XXIII.

642 37 8
                                    

Zasnęłam ze zmęczenia około ósmej rano kiedy byłam pewna, że wszystkie moje narządy wewnętrzne są na swoim miejscu. Obudził mnie dopiero cudowny zapach naleśników z Nutellą. Podniosłam powieki, a nade mną stał Kagekao z kieliszkiem wina w dłoni.

-Zrobiłem śniadanie. Już nigdy więcej nerek.

Podniosłam się, a obok mnie na stoliku nocnym stał talerz z jeszcze ciepłymi plackami. Obok był kubek z zieloną herbatą i cytryną. Skąd on wie co lubię jeść?

-Mhm, chyba częściej muszę podjadać smakołyki Jack'a. Dawno nie jadłam tak pysznego śniadania, tym bardziej śniadania, którego sama nie musiałam sobie zrobić.

Po kilku minutach talerz był pusty, a na moich ustach gościł uśmiech. Spojrzałam na maskę Kagekao, a wewnątrz poczułam jakiś dziwny rodzaj smutku. To, że ukrywał przede mną swoją twarz było zarówno irytujące i smutne. Chciałam wiedzieć jak wygląda chłopak, któremu byłam gotowa oddać się w całości.

-Dziękuję. Jesteś cudowny.

-Wiem.

-Ta skromność.

Zaśmiałam się i schowałam do łazienki. Musiałam doprowadzić się do względnego porządku. Jak zwykle założyłam na siebie coś czarnego i umyłam zęby. Nie dbałam zbyt o swoją urodę. Nikt mnie tego nie nauczył, a mnie nie ciągnęło do bycia jedną z tych "popularnych". Do tego w wieku dwudziestu lat byłam już martwa pięć razy. Nie każdemu się to zdarza.

-Gotowe!

Wyskoczyłam z łazienki i popędziłam na zewnątrz. Musiałam się przejść na świeżym powietrzu. Zbyt wiele czasu spędzam zamknięta w rezydencji.

-A na mnie nie poczekasz?

Z domu wyszedł mój osobisty kucharz. Znałam go od niedawna, a był dla mnie ważny. Nie chciałam jednak się od niego uzależnić. To by zniszczyło nie tylko mnie, ale i jego.

***

-Nie sądzisz, że powinni posadzić tutaj więcej drzew?

-Sądząc po tym ile osób w dzisiejszych czasach posiada alergię, nie byłby to dobry pomysł.

-Masz rację.

Rozsiadłam się wygodniej i spojrzałam na Williama. Znaliśmy się już ponad dwa miesiące, a ja mu dalej nic o sobie nie powiedziałam. Żył w słodkiej niewiedzy myśląc, że wie o mnie wszystko. Był taki nieświadomy, niewinny. To chyba właśnie mnie tak w nim pociągało. Czy był dla mnie tym samym, czym ja dla Jasona kiedyś?

- Jak na początek listopada jest strasznie zimno.- głos chłopaka wyrwał mnie z moich rozmyśleń.

-Tak, racja. Chociaż szczerze mówiąc zawsze wolałam zimę. Lato doprowadza mnie do depresji. Brzydzę się półnagimi ludźmi. Te wszystkie kolorowe ubrania doprowadzają mnie do bólu głowy, a słońce wywołuje u mnie wymioty.

Will zaczął się śmiać, a ja dźgnęłam go palcem w bok.

-A to za co? Nie sądziłem, że można być aż tak pesymistycznie nastawionym na prawie każdy aspekt życia.

- Pesymizm to sposób na życie. Musisz kiedyś zacząć myśleć tak jak ja, a dopiero wtedy dostrzeżesz, jak bardzo świat potrafi być kolorowy.

-Zabrzmiało to intrygująco. Chcę usłyszeć więcej.

Nachylił się w moją stronę i posłał mi ten swój uwodzicielski uśmiech. Robił to tak pięknie.

-Za tydzień jedziemy na koncert. Czeka nas dwieście kilometrów jazdy samochodem. Wtedy ci wszystko wytłumaczę.

-Nie mogę się doczekać.

-Ja też.

***

Leniwy niedzielny poranek. Wszyscy leżą w salonie myśląc tylko o tym co by zjedli i kogo zmuszą do tego aby to ugotował. W rezydencji byli wszyscy którzy mieszkają w niej na stałe. Nawet Ben po około miesiącu wrócił. Oczywiście jak przystało na dobrze wychowaną młodą damę, przeprosiłam go i zaprosiłam na pojednawczą rundkę w pokera. Jak się spodziewałam, wygrałam, za to elf musiał wykraść nagie fotki Offa z jego komputera. Po dłuższym zastanowieniu to nie był dobry pomysł. Współczuję wszystkim dziewczynom, które przed śmiercią musiały przeżyć ten koszmar.

-Nad czym tak dumasz?

-Wiesz Tim, zastanawiam się czy dziewczyny które dobrowolnie poszły do łóżka z Offem były głupie, czy głupie?

-Głupie.

-Też tak myślę.

-Wiecie, że wasza rozmowa była bezsensowna?

-Nie wtrącaj się Helen. Chyba, że chcesz stracić zapasy swojej krwi.

-Ostre słowa jak na wypranego z jakichkolwiek uczuć mordercę.

W tamtym momencie wiedziałam, że Helen przesadził z tym stwierdzeniem. Tim wpadł w szał. Wstał i z butelką po winie, (Kagekao jest niezłym bałaganiarzem), skoczył w stronę chłopaka. Tamten natomiast chwycił nóż, który leżał pod łóżkiem. Czy w tym domu jest miejsce, gdzie nie leży żadna potencjalna broń?

Chłopcy mieli już doskoczyć do swoich gardeł, kiedy wstałam z kolan Kagekao i w jednej chwili wisieli nad ziemią, zaplątani w moje sznurki.

-Puszczaj mnie!

Tim szarpał się i próbował uwolnić, raniąc się przy tym  dłonie. Helen po prostu wisiał, jakby czekając aż moje nici głębiej wejdą w jego ciało. Czułam jak wewnętrzny smutek chłopaka wręcz krzyczy, abym go uwolniłam. Moje włosy zmieniły kolor, a ja zaczęłam odpływać. Słyszałam krzyki chłopaków, którzy próbowali uwolnić Helena. On nie krzyczał, nie szarpał się, był tak spokojny, delikatny. Chciałam uwolnić go od całego bólu, jakiego doświadczył przez te wszystkie lata. Nagle, poczułam mocne szarpnięci. Upadłam na ziemię. Moje sznurki cofnęły się do mnie, a ja próbowałam złapać oddech. Jak przez mgłę widziałam leżącego na ziemi Helena. Resztkami sił do niego podbiegłam. Chłopak nie oddychał, z jego nadgarstków ciekła krew. Wokół niego zebrali się wszyscy domownicy. Było głośno i duszno. Nikt nie wiedział co zrobić. Wtedy poczułam ogromny ból głowy, a przed nami zmaterializował się Slenderman. Podniósł chłopaka i zabrał go ze sobą. Położyłam się na brudnej podłodze. Jedyne czego wtedy pragnęłam to zniknięcie w powierzchni Ziemi.

I Fear No EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz