Rozdział IV

381 34 3
                                    

Poradnik, czego nie robić u humorzastego bożka

   Budzę się w pięknej komnacie już czwartą noc z rzędu. Bożek dotrzymał słowa i mieszkam teraz w prawdziwych luksusach. Pokój jest duży, przestronny, na środku stoi stół z dwoma krzesłami, przy ścianie wielka szafa z przeróżnymi strojami, a naprzeciwko niej łoże. Wszystko to oświetla blask słońca, zza okien, które zajmują prawie całą ścianę. Mieszkam w naprawdę pięknej klatce. Gdybym miała taki pokój na ziemi pewnie skakałabym z radości, ale jak się cieszyć gdy straciło się rodzinę, marzenia i wolność? Wzdycham ciężko i postanawiam o tym nie myśleć.

   Wstaję z łóżka i zakładam swoje ziemskie rzeczy, poprzedniego wieczora je wyprałam, aby nie musieć paradować w Asgardzkich sukniach. Nie, kiedy dostałam je od bożka. Postanawiam jednak użyczyć od niego pelerynę z kapturem, mimo że jest tu ciepło to nie mogę się ogrzać. Kiedy jestem w łazience by przemyć twarz słyszę, że drzwi od mojej komnaty się zamykają. To była pewnie Idris przynieść mi śniadanie. Szkoda, że nie zamieniłam z nią kilku słów jak to ma miejsce od kilku dni. Służba w Asgardzie traktuje mnie bardzo przyjaźnie i są zaskakująco otwarci, choć zdarza się, że dla niektórych jestem jak niewidzialna.

   Po godzinie robienia niczego zaczynam się strasznie nudzić. Od kilku dni praktycznie nic nie robię poza myśleniem, które, jak na mój gust, zbyt często prowadzi do rozczulania się nad sobą. Postanawiam zwiedzić zamek. W zasadzie nie dostałam wyraźnego polecenia, aby nie wychodzić z komnaty, ewentualnie małą sugestię. Nie widziałam bożka od naszej rozmowy pierwszego dnia, a z opowieści słyszałam, że najczęściej siedzi w sali tronowej, albo swojej komnacie. Przy odrobinie szczęścia nawet się nie dowie o mojej małej eskapadzie.

   Otwieram lekko drzwi od pokoju i sprawdzam czy nikt nie stoi na korytarzu. Serce wali mi młotem jakby zaraz miało wybuchnąć. Wyślizguję się z komnaty i idę korytarzem najciszej jak to tylko możliwe. Przechodzę przez kilka korytarzy tylko raz natrafiając na służbę, ale chowam się przed nimi za gigantyczną kolumną. W ogóle wszystko w Asgardzie wydaje się większe, mimo że średnia wzrostu tutaj jest może z 10 cm większa niż na Ziemi.

   Gdy tak idę zauważam wąski korytarz. Gdyby nie zirytował mnie zbyt mocny blask słońca i nie odwróciłabym głowy pewnie bym nawet go nie zauważyła. Tajemniczy korytarz w Asgardzkim pałacu? To nie może się dobrze skończyć, ale i tak postanawiam pomyszkować. Co bożek może mi zrobić? Porwać mnie? Zabić? Jak Ziemianie się dowiedzą, że umarłam to bożek straci swojego asa.

   Rozglądam się ostatni raz dookoła i wchodzę w korytarz. Co dziwne, prowadzi on tylko do jednych drzwi. Pociągam za klamkę nie myśląc, że się otworzą , one jednak nie stawiają oporu. Wchodzę do środka. Oczekiwałam czegoś niezwykłego, magicznego,a to po prostu zwykła sypialnia, za to z widokiem na piękny ogród. To on przyciąga moją uwagę. W życiu nie widziałam czegoś tak pięknego, rośliny, których nawet nie potrafię nazwać sprawiają wrażenie jakby rosły naturalnie, ale jest tu jakaś harmonia. Żałuję, że nie mam aparatu, albo chociaż telefonu, zapchałabym kartę pamięci zdjęciami tego niesamowitego miejsca. Pierwszy raz odkąd trafiłam do Asgardu uśmiecham się, co po chwili zamienia się w śmiech. Matko jak tu pięknie! Czemu zatem nie jest to reprezentacyjna część zamku tylko prowadzi tutaj wąski korytarz? Pomyślałabym, że to komnata bożka, ale w sypialni wyraźnie czuć było kobiecą rękę.

   Nieco w głębi ogrodu dostrzegam niewielkie podwyższenie, na której są... Róże? Tak to na pewno róże, tylko co one robią w Asgardzie? Podchodzę do nich i cieszę się znajomym widokiem. Od zawsze to były moje ulubione kwiaty. Zastanawiam się czy ktoś by zauważył gdyby jedna zniknęła...

    -Co ty tutaj robisz!- podskakuje na krzyk bożka, moja krew zamienia się w lód. -Mówiłem ci żebyś nie pałętała się po pałacu!- podchodzi do mnie co raz bliżej a ja się wycofuję, potykając się. -Jak śmiesz profanować to miejsce nędzna midgardko! -jego głos staje się coraz głośniejszy, a on się do mnie niebezpiecznie zbliża. -Wiesz co mogłaś zrobić! Wiesz! Zniszczyć wszystko!- nie czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Moje nogi reagują szybciej niż mój mózg i już po chwili pędzę ile sił w nogach w głąb lasu, który jest obok ogrodu. Nie wiem czy tak oddalam się od bożka, czy to buzująca krew zagłusza jego głos. Biegnę tak szybko, i tak długo jak jeszcze nigdy w życiu. Zatrzymuję się dopiero gdy mam pewność, że mnie nie goni. Może nie robił tego dlatego, że nie chciał zabić mnie w przypływie emocji.

   Dociera do mnie beznadzieja sytuacji. Jestem sama, w lesie, w Asgardzie. Wolę nawet nie myśleć co czeka mnie po powrocie do pałacu. Chociaż w zasadzie po co mam wracać? Do bożka bestii? By spać w wygodnym łóżku? Wydaje mi się, że na wolności mam większą szansę znaleźć sposób, na powrót do domu. W najgorszym wypadku przeżyję swoje życie w jakiejś wiosce, nie bojąc się, że Thor postanowi odzyskać tron, a ja poniosę za to śmierć.

   Po długim marszu zaczyna się robić ciemno, a ja jestem głodna jak wilk. Wszystkie cienie zaczynają przypominać mi potwory. Słońce powoli zachodzi gdy słyszę za sobą jakieś kroki. To na pewno nie człowiek. Odwracam się bardzo powoli, a na widok, który ukazuje się moim oczom serce mi zamiera. Zostaję otoczona przez bandę wilków. Wilków, którym wielkością blisko do niedużego niedźwiedzia.

Beauty and the LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz