Rozdział 7

140 7 0
                                    

Rano obudziłem się bardzo wcześnie. Musiałem przecież wyrzucić Pansy z pokoju, a to może zająć nawet godzinę. Z jednej strony cieszę się, że w końcu się trochę wyżyłem, a z drugiej żałuje, że musiała być to Pansy.

Kiedy już wziąłem prysznic i się ubrałem spodnie przyszedł czas na wyrzucenie dziewczyny. Podszedłem szybko do łóżka i chwyciłem Parkinson za ramię, a potem mocno potrząsnąłem. Dziewczyna ani drgnęła, spróbowałem więc jeszcze raz ale mocniej i to znacznie. I wtedy w końcu się obudziła.

- Co do ... ?! - wrzasnęła i prawie spadła z łóżka.

- Czas wstawać, sio - powiedziałem ostro i bez uczuć - no już sio - dziewczyna wyglądała jakby nie zamierzała wyjść z tego pokoju już nigdy.

- Ale kotku, może jeszcze jedna runda ? - odezwała się i zamrugała uwodzicielsko.

Podszedłem do niej powoli, a ona uśmiechnęła się szeroko. Kiedy byłem już wystarczająco blisko wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem do drzwi. Jednak gdy je otworzyłem zamurowało mnie. Stała tam Sonia z równie zszokowaną miną co ja, a pomiędzy nami Parkinson ubrana jedynie w koronkową bieliznę. Sonia spoglądała to na mnie to na Pansy, która jak widać była zadowolona z przebiegu wydarzeń. Wypchnąłem Parkinson za drzwi i kiedy chciałem coś powiedzieć Sonie sobie poszła.

- Sonia !!! - krzyknąłem, lecz ta nawet się nie odwróciła - Sonia, to nie tak jak myślisz !! - lecz nic. Nie odwróciła się ani nic nie powiedziała, po prostu sobie poszła.

***

Przez kolejne dni nie widziałem Soni ani na lekcjach ani na posiłkach. Zdziwiło mnie jej zachowanie. Nikt nie wiedział gdzie jest, co się z nią dzieje. Dlatego całą czwórką zamierzamy po kolacji udać się do Dumbledora. Mieliśmy nadzieję że dowiemy się coś od niego, w końcu on tu jest dyrektorem i powinien wiedzieć o wszystkim.

Kiedy byliśmy już blisko wejścia do gabinetu usłyszeliśmy rozmowę Dumbledora z Hagridem.

- Panie psorze... przyszedłem powiedzieć psorowi, że że stajni zniknął jeden z mugolskich koni.

- Jak to zniknął? Nie mógł się tak po prostu rozpłynąć w powietrzu.

- Kiedy rano tam byłem je nakarmić dokładnie je policzyłem i zamknąłem. A przed chwilą brama była otwarta i brakowało jednego.

- Aha. Rozumiem ..

- Podejrzewam psorze że mógłby to być jakiś uczeń.

- Rozumiem .. A jakiego dokładnie podejrzewasz Hagridzie?

- Żadnego .. Nie wiem kto by to mógł zrobić.

- Dobrze Hagridzie, zastanowię się i jutro się tym zajmę. Teraz możesz wrócić do siebie.

Usłyszeliśmy ciężkie kroki olbrzyma i po chwili drzwi do gabinetu się otworzyły.

- Na brodę Merlina.. co wy tu robicie ?

- Przyszliśmy do dyrektora - powiedziała Hermiona z szerokim uśmiechem.

Olbrzym tylko kiwnął głową i ruszył przed siebie, a my zakupiliśmy do drzwi i weszliśmy dyskretnie do pomieszczenia. W środku było strasznie dużo mebli, książek, zwojów i obrazów. Profesor siedział za biurkiem i pisał coś na pergaminie.

- Czego byście chcieli moi drodzy?

- Chcielibyśmy zapytać się o Sonie. Nie ma jej w szkole od paru dni i nikt nie wie gdzie ona jest. - odezwał się Harry.

Dumbledore spojrzał na nich z lekkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

- A czemu się tak interesujące tą ślizgonką ?

- Strasznie się o nią martwimy. - wyrzuciłem to z siebie jak najszybciej.

Dyrektor przybrał jeszcze bardziej zdziwiony wyraz twarzy, wstał zza biurka i podszedł do nas. Spkjrzał na mnie.. centralnie na mnie, jakby zorientował się o co mi chodzi. Przez to wszystko nie przeprosiłem jej jeszcze. Nie dała mi nic powiedzieć tylko uciekła. Martwię się że to wszystko przeze mnie.

- Nie martwcie się jest z rodziną. Jej ojciec napisał do mnie list. - uśmiechnął się i spojrzał na zegar stojący niedaleko nas - no już późno .. zmykajcie to dormitorii.

Pożegnaliśmy się ze staruszkiem i wyszliśmy stamtąd.

***

Po nie całych 10 min. byłem już w swoim dormitorium. I na moim łóżku zobaczyłem kogoś, kogo bym się nie spodziewał.

- Sonia ?!

- Witaj Draconie ... - powiedziała że stoickim spokojem. - Ponoć mnie szukałeś.. oto jestem.

Pamiętnik ślizgonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz