XVI.

592 38 22
                                    

Stałam w środku burzy. Czułam, że odrobinę mocniejszy powiew wiatru zwali mnie z nóg. W zaledwie pięć minut byłam cała przemoczona. Na Slendermanie deszcz nie robił żadnego wrażenia. Był całkowicie suchy, a pomimo jego wysokiego wzrostu, nie drgnął ani razu przez wiejący wiatr. Czy on był niezniszczalny?

- Możesz się pośpieszyć? Nie jestem tak odporna na pogodę jak ty.- pomimo, iż używałam całej mocy swoich strun głosowych, sama ledwo się słyszałam.

Wróciłaś pomimo, zaklinałaś się, że nigdy więcej nie przekroczysz granic mojego domu.

-Ludzie często zmieniają zdanie, a ja nie jestem wyjątkiem. Jeżeli chcesz mogę zniknąć. Chociaż z tego co pamiętam wolisz, gdy podobni mi są pod twoją ciągłą obserwacją.- trafiłam w czuły punkt, o ile on je posiadał. Jeden do dwóch.

Zawsze dla ciebie było miejsce w rezydencji. Dobrze o tym wiesz.

-Tak. Zrozumiałam to wtedy, kiedy prawie umarłam z wykrwawienia.- Dwa do zera.

Mogłaś jednak mnie uprzedzić. Nie wypada kogoś odwiedzać bez zapowiedzi.

-Sytuacja tego wymagała. Policja na karku nie jest zbyt przyjemną opcją.

Kim jest ten chłopak?

-Nie powinno cię to interesować.

Jeżeli będzie wiedział za dużo... zabiję go.

Dwa jeden. Przeżyłam chwilowy zawał. On nie był istotą skłonną do żartów. Dla niego najważniejsza była ochrona rezydencji i jej lokatorów. Pozbywał się wszystkiego, co mogło zagrozić ich bezpieczeństwu.

-Nie będziesz miał ku temu powodu. Nie wie o niczym.

Ja to ocenię.

Widziałam jak powoli znika. Musiałam coś zrobić. Muszę chronić Willa. On nie może przeżyć tego samego koszmaru co ja. A dobrze wiem, że Slenderman będzie potrafił do tego doprowadzić.

-Stój!- krzyknęłam z całej siły, zdzierając sobie przy tym doszczętnie gardło.- Nie rób mu krzywdy! Zostaw go! On naprawdę nic nie wiem. Nawet nie wie jak się naprawdę nazywam! Jest tylko moim znajomym! Minie tydzień, a zapomni o moim istnieniu!- czułam jak gardło płonęło mi żywym ogniem.- Proszę...- dodałam już ciszej. Dwa do dwóch.

Jeżeli zbliży się do rezydencji bliżej niż na dziesięć kilometrów to go zabiję. Jeżeli dowie się o naszym istnieniu zginiesz i ty, i on. Jeżeli wezwie policję, a ta nas znajdzie... nawet nie wiesz do czego jestem zdolny.

-Dobrze, rozumiem! Tylko go zostaw. Zapomnij o nim.- Dwa do trzech.

Zależy ci na nim?

- Nie zasługuje na takie piekło, jakie ja przeżyłam.

To co przeżyłaś nie jest nawet w jednej drugiej tak złe, jak to co spotkało twoich braci.

-Jak możesz...- poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Dwa do czterech.

Wracaj do rezydencji. Tim zaczyna panikować.

Zniknął. Zostałam sama w środku lasu, pośród szalejącej burzy. Rezydencja była ponad dwadzieścia kilometrów dalej. Nie dam rady tam dojść. Jedyne co przyszło mi na myśl, to sklep Jasona.

***

Życie lubi sobie z nas żartować. Znowu padał deszcz. Znowu stałam przed jego sklepem, przemoczona do suchej nitki. Ponownie byłam po spotkaniu z Slenderem i ponownie potrzebowałam jego pomocy.

-Halo?! Jest ktoś w środku? Tak jakby potrzebuje pomocy!- cisza.- No kurwa Jason! Wiem, że tam jesteś! Otwórz mi te cholerne drzwi! Proszę!

Nagle zobaczyłam niewielki przebłysk światła.

-Kto tam jest?

- To ja, Weronika. Możesz mnie wpuścić?

- Po co?

- Potrzebuję schronienia. Przynajmniej do rana. Proszę.- usłyszałam cichutki dźwięk przekręcanego klucza i już sekundę później stałam w ciepłym i suchym sklepie.

-Co ci się stało?

- Długa historia. Masz może jakiś ręcznik?

- Idź do łazienki się wykąpać. Dam tobie jakieś suche ubrania na przebranie. Tylko zrób to szybko, bo zalejesz mi cały sklep.- było widać po nim, że go wkurzyłam.

-Dziękuję, nie wiesz jak bardzo ratujesz mi życie.- zaśmiałam się i aby go jeszcze dobić, podbiegłam do niego i uścisnęłam.

-Naprawdę musiałaś to robić? Przez ciebie jestem cały mokry i śmierdzę!

- Wybacz, musiałam!

Krzyknęłam z uśmiechem na twarzy, wspinając się po schodach z zawrotną prędkością. Widząc wściekłego, ale gdzieś w głębi rozbawionego Jasona, przypomniały mi się czasy kiedy jeszcze byliśmy blisko. Uwielbialiśmy wzajemnie się drażnić. Przechodząc obok pokoju mężczyzny, usłyszałam cichy, damski głos.

-Jason, kto to?

Postanowiłam go kompletnie zignorować. Dałam o sobie jednak znać, weszłam do łazienki głośno trzaskając drzwiami. Ściągnęłam mokre ubrania, rozwiesiłam je na kaloryferze i odkręciłam ciepłą wodę. Dopiero pod prysznicem poczułam jak bardzo słaba jestem. Skuliłam się w rogu i zaczęłam płakać. Ostatnio robiłam to zbyt często, jednak nie mogłam tego powstrzymać. Z jednej strony przytłaczała mnie kłótnia z Kagekao. Od ponad tygodnia omijamy się bez słowa. Do tego dochodziły słowa Slendermana. Jaka ja byłam głupia myśląc, że uda mi się zapewnić bezpieczeństwo Willowi. A najgorsze spotkało mnie w tym sklepie. Zdałam sobie sprawę, że straciłam Jasona bezpowrotnie. Ta dziewczyna była teraz jego "laleczką". Zawsze miałam nadzieję, że może uda nam się ponownie porozumieć. Byłam tak cholernie głupia. Przez tyle lat wmawiano mi, że stara miłość nie rdzewieje. Ale jego miłość nie tylko zardzewiała, ona rozpadła się w pył. Ile bym oddała, żeby powrócić do czasów kiedy budziłam się rano obok niego, niczego nieświadoma... Chciałam być na miejscu tej dziewczyny i ponownie poczuć jego ciepło. Chciałam czuć jego dłonie na moim ciele. Dłonie, w których trzymał moje jeszcze bijące serce...

I Fear No EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz