Rozdział II

474 41 2
                                    

Katastrofalne skutki wychodzenia z domu

   Zamiast dźwięku budzika mogłoby mnie obudzić uderzenie młotem, a i tak na jedno by wyszło. Czuję się jakbym miała kaca. Mimo wszystko zwlekam się z łóżka i przyglądam się w lustrze, które wisi na szafie w sypialni. Wyglądam na siedem nieszczęść, moje ciemnobrązowe włosy do ramion przypominają gniazdo, a zielone oczy, są tak podkrążone, że wyglądam jakby ktoś mnie pobił. Do tego za szeroki nos (twarz zresztą też) i irytująca dziurka w brodzie. Królową piękności to ja nie jestem, dlatego zamiast występować, wolę być za kamerą. Wzdycham i kieruję się do łazienki. Jest siódma rano, więc się nie spieszę. Wiem, że spokojnie bym się ze wszystkim wyrobiła wstając pół godziny później, ale zawsze i tak daję sobie więcej czasu. Po godzinie jestem już wymyta, wypachniona i wymalowana, a mój nastrój się diametralnie poprawia. Zdążyłam się nawet wypakować, ale i tak 90% rzeczy będę musiała później wyprasować, bo pogniotły się w walizkach. Wyglądam przez okno w salonie, zajmuje prawie całą ścianę, więc jest tu dużo światła. Dopiero teraz naprawdę przyglądam się miastu, w którym będę mieszkać przez rok. Widzę ludzi na ulicach, każdy ma osobną historię. Kobieta z wózkiem wydaje się smutna, koleś w garniturze pewnie śpieszy się na ważne spotkanie, mija go zakochana para. Nagle nachodzi mnie ochota zagrać coś na pianinie. Uznaję, że nie ma lepszej piosenki, w tej metropolii, niż New York, New York Franka Sinatry. Znam tę melodię na pamięć, nauczyłam się jej jeszcze w Polsce, gdy tylko dowiedziałam się o swojej wygranej. To niesamowite jak współpraca z innymi uczelniami może otworzyć drzwi do rozwoju. Wiem, że może być ciężko bo to mój drugi rok studiów, będę musiała pisać sprawozdania do Szkoły Filmowej w Łodzi i kontaktować się z New York Film Academy, a do tego dochodzi film, w którym mam pomagać... Moje rozmyślania przerywa mi dzwonek do drzwi. Jest równo 8:30, więc domyślam się kto stoi za drzwiami. Jakie jest więc moje zdziwienie gdy je otwieram i ukazuje mi się Damien Chazelle. Otwieram usta po czym je zamykam. Wyglądam pewnie jak ryba wyciągnięta z wody. Brawo za pierwsze wrażenie Melodio.

-Proszę wejść- dukam i otwieram szeroko drzwi.

-Ty pewnie jesteś Melody?- kiwam głową. -Nazywam się Damien Chazelle, możesz mi mówić Damien, chcę żebyś wiedziała, że nie byłem zbyt zadowolony z tego, że cię mnie przysłali, ale wisiałem przysługę akademii. Tak się składa, że pod drzwiami słyszałem jak grasz i przyznam, że dopiero wczoraj przeczytałem scenariusz, który napisałaś, więc może nie będzie źle. Ba, stałem się nawet pozytywnie nastawiony, więc proszę cię, nie zawiedź mnie. Zaraz zabieram cię na plan, ale najpierw udzielimy krótkiego wywiadu. Nie odzywaj się nie pytana, nie patrz w kamerę tylko na dziennikarkę i się uśmiechaj. A teraz ubieraj buty, bo wychodzimy, będę czekał przy windzie- i już go nie ma.

    Stoję jak osłupiała. Wywiad? Ze mną? Zostałem zmuszony, żeby z tobą pracować? I jak ja po usłyszeniu takich słów mam się uśmiechać do kamery? Powinnam zwinąć się w kłębek na kanapie i płakać, a nie uśmiechać się do dziennikarki. Mimo wszystko zmuszam, aby moje kąciki ust powędrowały w górę, wkładam komórkę i klucze do kiszeni spódnicy (niech będzie błogosławiony ten, kto je wymyślił), zakładam buty i wychodzę.

    W windzie nie zamieniam z Damienem choćby słowa, a gdy tylko przekraczamy próg budynku oślepia mnie blask fleszy. Zewsząd słyszę pytania o nowy film, o czym będzie, jak doszło do współpracy studentki i cenionego reżysera itp. Jak przez ścianę słyszę, jak Chazelle mówi:

-Od razu się ucieszyłem, że będę pracował z kimś tak utalentowanym jak Melody.

    Jak on może? No tak, przecież to przemysł filmowy. Nie ważne jakbym chciała, żeby liczyła się tylko sztuka, to i tak najważniejszy jest showbiznes. Mam ochotę zdjąć uśmiech z twarzy, ale wolę się nie narażać

-Musisz być bardzo podekscytowana pracą z tak wybitną osobistością, prawda Melody?

    Dopiero po chwili dociera do mnie, że pytanie skierowane jest w moją stronę. Już otwieram usta do odpowiedzi, gdy rozlega się jakby trzask, a tuż obok reporterki, zadającej pytanie, pojawia się postać w czarno- zielonym stroju, oraz hełmie ze złotymi rogami. Rozpoznaję w nim zbrodniarza, który zaatakował jakiś czas temu Nowy Jork. Loki.

   Cholera, trzeba było słuchać się mamy.

Beauty and the LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz