XVII.

571 38 0
                                    

-Jason?- zapukałam delikatnie do drzwi jego sypialni.

-Wejdź.

Zrobiłam krok naprzód. Pokój nic się nie zmienił. Był taki sam jak go zapamiętałam. Różnił się tylko jednym. W łóżku obok niego leżała dziewczyna, którą przywlókł tu aż z Francji. Kiedy mnie zobaczyła schowała się w ramionach chłopaka. Dalej się mnie bała. Śmieszna istota.

 -Czego chcesz?

-Dziękuję za ubrania. Myślałam, że wszystkie moje rzeczy odwiozłeś do rezydencji.

-Musiały się gdzieś zaplątać. A teraz przejdź do sedna.

Przyjmowanie chłodu od innych przychodziło mi z łatwością. Kiedy doświadczałam tego od niego, czułam jakby w moje serce były wbijane miliony maleńkich okruchów lodu. Ale musiałam być twarda. O mnie nie trzeba się martwić, zawsze dam sobie radę.

-Jest już grubo po północy. Zrobiłam się śpiąca. Masz może klucze do piwnicy? Położyłabym się tam.

- W pracowni mam niedokończoną zabawkę.- wiedziałam, że jest to odpowiedź równoznaczna z sprzeciwem. Czyli zostają mi schody.- Ale nie martw się, nie będziesz spać na podłodze. Połóż się tu.- ruchem ręki wskazał mi kanapę znajdująca się po prawej stronie łóżka.

- Nie trzeba. Dam sobie radę.- uśmiechnęłam się i już wychodziłam kiedy ponownie się odezwał.

- Kładź się. Nam nie przeszkadzasz, prawda Bello?

-Nie, nie przeszkadzasz.- odpowiedziała słabo dziewczyna.

-Jej odmówisz?- w jego oczach zobaczyłam zielony przebłysk, a na twarzy kpiący uśmieszek.

Ostrożnie położyłam się na kanapie, plecami do Jasona i Belli. Czy to nie śmieszne? Niczym Piękna i Bestia.

Minuty mijały, a ja powoli odpływałam, wtedy usłyszałam coś, co było chyba najgorszym zakończeniem dzisiejszego dnia. Oni perfidnie się pieprzyli za moimi plecami! Dziewczyna cicho pojękiwała, a Jason szeptał do jej ucha sprośne komplementy. Myślałam, że zaraz wyskoczę przez okno i na nogach dojdę do rezydencji. Czas płynął, a z tego co słyszałam, nie zamierzali szybko skończyć tego cyrku. Przede mną długa noc.

***

Była prawie szósta nad ranem. Para zakochanych zakończyła swój miłosny rytuał około czwartej, po czym jak gdyby nigdy nic poszli spać. Nie zmrużyłam oka od ponad czterdziestu godzin. Byłam wrakiem.

Kiedy zegar na stoliku Jasona zapikał, zerwałam się z kanapy i najszybciej jak potrafiłam zeszłam do sklepu. Ubrałam swoje na wpół mokre trampki i kiedy miałam już wychodzić, usłyszałam za sobą głos chłopaka.

- I jak się spało? Mam nadzieję, że cię nie obudziliśmy.- mówił to z tym swoim pięknym uśmiechem na twarzy.

- Nie- odwzajemniłam gest.- Jeżeli się nie obrazisz to już wyjdę. Jeżeli nic się nie zmieniło to za piętnaście minut mam autobus, a potem spacerkiem do domu. Dziękuję za przenocowanie. Miłego dnia.

Zakończyłam naszą rozmowę najszybciej jak potrafiłam i wyszłam z sklepu. Za plecami usłyszałam jego śmiech. Dlaczego on mi to robi?

***

Od rezydencji dzieliło mnie niecałe pięćset metrów. W myślach miałam najgorsze scenariusze tego, co mogła się wydarzyć pod moją nieobecność. Jeszcze czterysta metrów. Trzysta metrów. Dwie...

-Crystal? To ty?

Usłyszałam za sobą męski głos. Od razu go poznałam, dzięki czemu  wiedziałam jak zareagować i nie wybuchnąć histerycznym płaczem.

-Tak Nathan, to ja.

Odwróciłam się w stronę chłopaka. Całe jego ubranie i twarz pokrywała krew. Na prawym ramieniu miał dość duże nacięcie. Krew powoli się z niego sączyła, plamiąc okoliczne krzaki.

-Zrobiłem to dla ciebie, już zawsze będziesz bezpieczna.- podchodził do mnie z uśmiechem na twarzy i obłędem w oczach. Jego głos stawał się coraz bardziej niski i zaczynał się załamywać.- Już nikt cię nie skrzywdzi.

-Wiem, przecież tobie ufam Nathan. Chodź ze mną do domu. Teraz ja pomogę tobie.

-Nie możesz mi pomagać! Musisz być czysta! Czysta!

Kiedy Nathan znajduje się w takim stanie, wystarczy jedno nieodpowiednie słowo aby wyprowadzić go z równowagi. Od kiedy zmarła jego siostra chłopak często popadał w nagłe ataki. Potrafił zamordować od kilku do kilkunastu osób, po czym wracał do rezydencji szukając jej i zapewniając, że jest bezpieczna. W takich chwila należało położyć go spać, a następnego dnia wszystko wracało do normy. Jednak jako idiotka musiałam powiedzieć o dwa słowa za dużo. Jedyne co mi zostało to ucieczka do rezydencji i zamknięcie go w pokoju.

-Nathan...

-Zamilcz! Miałaś być czysta! Miałem cię chronić! Musiałaś wszystko popsuć!

W jednej sekundzie chłopak zaczął mnie gonić z zakrwawioną rurą w jednej z dłoni i nożem w drugiej. Wiedziałam, że jeżeli nie chcę mocno nią oberwać muszę biec tak szybko, ile mam sił w nogach i jeszcze trochę. Na szczęście po kilku sekundach widziałam już drzwi rezydencji, a chwilę później opierałam się o nie plecami. 

-Otwórz to! Rozumiesz? Otwórz! Muszę cię chronić! Muszę!

Musiałam reagować szybko. Otworzyłam drzwi i pozwoliłam chłopakowi wpaść do środka. Z zawrotną prędkością wbiegłam na górę do pokoju Nathana. Był on dużo większy i przytulniejszy niż mój. Ale czy ja przypadkiem nie wpadłam w pułapkę? Kurwa.

Chwilę później, Nathan także dotarł do swojego pokoju. Stałam nie wiedząc co zrobić. Oczywiście mogłam użyć swoich sznurków, ale wtedy zrozumiałby, że nie jestem jego siostrą, a to mogło źle na niego wpłynąć. Już miałam pogodzić się z swoim losem, kiedy na głowie chłopaka rozbiła się pusta butelka od wina, a on upadł bezwładnie na ziemię i zemdlał.

-Jesteś nudny.

I Fear No EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz