XXVIII.

541 34 9
                                    

-Weronika? Co tu się stało?

W drzwiach stał zszokowany Brian. Czy on nigdy nie widział trupa i krwi? Spojrzałam na niego z znudzeniem i wzruszyłam beznamiętnie ramionami.

-Zdenerwowała mnie więc poniosła karę.

-Jason cię zabije.

Spanikowany chłopak podbiegł do truchła. Chyba chciał ją uratować. Śmieszne. Z tego co wiem tylko Slender potrafi przywrócić do życia i Jonathan, ale to inny przypadek. A poza tym, po co ten patyczak miałby ją wskrzeszać? Ona była jedynie nieistotnym pionkiem na naszej planszy. Jej śmierć nadeszła by prędzej czy później.

-Nie pozwól życiu rozdzielać to co śmierć złączyła. Zostaw ją. Jej już nikt nie pomoże. *

-Kurwa mać. Czy ty wiesz co zrobiłaś?

-Pozbyłam się szkodnika.

-Ona była zabawką Jasona... wiesz przecież co się dzieje z tymi, którzy zniszczyli jego rzecz.

-On wyrządził mi tak dużą krzywdę, że nie jest w stanie zniszczyć mnie jeszcze bardziej.

-Co ty pierdolisz? On cię kurwa rozszarpie! Zrób coś, rusz się! Nie siedź tak!

-Uspokój się. Twoje krzyki nawet trupa by obudziły.

Zaśmiałam się z własnego żartu, a Brian zaczął chodzić w kółko po pokoju. Jak on to wszystko przeżywał. Czy tylko mnie całkowicie nie ruszyła jej śmierć i ewentualna reakcja Jasona?

-Gdzie jest Bella? Mam dla niej mały prezent.

O wilku mowa. Do salonu wszedł uśmiechnięty i wyraźnie zadowolony z siebie czerwonowłosy. Ah, czekałam na to!

-Bella jest chwilowo nieosiągalna.

Zaśmiałam się jeszcze głośniej niż ostatnim razem. Jason odwrócił się w stronę schodów i zobaczył swoją laleczkę. W tym momencie idealnie pasowała do jego włosów. Chłopak uklęknął obok niej i delikatnie wziął w swoje ramiona jej martwe ciało. Romantyczne.

-Kto to zrobił?

Brian momentalnie zatrzymał się, usiadł na krześle, a następnie schował twarz w dłoniach. Głos Jasona był nienaturalny. Nie tyle chłodny, co nadzwyczaj spokojny.

-Chciała mnie zabić. Nie udało jej się więc ja zabiłam ją. Jest mniej wytrzymała niż myślałam.

Wszystko działo się w ułamku sekundy. Włosy chłopaka stały się białe, a zieleń jego oczu rozświetliła cały pokój. Z delikatnych dłoni nie zostało nic. Czarne szpony wbiły się w martwe ciało i przeszyły je na wylot.

-Pozwól mi siebie naprawić. Ostatni raz.

Po tych słowach Jasona rzucił się na mnie. Brian spadł z krzesła i poleciał pod jedną z ścian, a ja z wściekłym demonem upadłam na ziemię. Chwycił mnie za gardło i próbował udusić. Zabawne. Moje włosy stały się srebrne, a z dłoni wydostały się sznurki które zabrały szpony chłopaka z mojej szyi. Podniosłam się do pozycji stojącej, a w tym czasie on odsunął się na bezpieczną odległość. Ruszył na mnie ponownie. Za pomocą sznurków podniosłam krzesło, które z głuchym trzaskiem roztrzaskało się na głowie mojego byłego. Jego to kompletnie nie ruszyło i dalej biegł na mnie. Oczami wyobraźni widziałam jak rozrywa mnie na strzępy, jednak wtedy jakaś niewidzialna siłą odepchnęła mnie na bok. Niewidzialna siła? Nie. To byłam ja. Prawdziwa ja.

-Kurwa przestańcie!

Na szczycie schodów stał przerażony Toby. Całkowicie go zignorowałam i odwróciłam się w stronę Jasona. Staliśmy naprzeciwko siebie. W tym samym momencie rzuciliśmy się w swoją stronę. Ponownie skończyliśmy na brudnej podłodze, wśród szczątek połamanych mebli. Jednak tym razem Jason obrał sobie inny cel. Moje serce. Czułam jak jego szponiasta dłoń powoli rozrywa moją skórę i zagłębia się coraz bardziej w moje wnętrze. Nie mogłam być mu dłużna. Naparłam swoją dłonią na jego klatkę piersiową. Gnijące mięso było miękkie, dzięki czemu już po chwili poczuła między swoimi palcami, delikatnie bijący organ. Mój narząd był natomiast ściskany przez czarne szpony. Czułam się taka krucha. Już miałam pociągnąć dłoń, kiedy poczułam luz w klatce piersiowej, a ja sama podniosłam się kilka centymetrów nad ziemię. Przede mną wisiał Jason. Oplatała go czarna macka.

DOSYĆ.

Usłyszałam w swojej głowie ten okropny głos. Jak ja go nienawidziłam. Pragnęłam go zagłuszyć, jednak on wypełnił ją w całości.

-Puść mnie! Kurwa puść!

Zaczęłam się wydzierać z całych sił. Te macki były tak okropne. Raniły moją skórę. Czułam jak ciepła krew zaczyna spływać po moim ciele.

USPOKÓJ SIĘ.

Jedynym sposobem na wydostanie się z tego więzienia, było zachowanie spokoju. W głowie zaczęłam nucić swoją ulubioną piosenkę, a już kilka sekund później stałam na ziemi. Przede mną znajdował się "normalny" Jason.

W tym domu nie może dochodzić do kłótni. Jeszcze jedna taka sytuacja, a żaden z was nie będzie miało tu prawa wstępu.

-Rozumiem. Miłego dnia.

Jason ukłonił się nisko i wyszedł z salonu. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Coś tutaj nie grało. Po takiej stracie nie byłby w stanie tak szybko zrezygnować z zemsty.

Zrozumiałaś?

Pokiwałam twierdząco głową i spojrzałam za jego plecy. One zniknęły. Czułam się bezpiecznie, ale mimo to jego obecność sprawiała, że nadal byłam przygotowana na obronę.

Masz tu posprzątać i pozbyć się ciała.

Po tych słowach przeniósł się w tylko sobie znane miejsce. Przez moją sprzeczkę z Jasonem, reszta domowników opuściła swoje pokoje i wyszli na schody. Każdy na twarzy miał wypisane zdziwienie.

-Możecie się rozejść. Nic się nie stało.

Odwróciłam się do nich plecami i sięgnęłam dłonią do swojej klatki piersiowej. Rana była głęboka i strasznie krwawiła. Zregeneruje się dopiero za kilka dni. Nie wiem dlaczego, ale poczułam chęć dotknięcia swojego serca. Delikatnie wsadziłam do dziury palce i chwile po tym czułam pod nimi zimny, pulsujący kawałek mięśnia. Ono jeszcze nie skamieniało. Niesamowite.

***

*To cytat z wiersza Percy'ego Shelley. Mimo to usłyszałam go po raz pierwszy w serialu Dom Grozy, który swoją drogą serdecznie polecam.

I Fear No EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz