Rozdział szósty

144 6 1
                                    

Po obiedzie, który swoją drogą smakował wszystkim, oprócz mojej matki, postanawiam wybrać się do firmy. W sumie to wszystko byłoby lepsze od siedzenia tutaj z nimi! Proponuję więc Rose, by pojechała ze mną i obejrzała, gdzie produkuję pieniądze, na co ona ochoczo kiwa głową.

- To my wrócimy do hotelu.- informuje mnie moja matka, a mnie zalewa ulga. Nie będą tu spać! Ciężar spadł mi z serca!

- Dobrze, później możemy umówić się na wycieczkę krajoznawczą. Pokarzę Wam co nieco.- mówię to z grzeczności, lecz zostaję zbyta . Jak powiedzieli, tak zrobili. Zabrali walizki, ubrali się i bez słowa wyszli. Zerkam na Rose i widzę błądzący na jej ustach uśmieszek.

- Pszenno-buraczani- mówię głośno, a moja siostra zaczyna się śmiać.

- Chodź, pokarzę ci gdzie będziesz spać. W sumie matka miała tam nocować, ale z drugiej strony cieszę się, że wybrała hotel- mówię, wchodząc do pokoju gościnnego.

Moje mieszkanie nie jest duże. Wiem, że stać mnie na więcej, jednak cenię sobie przytulność. Nie chcę jakiejś willi, bo czułabym się w niej po prostu samotnie. W mieszkaniu mam duży salon, połączony wyspą kuchenną ze stolikami barowymi z kuchnią. Jest też moja sypialnia z przejściem do garderoby. Mam swoją łazienkę, a druga znajduje się drzwi na lewo od gościnnego. Jest tutaj również moje biuro, gdzie spędzam najwięcej czasu z ładnym widokiem na Nowy Jork. To pierwsze mieszkanie jakie sama kupiłam, wcześniej mieszkałam z rodzicami. Jestem dumna z tego, co mam. Może w przyszłości pomyślę nad czymś większym, jednak na razie w zupełności mi to odpowiada.

Pokój gościnny urządzony jest w dosyć stonowanych barwach. Przeważają tu kolory pastelowe. Jasne meble i duże okno z białymi zasłonami sprawiają, że pomieszczenie wydaje się większe i jaśniejsze, niż jest w rzeczywistości. Nie ma dołączonej łazienki, jest ona obok, jak już Wam wcześniej mówiłam.

- Ale tu ładnie! Tak świeżo, chociaż jakiś plakacik by się przydał.- Rose żyje w świecie w którym pastelowe kolory, to już przeżytek.

- Możesz zostawić tu walizkę. Za piętnaście minut będziemy wyjeżdżać, tylko się przebiorę- informuję ją. Już mam wychodzić, kiedy słyszę jeszcze:

- Przecież dobrze wyglądasz.- To mówiąc rzuca się na łóżko z telefonem w dłoni.

- Może po domu, albo na wyjście po sklepach, ale do pracy, gdzie wszyscy mogą mnie zobaczyć, nie mogę pójść w dżinsach i rozwleczonym swetrze.- wyjaśniam i krytycznym wzrokiem lustruję jej strój- ty też mogłabyś się przebrać- komentuję.

- Ja tam mam gdzieś, co ludzie o mnie myślą. Chyba, że robię ci wiochę, to mogę się przebrać, ale ostrzegam, że w mojej walizce nie ma zbyt wielu eleganckich ciuchów.- jej ton jest znudzony, a ona sama pochłonięta jest snapchatem.

- Nie musisz być elegancka, strój ma wyrażać ciebie, ale możesz prezentować się lepiej- przekonuję ją.- Chodź, pokarzę ci- to mówiąc ciągnę ją za rękę i już po chwili jesteśmy w garderobie.

- Lubię ciężki styl, więc chyba raczej w twoich delikatnych ciuszkach i lakierowanych szpileczkach nic nie przypadnie mi do gustu- w jej głosie słyszę pogardę. To się jeszcze okaże.

Nie słuchając jej sprzeciwów zabieram się za przegląd ubrań. Nie chodzi o to, ze się jej wstydzę, jednak jako kobieta powinna mieć trochę gustu i smaku w wyborze ubrań. Musi wiedzieć, że życie nie kończy się na dżinsach i bluzach!

Kilka przymiarek i kwadransów później, Rosalie i ja dochodzimy w końcu do jakiegoś kompromisu.Wychodzi z garderoby ubrana w czarną sukienkę do połowy uda z delikatną falbanką, odkrytymi ramionami i subtelnym dekoltem, na tym ma swoją przydużą katanę dżinsową. Nie wcisnęła sobie szpilek, dlatego na nogach ma czerwone vansy. Włosy upięła w niechlujnego koka, a makijaż ograniczył się do podkładu i tuszu do rzęs. Na szyi ma chocker z pojedynczym kryształkiem. Wygląda niesamowicie, wciąż jednak jest sobą.

- No nieźle- komentuje i obraca się kilka razy przed lustrem, jakby nie mogła uwierzyć w to, jak wygląda.

Ja za to postawiłam na czerwoną, ołówkową spódnicę za kolano, jasnoniebieską koszulę z kołnierzykiem, a na to czarną marynarkę. Do tego tylko granatowe szpilki i torebka. Gotowe!

-Teraz możemy iść- oznajmiam. Chwytam kluczyki, telefon, Rose natomiast Iphona wkłada do kieszeni katany. Wychodzimy.

Już po kwadransie spędzonym w samochodzie jesteśmy na miejscu. Światła są pozapalane, pracownicy są w środku. Po drodze mijam recepcjonistkę i przedstawiam jej Rose. Potem jedziemy do mojego gabinetu. Oprowadzam ją po moim piętrze i przedstawiam kilku osobom. Rose jest przejęta, chłonie wszystkie informacje, jak kwiat podczas suszy. Jest miła, nie mam jej niczego do zarzucenia. Wiem, że mama robi z niej takiego diabła wcielonego, bo po prostu nie daje jej szansy na rozwinięcie skrzydeł. Rose potrzebuje po prostu akceptacji.

Podczas kiedy ja uzupełniam ostatnią dokumentację i dopinam transakcję na ostatni guzik, moja młodsza siostra zwiedza budynek na własną rękę. Robi sobie zdjęcia z niektórymi osobami, które widziała w telewizji, lub czytała o nich w internecie. Spędzamy w firmie trochę ponad godzinę. Dochodzi godzina osiemnasta, dlatego postanawiam wracać do domu. Przedtem jednak wpadam na genialny pomysł.

- Rose!- wołam dziewczynę, a ta za chwilę staje w drzwiach.

- Jesteś głodna?- kiwa głową.

- Zbieraj się, idziemy coś zjeść.- to mówiąc sama zaczynam szykować się do wyjścia.

Opuszczamy miejsce mojej pracy i jedziemy w kierunku jednej z moich ulubionych restauracji, która, tak się składa, nie znajduje się daleko. Restauracja ta specjalizuje się w kuchni tajskiej, którą wręcz uwielbiam.

Wchodzimy do środka, a Rose opowiada o jakiejś nauczycielce, która zawsze zakłada czarny stanik pod białą bluzkę. Po dokładnym przejrzeniu menu zamawiamy jakiś talerz ,, wszystkiego po trochu". Śmiejemy się cały czas, a usta Rosalie nie zamykają się. Kiedy czuję, że muszę do łazienki, przepraszam i wychodzę. Wchodząc do łazienki damskiej, uśmiecham się w duchu. Moja siostra naprawdę nie jest taka zła jak mówi mama.

Pociągam drzwi kabiny i od razu tego żałuję. To Gilbert. I kobieta. O mój Boże! Zamykam je równie szybko, co otworzyłam. Ale wstyd! Czuję palące policzki, dlatego odczekuję chwilę, zanim wrócę. DLACZEGO NIE ZAMKNĘLI DRZWI! Co za idioci!

Czym prędzej wracam do stolika, przedtem jednak proszę danie na wynos. Już po chwili je dostaję i ciągnę Rose do wyjścia.  Zdezorientowana dziewczyna stawia opór, lecz już po chwili ustępuje i wychodzi. Słyszę jakieś stłumione wołania, jednak ignoruję je i w pośpiechu wsiadam do samochodu. W drodze powrotnej nie odzywamy się. Co ja mam jej powiedzieć? Facet z którym mam robić interesy, jest nadętym bucem, jadłam z nim popcorn karmelowy, oglądałam Krzyk i byłam na obiedzie został przyłapany przeze mnie w toalecie z jakąś blondyną?

 NIE MA TAKIEJ OPCJI.

Po prostu zapomniałam o czymś ważnym na jutro.





Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. Naprawdę staram się dodawać na bieżąco, ale nie jest to łatwe chodząc do szkoły. W każdym razie dziękuję Wam za każdy przejaw motywacji. To naprawdę pomaga ;)

Do następnego. :*

Sklej mnie na nowoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz