XXXII.

512 32 4
                                    

Przez moje zamknięte powieki przedzierały się letnie promieniem słońca. Wtedy zrozumiałam, że jednak nie umarłam, a to wszystko nie było tylko snem. Swoją drogą śmierć była przyjemna. Czułam ogromny ból, ale wiedziała, że za chwilę stanie się coś dobrego. Kiedy człowiek żyje, może odczuwać ból cały czas, ale nigdy nie wie czy na końcu czeka na niego coś lepszego.

-Hej Weronika! Wstawaj.

Po swojej lewej stronie usłyszałam głos mojego brata. Tim. Tak bardzo za nim tęskniłam. Wiedziałam, że żyje. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać.

-Wiedziałam, że żyjesz. Wiedziałam. Minęły dwa lata. Tak bardzo za tobą tęskniłam. Tak bardzo...

Kompletnie się rozkleiłam. Po chwili do pokoju wszedł Brian. Na niego także się rzuciłam. Moi braci jednak żyli! Jeżeli Bóg istnieje, to tylko dzięki niemu ich odzyskałam.

-Kompletni debile. Dlaczego mnie zostawiliście?

Oni jedynie patrzyli ze zdziwieniem na swoje koszulki poplamione krwią. Czyli to nie sen. Naprawdę jestem potworem. Odsunęłam się od nich i z niedowierzaniem pokręciłam głową.

-Weronika? Wszystko w porządku?

-Tak. To tylko maleńki defekt. Ex potrafi pozostawić po sobie nie tylko opryszczkę.

Cicho się zaśmiałam i usiadłam na łóżku. Próbowałam ukryć przed nimi to co naprawdę się stało. Sama nadal tego do końca nie byłam w stanie zrozumieć.

-Jason cię tutaj przyprowadził. Powiedział, że znalazł cię w rowie uciekającą z torbą. Dlaczego?

W tamtym momencie poczułam obrzydzenie do czerwonowłosego. Był tak okropny, tak nieczuły, podły, kłamliwy i cyniczny.

-To wszystko kłamstwo.

-Opowiesz jak było naprawdę?

-Na serio chcecie to usłyszeć? To proszę bardzo!- wstałam z łóżka i zaczęłam przechadzać się po pokoju, energicznie gestykulując.- A więc zacznijmy od początku. Byłam sobie niegdyś dziewczyna, która żyła szczęśliwie z dwójką braci i matką alkoholiczką. Pewnego dnia jej bracia postanowili uciec, a ona została sama. Matka ciągle piła i w pewnym momencie zabrakło jej pieniędzy. Nie uwierzycie co zrobiła! Otóż postanowiła zacząć sprzedawać ciało swojej córki aby zarobić na wódkę! Dziewczyna zaczęła uciekać z domu, dzięki czemu poznała chłopaka o cudownych miodowych oczach. Opuściła matkę i zamieszkała u niego. Po kilku tygodniach musiała wrócić do domu po resztę swoich rzeczy. Wtedy w przypływie złości zamordowała matkę, a sama ukryła się w sklepie u chłopaka. Następnie poznała jego przyjaciół i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mały szczególik. Jej chłopak był mordercą! Dziewczyna kiedy się o tym dowiedziała uciekła, ale on ją znalazł i wyrwał serce, bo tak. Potem za pomocą swojego przyjaciela ożywił ją i zamienił w potwora. Znowu wyrwał jej serce i obudziła się tu. Oh i zapomniałabym o albinoskim patyczaku, który praktycznie od dnia waszego zaginięcia mnie dręczył!

Wszystko co przez te lata dusiłam w sobie, nareszcie mogłam im wykrzyczeć. Zobaczyłam przerażenie w ich oczach. Unosiłam się kilka centymetrów nad ziemią, a włosy zmieniły kolor na srebrny.

-Weronika... ja tak bardzo przepraszam.

To był głos Tima. Podszedł do mnie i ściągnął mnie na ziemię. Mocno przytulił i zaczął płakać. Mój ogromny, niezniszczalny brat płakał jak mała dziewczynka. Mocniej odwzajemniłam jego gest i otarłam łzy z jego twarzy.

-Ale ej, nie rozklejaj mi się. Teraz to wy opowiedzcie jak to było z wami.

Usiadłam na łóżku, przede mną stał Brian, a obok położył się Tim. Moja złość zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Czułam się okropnie. Nie wiedziałam gdzie jestem, a do tego kim przez ten czas stali się moi bracia. Co oni tutaj właściwie robili?

-To długa historia. W skrócie powiem, że ten biały patyczak to Operator. On dowodzi tym domem i jest naszym szefem. Zabijamy dla niego...

Chłopak mówił dalej, ale mi urwał się film. Zabijamy? Nie. To niemożliwe. Oni by nie mogli. Nie, nie, nie. Zaczęłam w kółko powtarzać to słowo. Czułam jak z twarzy odpływa mi krew, a moje całe ciało zaczyna drżeć.

-... i właśnie w taki sposób się tu znaleźliśmy.

-Czy ty użyłeś słowa "zabijamy"?

-Tak. To nasza praca. Jesteśmy mordercami. Wszyscy w tym domu to mordercy.

Te słowa uderzyły we mnie jak piorun. Mordercy. Byłam w domy pełnym morderców. Jednak nie zrobili mi żadnej krzywdy. Czyżbym była od teraz jednym z nich?

-Mówisz, że tutaj inni. Kogo masz na myśli?

-No to po kolei: Ja czyli Masky, Brian czyli Hoodie, nasz współpracownik Ticci Toby. Jesteśmy proxy Slendera. Potem inni, którzy pracują na własną rękę.

-Kto taki?

-Hmmm, Eyeless Jack, Jeff the Killer, Nathan the Nobody, Bloody Painter, Ben Drowned, Sally, Dark Link, Lost Silver, Laughing Jack, Candy Pop, The Puppeteer, Dr. Smiley, The Doll Maker i bracia Slendiego też nas czasem odwiedzają. Off, Splendor i Trender. To chyba wszyscy, o kimś zapomniałem?

-Jeszcze Nick Vanill.

-Dzięki Brian. No właśnie, jeszcze Nick.

-Te ksywk sobie sami nadawali? dość tandetne.-Wybuchnęliśmy śmiechem, jednak dalej nie potrafiłam do siebie dojść. Moi bracia mordercami. Wiedziałam, że nie zrobią mi krzywdy, ale co z innymi?- Candy'ego, Jacka i Puppeta znam, często odwiedzali sklep Jasona. Swoją drogą, dlaczego oprócz Sally, dobrze zapamiętałam? tu tylko sami chłopcy?

-Kobiety omijają to miejsce. Może i lepiej.

-Czy to ostrzeżenie dla mnie?

-Nie. Witaj w domu siostrzyczko!

I Fear No EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz