiłeś je
- Spostrzegawcza jesteś - odwrócił się plecami
- Przecież pewnie grzałeś w nich swoje klejnoty
- Współczuję twojemu przyszłemu "chłopakowi" - uniósł palce w górę - Miałaś już chłopaka?
- Miałam
- Pewnie bez diamentów i dresów
- Szarych
- Albo nie byliście u siebie w domach
- Albo mieliśmy po dziesięć lat - wyrwałam na co on parsknął
- Naprawdę? - chichotał - To słodkie, to był twój wybranek, mam rację?
- Gdyby był nim on to nie siedziałabym tu teraz z tobą - wyznałam na co on zmienił swój wyraz twarzy na bardziej nostalgiczny - Gdyby był nim on to pływalibyśmy naszym prywatnym statkiem wycieczkowym i wyrzucali zbyt ładne pokojówki za burtę i płacili milion funtów tej, która pierwsza wspięłaby się z powrotem, a potem znów wrzucilibyśmy ją do wody i oglądali jak nawzajem walczą o przeżycie w przemoczonych fartuszkach
- Okrutne
- Racja, ale nie martw się, gdy już go spotkam to nie zapomnę o tobie - wybrnęłam
- Szkoda, że nim nie jestem - wypatrywał przez okno

*

*Stuk*

- Szybko łap za torbę i stań tu - zaprowadził mnie przed okno - Od teraz twoim zadaniem jest patrolowanie okolicy - złapał za walizkę
- Chwila! A ja?
- Zaraz przyjdę, muszę coś zrobić - wybiegł
- Cholerny dupek - prychnęłam

*10 min później*

- Ej ty! - głos brzmiał z zewnątrz, stanęłam w oknie
- Nie otwieraj mu! - wbiegł zdyszany Mike
- Gdzie byłeś? I gdzie walizka?
- Nie otwieraj! Wsypał nas, musimy spieprzać - zlizgał się z kąta w kąt łapiąc pojedyncze rzeczy
- A auto?
- Cały czas był w szpitalu, przyjechał tu z tobą
- Co teraz? - jęknełam zrezygnowana
- Wyjdziemy oknem, ale po drugiej stronie wariatkowa - złapał mnie za rękę i wybiegł szczerząc się
- Wilkinson mówiła, że wszyscy będą na zebraniu
- Kłamała, w pokojach są kamery, jak mogłem na to nie wpaść? - puścił moją rękę - Tutaj! Wchodź
- Co to za miejsce?
- Pewnie kącik na miotły i ręczniki, zapal światło
- Nic nie widzę, masz latarkę?
- Nie zabrałem, myślałem, że plan się powiedzie
- Ja też
- Mam zapałki
- Chcesz to rozpalić tutaj?
- Czemu nie? Na chwilę - machał pudełkiem
- Na pewno w schowku na miotły mają czujniki dymu
- Masz rację, zabierz to - ujął moją dłoń i włożył w nią papierowe pudełko z zapałkami - Będą mnie kusić
- Dobrze - schowałam je do małej kieszonki mojej podręcznej torby, Mike klepnął w ścianę chcąc się oprzeć
- Przełącznik światła, wiesz co mam pomysł - rozglądnęłam się po oświetlonym pomieszczeniu - Zrobisz pożar
- Dlaczego?
- Odwrócimy uwagę lekarzy - zdejmowałam ręczniki z regałów - Potrzebujemy rozpuszczalnika
- Tu jest - wyjął butelkę
- Wezmę ręczniki, polej je
- Nie tutaj, nie wiemy ile jeszcze tu będziemy
- Sprawdzę - wyjrzałam przez lekko uchylone drzwi - Weszli do naszego pokoju, polej ręczniki, a ja rzucę je przed salą, ty rzucisz w nie zapaloną zapałką i spieprzamy, jak zobaczysz kogoś powtarzamy
- Trzymaj - wcisnął mi ręcznik
- Gotowy?
- Gotowy - zapalił - Kurwa mać!
- Co?
- Ręczniki się zapaliły
- Idziemy - złapałam za jego rękę i wyciągnęłam okrążając "palenisko" - Gdzie teraz?
- Jesteśmy na głównym korytarzu, a nikogo nie ma
- Dziwne
- Dziwne - potwierdził wypuszczając powietrze - Chodź tutaj - zaciągnął mnie do jednej sal - Chyba nikogo tu nie ma, sprawdź czy coś się przyda, zabiorę prześcieradła, podpalimy je, oddaj zapałki - rzuciłam pudełko w jego stronę
- Bądź ostrożny

Zabraliśmy latarki z "gabinetu" pielęgniarek i podłożyliśmy ogień w każdej z sal.

- Nie mogę uwierzyć, że tak szybko nam pójdzie

Biegliśmy.

- Otwieraj, wezmę koce z sali obok i podłoże ogień
- Zamknięte - szarpnęłam za klamkę
- Żartujesz - wrócił
- Nie
- To koniec - dym docierał z każdego zakątka piętra, moglibyśmy ciąć mgłę łyżkami

Mike usiadł i oparł się o drzwi.
- Jesteśmy uwięzieni, nie mamy nawet czym zbić okno, bo tu nie ma żadnych rzeczy oprócz tych pieprzonych koc- czekaj tu! Zaraz będę
- Nie zostawiaj mnie tu, uduszę się - kaszlnęłam
- Chodź, musimy biec do naszej sali
- Ale oni tam są
- W dymie nic nie widać, jest ciemno, jeśli chcemy żyć to musimy spiąć dupy i wyjść w ciągu kilku minut albo oboje padniemy i obedrą nas ze skóry
- Mike
- Zostaniemy zapamiętani jako jedne z
królików doświadczalnych, królików, które spaliły własną klatkę - złapał za swoje kruczoczarne włosy po czym wstał i wbiegł w zadymioną przestrzeń

30 Minut [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz